Lodowa Arena, czyli nowe, zadaszone wcielenie legionowskiego lodowiska miejskiego, w ciągu zaledwie kilku miesięcy zdążyła podbić serca tysięcy miłośników łyżwiarstwa. O tym, jak rodziło się to uczucie i czym ono zaowocowało, rozmawiamy z Ireną Bogucką, prezesem spółki KZB Legionowo będącej właścicielem obiektu.

Kiedy zapadła decyzja o odesłaniu na emeryturę wysłużonej, sezonowej ślizgawki i budowie wielofunkcyjnego, zadaszonego lodowiska, miała Pani jakieś wątpliwości co do celowości tej inwestycji?

Ani przez chwilę. Takie miasto jak Legionowo zasługiwało na nowoczesny obiekt sportowy, który w odróżnieniu od swego rozkładanego tylko na zimę poprzednika będzie służył mieszkańcom przez cały rok – poza sezonem zimowym jako boisko treningowe dla młodych piłkarzy. Nie bez znaczenia był także fakt, że ten projekt doskonale wpisał się w charakter Stadionu Miejskiego, czyniąc z niego kompleks sportowy, gdzie właściwie każdy miłośnik aktywności fizycznej może znaleźć coś dla siebie. A poza tym, chociaż na początku nie nosiła jeszcze przecież takiej nazwy, Lodowa Arena świetnie prezentuje się w sąsiedztwie istniejącej hali sportowej, którą – oczywiście nieprzypadkowo – trochę przypomina.

Obawiała się Pani o termin zakończenia inwestycji? Wykonawca poprzeczkę zawiesił sobie przecież bardzo wysoko.

Rzeczywiście, firma Moris Polska miała na realizację tego zadania tylko pięć miesięcy. Ale wcześniej budowała ona dla nas także pływalnię Wodne Piaski, więc dobrze znaliśmy jej metody działania oraz ludzi, którzy na miejscu koordynowali prace budowlane i pilnowali, aby wszystko przebiegało zgodnie z harmonogramem. Oczywiście zawsze zdarza się coś, co może go trochę zaburzyć, ale tym razem ani przez moment nie pojawiło się zagrożenie, że inwestycji nie oddamy mieszkańcom w terminie. Tak więc, choć to lodowisko, obyło się bez poślizgu.

Na jego otwarcie przyszły setki mieszkańców. Czy później równie chętnie korzystali oni z oferty Lodowej Areny?

W mojej ocenie tak. Szybko okazało się, że przyciąga ona zarówno wiele rodzin oraz indywidualnych użytkowników, jak też zorganizowane grupy z lokalnych placówek oświatowych. Bardzo dobrze obrazują to liczby. Od końcówki grudnia do 8 marca, kiedy to zapraszając na darmową przejażdżkę wszystkie panie zakończyliśmy łyżwiarski sezon, lodowisko w ramach wejść jednorazowych odwiedziło 41 tysięcy osób, a ponad sto zakupiło oferowane przez nas karnety. Dużym powodzeniem cieszyła się także wypożyczalnia sprzętu, z której skorzystało blisko 18 tysięcy naszych gości. To chyba najlepsze potwierdzenie, że pieniądze zainwestowane w ten obiekt zostały dobrze wydane i była to potrzebna inwestycja.

Zdaniem jej wykonawcy, zastosowana w Lodowej Arenie technologia gwarantuje długą i bezawaryjną pracę. Czy te zapewnienia znalazły potwierdzenie w praktyce?

Owszem, jak dotąd nie mieliśmy z eksploatacją lodowiska żadnych problemów. Oczywiście, jak w przypadku każdego nowego obiektu, jego personel musiał się go „nauczyć” i nabrać stosownego doświadczenia, ale poszło to dość szybko, a co najważniejsze, nie odbyło się kosztem naszych klientów.

Klientów, Pani zdaniem, zadowolonych?

W przeważającej większości tak. Jeśli zdarzyły się nam jakieś niedociągnięcia, wynikały głównie z konieczności wdrożenia się w eksploatację tego, wbrew pozorom, bardzo skomplikowanego obiektu sportowego. Sądzę, że nasi pracownicy wykonali dobrą robotę. Mało kto pewnie pamięta, jak kapryśne i uzależnione od pogody było poprzednie lodowisko. W ostatnim sezonie jego użytkowania mogliśmy udostępnić je legionowianom w sumie przez zaledwie 45 dni. Teraz ani temperatura, ani opady atmosferyczne nie są już dla nas i łyżwiarzy odwiedzających Lodową Arenę żadną przeszkodą. I o to właśnie w tym całym przedsięwzięciu chodziło.

Poprzedni artykułPrzekręt na wirusa
Następny artykułWirus już w powiecie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.