W świecie miejskiego sportu na pierwszym planie od dawna są piłka nożna, szczypiorniak i siatkówka. To one najczęściej przyciągają uwagę kibiców i co ważne, liczą się nie tylko na lokalnym podwórku. Ostatnio do tego grona aspiruje jednak kolejna dyscyplina – koszykówka. Począwszy od tego sezonu drużyna Legionu Legionowo rywalizuje w drugiej lidze i coraz śmielej walczy o zainteresowanie fanów sportu.

Szef klubu nie ukrywa, że upragniony awans wymusił na zawodnikach i działaczach całkiem inne podejście do swoich obowiązków: na parkiecie i poza nim. – Z perspektywy organizacyjnej to olbrzymi przeskok, jakbyśmy z Malucha przenieśli się do Mercedesa. Dużo więcej pracy, dużo więcej zaangażowania – dla zawodników, dla sztabu, dla zarządu. Mamy co robić, ale satysfakcja jest większa. W wyższej lidze robi się to przyjemniej. Wiemy po co, wiemy o co i dziękujemy miastu, że chciało dołączyć się do tego projektu i nam pomogło. Dzięki temu wszystkiemu czerpiemy z tej pracy więcej satysfakcji – przyznaje Tomasz Matysiak, prezes zarządu Legionu Legionowo. A trener zespołu dodaje: – W tej klasie rozgrywkowej nie byliśmy już ładnych parę lat. Na razie próbujemy się w niej odnaleźć, organizacyjnie i sportowo. Jest oczywiście wyższy poziom, dużo większe wymagania, dlatego musieliśmy wzmocnić skład. Generalnie rzecz biorąc, jest dużo pracy. W porównaniu do poprzedniego sezonu połowa składu została wymieniona, a zostali w drużynie zawodnicy wyróżniający się w III lidze. Stworzyliśmy z tego zespół. Na pewno potrzebujemy jeszcze czasu, aby się zgrywać, natomiast wierzę, że podążamy w dobrym kierunku. Nie nastawiamy się zupełnie na ewentualne awanse. Tak naprawdę zadowala nas świetna postawa zawodników w każdym meczu, a jeżeli przełoży się to na jakieś zwycięstwa, będziemy się z nich bardzo cieszyć – zapewnia Przemysław Raczyk.

Ze względu na swój półamatorski status zawodnicy Legionu mają, rzecz jasna, całkiem inne źródła utrzymania. Nie grają więc w kosza po to, aby się wzbogacić. – To są pasjonaci, którzy za niewielkie pieniądze próbują jeszcze pograć na poziomie centralnym. Te rozgrywki są dla nich bardzo fajne. Mamy u nas zawodników z przeszłością nawet w ekstraklasie, więc do momentu, kiedy zdrowie pozwala, realizują się oni w tym, co lubią i co kochają – mówi szkoleniowiec Legionu.

Jeżeli chodzi o gorące uczucia kibiców, o nie legionowska koszykówka na pewno będzie musiała powalczyć dłużej niż jeden sezon. Działacze i zawodnicy są jednak dobrej myśli, wierząc w to, że stara miłość nie rdzewieje. – Koszykówka próbuje się przebijać: była olimpiada, trzy na trzy, gdzieś tam to wszystko zaczyna się odbudowywać. Jak pamiętamy, w latach osiemdziesiątych był w naszym kraju potężny boom na koszykówkę. Staramy się to wszystko reaktywować również w Legionowie, bo przecież mamy piękne tradycje koszykarskie – była pierwsza liga i naprawdę działo się tu kiedyś coś porządnego. Chcemy do tego wrócić. Druga liga to już jest taki przedsionek. To są rozgrywki centralne i o tym się już mówi – uważa prezes Tomasz Matysiak. – Koszykówka jednak dosyć długo nie istniała w Legionowie na tym wyższym poziomie. Chcemy to odbudować i ściągnąć na trybuny dawnych kibiców, byłych zawodników, ich rodziny, aby nas wspierali. Poza tym mamy dosyć spore grupy młodzieżowe, których zawodnicy też powinni się interesować meczami. Mam nadzieję, że uda nam się stworzyć tutaj fajne zaplecze, zarówno jeżeli chodzi o dobry zespół, ale również o kibiców – mówi trener Raczyk.

Biorąc pod uwagę, że swoje domowe mecze Legion rozgrywa z reguły wieczorami, już teraz przychodzi na nie całkiem sporo widzów. Dość wspomnieć, że na przykład przegrany pojedynek z warszawską Polonią oglądała ich ponad setka. Co do innych wyników w tej rundzie, legionowski beniaminek wygrał trzy mecze, a w jedenastu musiał uznać wyższość rywala. Po czternastu kolejkach w liczącej piętnaście drużyn grupie B Legion z 17 punktami zajmuje trzynaste miejsce. Na półmetku sezonu zasadniczego, z dorobkiem 28 punktów, liderem jest Polonia Warszawa.

Poprzedni artykułPożar w kotłowni
Następny artykułKolej na komisję
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.