– Oj, będzie się działo! – Janusz Patriak, charyzmatyczny komentator środowego meczu, miał dobre przeczucie. Na legionowskim stadionie zmierzyły się tego dnia reprezentacje polskich księży i samorządowców. Bez uciekania się do cudów duchowni wygrali 6:0.

Z inicjatywą potyczki wyszli ci drudzy, wzbogacając sportowym wątkiem obrady Związku Miast Polskich. – Podczas jednego z tych spotkań zaproponowaliśmy wspólnie z radnym Przemkiem Cichockim, żeby pochwalić się naszą bazą sportową i rozegrać taki mecz w Legionowie. Spotkało się to z aprobatą. Legionowo leży w centrum kraju, więc zawodnicy mają tu dobry dojazd. Dzięki temu frekwencja dopisała i mam nadzieję, że będzie fajna zabawa – mówił przed meczem Michał Kobrzyński, członek zarządu powiatu. – Z radością przyjęliśmy to zaproszenie. Co prawda to dla nas trudny czas, dlatego że w środę o 18.00 mamy zwykle obowiązki kapłańskie, ale mimo to chętnie zagramy dzisiaj z samorządowcami. Każdy moment, kiedy można połączyć wiarę ducha z kulturą fizyczną, jest dla nas bardzo cenny – dodał o. Jacek Kępiński, trener i współzałożyciel reprezentacji księży.

Biegający za piłką duchowni robią to od blisko 20 lat. Tym chętniej, że gra w ich kadrze nie jest pobożnym życzeniem i raczej nie trzeba się w tej intencji modlić. – W reprezentacji księży grają przede wszystkim ci, którzy chcą. I oczywiście spełniają jakieś minimum jeśli chodzi o piłkarskie rzemiosło. Jest to też forma takiej naszej wspólnoty, bo w tej reprezentacji grają księża z różnych parafii – mówi szkoleniowiec.

Z różnych „parafii”, tyle że samorządowych, byli też rywale kapłanów. Wśród prezydentów, burmistrzów i radnych pojawił się na boisku kapitan legionowskiego ratusza. Podobnie jak Pele, Maradona i Messi – z dziesiątką na plecach. – Dla mnie to historyczna chwila, ponieważ pierwszy raz w życiu jestem w piłkarskich korkach. Aż 46 lat czekałem, żeby je założyć i wyskoczyć na profesjonalną murawę. Jedyne, co mnie pociesza w tym meczu, to fakt, że w razie śmiertelnego zejścia będzie zapewniona spowiedź, a ostatnie namaszczenie będę miał z wielu rąk – żartował prezydent Roman Smogorzewski.

Uprzedzając nieco fakty, samorządowa „dycha” dotrwała do końcowego gwizdka. Nim się on jednak rozległ, zapytaliśmy piłkarzy o założenia taktyczne. Inaczej niż trener Nawałka, spowiadali się z nich bez oporów. Gospodarze plan mieli prosty. „Kobra” streścił go w kilku słowach: – Do przodu! Kopnąć piłkę i do przodu! A gracz z dziesiątką uzupełnił: – Przyjęliśmy taktykę, żeby przeżyć ten mecz. Mając zapewne zbliżone intencje, goście zamierzali uniknąć na boisku epatowania chrześcijańskim miłosierdziem. I jak to księża, walczyć o piłkę z poświęceniem. – Nie znamy przeciwników, tak więc wyjdziemy ostrożnie, ale proszę mnie trzymać za słowo, że od 15 minuty przejdziemy do przodu. Musimy tylko najpierw zobaczyć, co gra drużyna gospodarzy.

Podopieczni ojca Kępińskiego dotrzymali słowa. I to nawet wcześniej niż po kwadransie. Choć nie grali w strojach służbowych, a ich profesję sugerowało tylko widoczne na koszulkach pruszkowskiego klubu słowo… „znicz”, księża nie unikali czarnej boiskowej roboty. Już po kilku minutach przyniosło to im pierwszego gola. Później, jeszcze bardziej uskrzydleni, wbijali samorządowcom kolejne. Skończyli na sześciu. Ich utrudzeni rządzeniem rywale poprzestali na nastawianiu drugiego policzka i w trakcie trwającego 60 minut meczu nie trafili do siatki ani razu. Można tylko żałować, że pofatygowało się nań tak mało widzów. Bo oglądało się go bosko!