fot. arch.

Dziś mało kto już go wspomina, kiedyś jednak stoczono w jego obronie poważną bitwę. A było o co, gdyż Legionowo – niczym przed wiekami greckie i rzymskie miasta – miało swój własny amfiteatr. Autor pomysłu wybudowania go na Piaskach liczył pewnie, że obiekt zatętni kulturalnym życiem. W praktyce, cóż, bywało różnie.

Kusząc kameralnością, owszem, tętnił on życiem, lecz nie zawsze kulturalnym. Stanowił bowiem wymarzone miejsce dla fanów dziennego tudzież nocnego biesiadowania pod chmurką. No więc biesiadowali, sporadycznie tylko przepędzani przez organizatorów lokalnych imprez plenerowych. – Ten amfiteatr stanowił miejsce sobotnich czy niedzielnych spotkań mieszkańców. Było tam bardzo dużo występów, naszych dzieci również. Z sentymentem wspominają go pewnie osoby mające teraz co najmniej 40-50 lat. Bo było to miejsce spotkań młodych ludzi, często także zakochanych – opowiada Stanisław Kraszewski, długoletni mieszkaniec osiedla Piaski.

Trwałaby ta idylla może i do dzisiaj, gdyby nie firma Kaufland, która teatr postanowiła zastąpić marketem. Wiedząc, kto na co dzień „grywa” w tym pierwszym główne role, w ratuszu przyjęto ów pomysł życzliwie. Okoliczni mieszkańcy wręcz przeciwnie. Jak na ludzi związanych z armią przystało, wzięli w obronę istniejący stan rzeczy. Ich oddolny zryw spowodowany był głównie obawami przed kłopotliwym sąsiedztwem niemieckiego giganta. – Znakomita większość mieszkańców burzyła się przeciwko temu, by powstał kolejny duży obiekt handlowy. Z dnia na dzień dowiedzieliśmy się, że ten teren zostanie sprzedany pod Kaufland. Oczywiście sprzedającym była Agencja Mienia Wojskowego, bo to był teren wojskowy. No i powstanie ten obiekt.

Zwiększony ruch, duży hałas, gorszy widok z okna – to wszystko w proteście tubylcy wzięli na sztandary. Dla części z nich stała się to walka o biznesowe przetrwanie. – Baliśmy się również, że padną małe sklepy, których tutaj było i w dalszym ciągu jest dosyć dużo. A właścicielami tych sklepów są nasi mieszkańcy. Dlatego powstał komitet protestacyjny. Jego działania nie odniosły jednak pożądanego skutku, ponieważ zgodnie z przepisami właściciel działki ma prawo budować na niej, co chce. A poza tym, w czasie rozmowy z przedstawicielami Kauflandu, przekonaliśmy się, że być może będzie z tego coś dobrego i dla osiedla – przyznaje były powiatowy radny.

Rzeczywiście, przestraszony protestami inwestor w kilku kwestiach odpuścił i poszedł kontestatorom na rękę. Zaaranżował im też mały park. Znając życie, dobrze wiedział, że i tak do tego interesu nie dołoży. A za obywatelski bunt mieszkańcy prędzej czy później zapłacą – przy kasie. Co do amfiteatru, szybko poszedł w zapomnienie. I niczym dawniej Sfinks w piaskach pustyni, on także pogrążył się w odmętach legionowskiej historii. – Patrząc z perspektywy lat, w tej chwili nie ma chyba mieszkańca tego osiedla, który by tu co jakiś czas nie robił zakupów. To placówka dla nas bardzo użyteczna. Spotykam tu też ludzi z innych części Legionowa i okolicznych gmin. Ponadto ten sklep dał sporo miejsc pracy, co w tej chwili – gdy nie ma bezrobocia, jest bez znaczenia, ale kilka lat temu każda liczba nowych miejsc pracy była naprawdę potrzebna – podkreśla Stanisław Kraszewski.

Piaskowy przykład pokazał, że sztuka handlowego marketingu bywa ważniejsza od teatralnych sztuczek. Zwłaszcza gdy w promocji ktoś umie dobrze ją sprzedać.

Poprzedni artykułOpłatek u seniorów
Następny artykułSerock na kartę
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.