Asy od kasowania kasy

Nie pojmuję, czemu przewoźnicy chcą wyplenić zjawisko podróżowania bez biletu. Ja bym postąpił odwrotnie – próbował stworzyć wśród pasażerskich potoków wrażenie, że ów proceder niczym nie grozi. A potem raz-dwa zmasowana kontrola i mamy cały pojazd ofiar! Wtedy, zamiast marnych kilku złociszy, kasę przewoźnika zasili od łebka parę stówek. Jest różnica…? Ponad trzy dekady nazad, gdym dojeżdżał do jednej mocno średniej szkoły średniej, taki manewr zastosował lokalny PKS. Pewnego ranka jego umundurowane bojówki przefiltrowały nafaszerowany uczniakami autobus i choć był to tylko stary, wąski „ogórek”, canarinhos zrobili w ten sposób mizerię z prawie setki frajerów. Kieszonkowe poszło się… płacić.

Inna sprawa, że wtedy nawet uczciwy pasażer miał pod górkę. Gdyby ktoś mu powiedział, że w XXI wieku kasownik sam strzyknie tuszem albo wystarczy zbliżyć doń kawałek plastiku, puknąłby się – o ile przypadkiem miałby wolne ręce – w czoło. I trudno się dziwić, skoro używał kasownika „Krak”, napędzanego wystającą z boku długą, zwieńczoną czarną kulką wajchą. Dizajnerski majstersztyk, tyle że mało funkcjonalny, bo giętki jak liść bilet należało wsadzać z chirurgiczną precyzją. Inaczej imiennik króla załatwiał pasażera odmownie i nawet najsilniejszy ruch jego berłem nie pomógł. Ciut lepiej rozwiązano to ongiś w tramwajach. Oprócz motorniczego, w każdym jeździł samobieżny kasownik marki „Konduktor”, który wprawnym okiem namierzał nowe ofiary i każdej wciskał bilet. Albo brał od nich w łapę. Jasne, podróżni wiszący na zewnątrz w charakterze „winogron” płacić nie musieli. Najwyżej własnym zdrowiem i łachami, o ile przez nieuwagę dojrzeli do spotkania z brukiem. Większość jednak buliła.

Czy robiliby to, gdyby nie było trzeba? A skąd! Z własnej woli bilety NBP to Polak wymienia na towar co najwyżej w monopolowym. Podróży taka transakcja wprawdzie nie służy, lecz jazdę można mieć do upadłego.

Poprzedni artykułPrzeszklona transakcja
Następny artykułWarsztaty ściśle naukowe
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.