Pomijając sam rezultat, jeśli tak mają wyglądać wszystkie domowe mecze legionowskich siatkarek, o frekwencję w DPD Arenie należy być spokojnym. Mimo nieznacznej porażki 2:3 w piątkowym spotkaniu z Grupą Azoty Chemikiem Police, podopieczne Alessandro Chiappiniego pokazały pazurki, jasno dając do zrozumienia, że w tym sezonie mogą być groźne nawet dla faworytów.

Początek meczu należał do policzanek. Dlatego po serii ich świetnych zagrywek, kiedy zrobiło się 1:5, trener legionowianek od razu poprosił o czas. Nie wiadomo, co zawodniczkom przekazał, ale zadziałało, bo zgarnęły sześć kolejnych piłek. Dwupunktową przewagę gospodyń zlikwidowała w pewnym momencie doskonałymi floatami Wilma Salas, lecz rezultat seta wciąż był sprawą otwartą. Choć w końcówce, po błędach Julie Oliveiry Souzy i Olgi Strantzali mógł się on wydawać stracony, niezrażone legionowianki parły do przodu i w nagrodę dostały dwa setbole. Z nich policzanki jeszcze się wybroniły. Chwilę później, po ich ataku w siatkę, gospodynie mogły już się cieszyć. Wygrały 26:24.

Nie takiego obrotu spraw spodziewały się ich utytułowane rywalki. Dlatego w drugiej partii od razu chciały ustawić mecz pod siebie. Być może chciały za bardzo, bo znów szło im dość opornie. Z drugiej strony, tak się gra, jak przeciwnik pozwala. A miejscowe doskonale broniły, znajdując też luki w bloku rywalek. Kiedy po ataku z drugiej piłki Juliette Fidon-Lebleu przewaga gospodyń urosła do sześciu oczek (20:14), pierwszy punkt w tym sezonie był już na wyciągnięcie ręki. Jako ostatnia przyłożyła ją swoim atakiem Olga Strantzali, ustalając wynik na 25:23. No i w szczelnie wypełnionej kibicami DPD Arenie przyjemnie zapachniało mega sensacją.

Tuż po starcie trzeciego seta, przy prowadzeniu legionowianek 4:2, wydawało się, że tego dnia policzanki nie zdołają się już pozbierać. Zbyt doświadczona to jednak ekipa i zbyt wiele razy bywała w podobnych opałach, by nie wiedzieć, jak się z nich wydostać. Pod wodzą Natalii Mędrzyk ruszyła do odrabiania strat, a zawodniczkom Alessandro Chiappiniego nie pomogło nawet wejście Magdaleny Damaske, która przy stanie 14:20 miała poprawić grę w przyjęciu. Tyle że takiej różnicy i z takim rywalem zniwelować się już nie dało. Chemiczanki wygrały do 18 i do kolejnego seta „o życie” przystąpiły będąc na fali, no i w znacznie lepszych nastrojach. Ich przeciwniczki zgoła odwrotnie. W grze legionowianek wszystko się posypało, nic zatem dziwnego, że mając więcej swobody, dziewczyny w Polic punkt po punkcie im odjeżdżały. Im więcej oczek miały w zapasie, tym swobodniej atakowały i podejmowały więcej ryzyka. Pozwoliło im to na luzie dojechać do stanu 20:12, przez co miejscowym nie pozostawało nic innego, jak tylko przygotowywać się do ostatniego starcia. Czwartego seta DPD Legionovia przegrała do 16.

Ponieważ przy stanie 2:0 nie dopełniły „formalności” i przegrały dwa kolejne sety, dziewczynom z DPD Areny zajrzała w oczy wizja ziszczenia się starego siatkarskiego porzekadła, wróżącego im przegraną w tie-breaku. Mimo to podeszły do niego bez kompleksów, w pierwszej fazie grając z rywalkami punkt za punkt. Niestety, przy stanie 7:6 coś się w ich nieźle funkcjonującym mechanizmie zacięło. Po czasie wziętym przez tureckiego trenera gości policzanki zaliczyły serię aż ośmiu zdobytych punktów. Później zaś szybko dopełniły formalności i zwyciężyły w piątej partii 15:8, a w całym meczu 3:2. Dla siatkarek DLD Legionovii był to bez wątpienia cenny sprawdzian ich potencjału oraz umiejętności. Dający drużynie zastrzyk optymizmu i mimo wszystko udany.

DPD Legionovia Legionowo – Grupa Azoty Chemik Police 2:3 (26:24, 25:23, 18:25, 16:25, 8:15)

Legionovia: Tokarska, Souza, Strantzali, Fidon-Lebleu, Łukasik, Grabka, Lemańczyk (libero) oraz Wójcik, Matejko, Damaske, Dyduła, Karpińska, Adamek (libero).
Chemik: Truszkina, Kowalewska, Wasilewska, Salas, Mędrzyk, Silva Franco, Maj-Erwardt (libero) oraz Łukasik, Polak.
MVP: Wilma Salas (Chemik).

Poprzedni artykułPamięć o zagładzie
Następny artykułPływacka gra w trzy karty
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.