fot. arch.

W listopadzie miejscy radni długo i chwilami namiętnie dyskutowali z prezydentem o nowych stawkach podatków oraz opłat lokalnych. Aż w końcu jeden z nich – uznając zapewne, że otrzymał cios poniżej pasa – spór postanowił rozstrzygnąć po męsku. I odłożywszy na bok swoje racje, zaproponował oddanie głosu pięściom.

Długa debata o finansowych obciążeniach dla mieszkańców nie dziwi, bo chcąc nie chcąc, ratusz część z nich musiał podnieść. Co do podnoszonych na sesji kwestii, największe w konsekwencji spięcie wywołało pytanie zadane prezydentowi przez jednego z radnych opozycji. A właściwie niewłaściwa, zdaniem mówcy, odpowiedź adresata. Dlatego po chwili wrócił on do tematu. Mówiąc o sobie, co dawniej było charakterystyczne dla władców, w trzeciej osobie. – Pan proponuje te maksymalne stawki, no i z tego wynika obawa radnego, bo w konstytucji jest możliwość samoopodatkowania się przez mieszkańców gminy, dlatego pytanie radnego, czy pan zamierza… czy te maksymalne stawki panu wystarczają i czy pan zamierza ewentualnie to samoopodatkowanie wprowadzić. Więc nie wiem, skąd to oburzenie i ocena, że to pytanie jest jakieś niewłaściwe. Nie rozumiem tego – przyznał Dariusz Petryka.

Prezydent, zwykle cierpliwie tłumaczący radnym formalno-prawne zawiłości, rzeczowej odpowiedzi udzielił błyskawicznie. – Rzeczywiście, w konstytucji jest możliwość, i w polskim prawie, samoopodatkowania. Ale nazwałem pana propozycję absurdalną i pytanie może absurdalnym, ponieważ samoopodatkować mogą się sami mieszkańcy. Czyli w drodze referendum można się zapytać, czy za coś dodatkowo chcą płacić. W związku z tym absurdalne było pana pytanie polegające na tym, czy ja zamierzam to wprowadzić. Ja nie mogę tego wprowadzić i nie zamierzam takich propozycji mieszkańcom też składać – odrzekł Roman Smogorzewski.

Odkładając na bok podatki, ciekawsze było starcie, do którego między oboma panami doszło kilka minut wcześniej. Starcie na słowa, choć w tym przypadku to akurat nie takie oczywiste. Poszło o prezydenckie aluzje do internetowej, piętnującej działania obecnych władz miasta aktywności radnego Petryki, wzmocnione pytaniem, czy przeznacza swą samorządową dietę na cele charytatywne. Bo to właśnie zasugerował on w jednej z gazet przed ostatnimi wyborami samorządowymi, w których zresztą też nie przewidywał wcześniej kandydowania. – W zakresie obowiązków prezydenta – wykracza pan jakby poza swoje umocowanie prawne – nie jest dopytywanie się radnych, jakie mają zobowiązania wobec mieszkańców; czy je realizują. (…) To, czy ja przekazuję dietę, czy nie przekazuję – to też państwu zaproponuję przy okazji – powiedział radny PiS. Zachęcając radnych do wsparcia leczenia chorego chłopca, Dariusz Petryka jeszcze raz nawiązał do losów swojej diety. Jednoznacznie wszak nie potwierdzając, czy w całości przekazuje ją na cele dobroczynne. – Ja praktycznie każdego miesiąca się wywiązuję z tego obowiązku, który na siebie przyjąłem. I także na tą licytację przekazałem 700 zł. To jest taki jeden świeży przykład, ja o takich rzeczach nie mówię i nigdy nie zamierzałem. Pan wywołał niepotrzebnie ten temat.

Czy właśnie z tego powodu radny Petryka postanowił sięgnąć po rozwiązania siłowe, trudno orzec. Jedno jest pewne: propozycja czegoś w rodzaju samorządowej „solówki” padła na sali obrad po raz pierwszy. – Pomyślałem, że skoro pan jest takim wielbicielem boksu, to mam taką propozycję – bo wiem, że też pana zastępca, który teraz urzęduje w innym mieście (chodzi o Lucjana Chrzanowskiego, prezydenta Żyrardowa – przyp. red.), miał odwagę, żeby stanąć do walki bokserskiej – to może przy najbliższej takiej gali boksu skrzyżujemy rękawice i pan wtedy te swoje frustracje w stosunku do mojej osoby będzie pan mógł wygasić – stwierdził radny. O jaki pas, czy może raczej fotel, toczyłaby się walka – nie wiadomo. Tajemnicą pozostaje też fakt, czy potencjalni rywale „chodzą” w tej samej kategorii wagowej. Choć to i tak mało istotne, bo gospodarz ratusza ciosy woli jednak zadawać werbalnie. – Może panu się marzy kariera bokserska, mnie absolutnie nie. Jeżeli z kimś chciałbym skrzyżować ręce, to na pewno nie z panem.

A zatem na ringu do legionowskiej walki stulecia nie dojdzie. Za to podczas sesji rady miasta kibice, tak jak dotąd, z pewnością obejrzą jeszcze w przyszłości niejedno liczenie.

Poprzedni artykułSerock na kartę
Następny artykułNowy trener na początek przygotowań
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.