Zakończona już, dwudziesta czwarta odsłona festiwalu pod hasłem „Nauka z pałacem w tle”, jako taka naturalnie przeszła do historii. Lecz jabłonowska impreza przejdzie do niej także ze względu na obecność pewnego niechcianego, acz natrętnego gościa. Gościa, przez którego sytuacja stała się niestety cokolwiek… chora. Na szczęście znalazło się jednak na nią skuteczne lekarstwo.

Ten nieproszony gość to oczywiście koronawirus. – W tym roku nasza impreza jest zupełnie inna, bo też jest to zupełnie inny rok – z powodu pandemii trudny i wyjątkowy. Ale jako dyrektor pałacu w Jabłonnie, który należy do Polskiej Akademii Nauk, absolutnie nie chciałam rezygnować w tym roku z festiwalu, dlatego, że jest to fantastyczne spotkanie z nauką, kulturą i sztuką. Spotkanie dla naszych uczestników bezpłatne. Tak więc podjęłam decyzję, że formułę dwudniową, w której w ubiegłym roku uczestniczyło ponad trzy tysiące osób, zamieniamy na formułę sześciotygodniową. W tym czasie organizujemy warsztaty i spotkania w mniejszych, 15 – 20-osobowych grupach, a dzięki temu zachowujemy aktualnie obowiązujące zasady bezpieczeństwa – opowiadała Katarzyna Molęda, dyr. Domu Zjazdów i Konferencji PAN w Jabłonnie.

Na przełom lata i jesieni zaplanowano w pałacu blisko czterdzieści rozmaitych wydarzeń. A że ich kalendarz był dynamiczny, w trakcie festiwalu ta lista nawet się wydłużyła. – Rozpoczęliśmy od aktywności i spotkań na zewnątrz, ponieważ pogoda jest fantastyczna, a pozwalają też na to zasady bezpieczeństwa. Odbyły się już wspinaczki z Fundacją Misja Drzewa, odbyły się warsztaty malarskie z Nanuli Burduli. Mamy też między innymi spotkania z pracownikami ogrodu botanicznego PAN, którzy na swoim stoisku prezentują i opowiadają o roślinnych darach jesieni. Z kolei Nadleśnictwo Jabłonna przybliża chętnym na przykład pracę strażnika leśnego – dodała dyrektorka.

Jabłonowskiemu świętu nauki jak zwykle towarzyszyły też piękne dźwięki. Jego akcentami muzycznymi były między innymi warsztaty wokalne śpiewająco poprowadzone przez mezzosopranistkę Annę Pastor. Z kolei Weronika Sura zabrała słuchaczy do świata akordeonu, zmysłowych tang i znanych melodii filmowych. Na deser, aby uczynić zadość nauce, Weronika Sura zaproponowała słuchaczom wykład. – Podczas pierwszej części opowiem o tym, jak artyści funkcjonują w dzisiejszych czasach, jak muszą być również swoimi własnymi menadżerami. Opowiem o działalności w mediach społecznościowych i w ogóle o artystycznej działalności menadżerskiej. A w drugiej części opowiem o akordeonie, jego budowie i o historii tego instrumentu. Tak więc będzie ciekawie.

O historii, która sięga XIX wieku. Przynajmniej według jej oficjalnie przyjętej wersji. – Dotarłam do manuskryptu Leonarda da Vinci, w którym stworzył on rysunek instrumentu do złudzenia przypominającego akordeon. Nazywał on się organetto. Dokładnie 525 lat później holenderski konstruktor Reijnier Kloeg zbudował ten instrument. I ja na dzisiaj też przygotowałam zdjęcia zarówno tych notatek Leonarda da Vinci, jak również wspomnianego instrumentu – zachęcała artystka. Instrumentu, nawiasem mówiąc, dość pokaźnego i ciężkiego. Lecz obcująca z nim na co dzień artystka nie widzi w tym wcale problemu. – Wydaje mi się, że to jest kwestia odpowiedniej techniki gry, odpowiedniego ułożenia pasów i pozycji przy instrumencie. Pomimo tego, że jest on dosyć ciężki, bo koncertowe akordeony ważą około piętnastu kilogramów, to jednak spokojnie można sobie z tym poradzić. Tym bardziej, że my nie stoimy z instrumentami, tylko siedzimy – zauważyła Weronika Sura.

Ani na moment nie usiadł za to przyjaciel pałacowych imprez Robert Tondera. Znany z licznych ról dubbingowych aktor Teatru Rampa przygotował dla młodych uczestników warsztaty poświęcone interpretacji poezji. Założywszy się z nimi wcześniej, że w trakcie wykładu nikt z powodu nudy go nie opuści. – Mam tę pewność z tego względu, że od 25 lat prowadzę warsztaty dla dzieci, dla młodzieży i dla dorosłych. Jest to fragment warsztatów „Czego nie widać w teatrze” i „Kreator przestrzeni”. Jako że jest to festiwal nauki, ograniczyłem je do zmysłów, dając tytuł „Kiedy nie widać”. Jeżeli ktoś nie potrafi sobie wyobrazić, kiedy nie widać, to jest to warsztat dla niego. Jeżeli potrafi sobie wyobrazić, to też jest warsztat dla niego, ponieważ pięć zmysłów, które nam dano, to jest cały wszechświat. Będę mówił o ludziach, którzy wykorzystują inne zmysły niż tylko wzrok to tego, żeby postrzegać świat. I to jest do tego festiwalu idealne, aby spotkać się z ludźmi, w takiej przestrzeni jak tutaj – na zewnątrz, i posłuchać, dotknąć, poczuć, posmakować. I wtedy dopiero będzie wiadomo, czego nie widać i kiedy nie widać…

Zdaniem aktora doskonale widać za to pożytki, jakie daje łączenie zabawy i nauki. Na przykład w formule, która od lat sprawdza się w jabłonowskim pałacu. – To nadzwyczajna sprawa. Nie ma nauki bez zabawy, poprzez zabawę człowiek się uczy. Jeżeli ktoś tylko i wyłącznie wbija sobie do głowy pewną wiedzę, to nigdy jej tak naprawdę nie osiągnie. A jeżeli zakończymy coś zabawą, to ta zabawa pozostaje. Niemcy mają na to cudowny sposób: za każdym razem, kiedy coś robią, później przekuwają to na zabawę. Amerykanie mają tak samo. Tylko my jakoś tak – albo jedno, albo drugie. A ja tutaj z uczestnikami spróbuję uczyć się i bawić jednocześnie – powiedział Robert Tondera.

Trwająca do 10 października „Nauka z pałacem w tle” odbywała się zarówno w weekendy, jak i w pozostałe dni tygodnia. Co nie pozostało bez wpływu na wielkość audytorium. – Zaprosiliśmy też do współpracy klasy i szkoły z naszego powiatu. Klasy przychodzą w takim reżimie, w jakim pracują w szkole. Bardzo się cieszę, bo szkoły mogą dzięki temu skorzystać z festiwalu oraz wiedzy, jaką można pozyskać na tych naszych spotkaniach – powiedziała dyr. Katarzyna Molęda. Jak zatem widać, ani kultura, ani nauka koronawirusowi się w Jabłonnie nie dały. Mimo to dla wszystkich będzie lepiej, jeśli za rok w okolicach festiwalu on się już nie pojawi…