His-tor-ia torem się toczy

No i stało się! W Legionowie oddano do użytku Centrum Komunikacyjne, pod którą to nazwą tkwi obiekt w sąsiedztwie torów spotykany dość często – dworzec kolejowy. Fakt, zamierza on pełnić kilka innych funkcji, lecz ta zasadnicza bez wątpienia należy do najbardziej odjazdowych. Panujący nam Zawiadowcy przecięli wstęgi, więc nic tylko wsiadać do pociągu byle jakiego, drzwi zamykać i odjeżdżać. Z reguły do byle jakiej pracy, po byle jaką pensję. Zachodzi jednak obawa, że długo ta podróżnicza idylla nie potrwa. Bo tutejsze budynki dworcowe, jak nie przymierzając większość większych miejskich inwestycji, lubią przyciągać kłopoty. Co wrażliwszych historia może tu nawet skłaniać do histerii.

Pierwsze schronienie dla podróżnych, nazywane jeszcze, o zgrozo, stacją Jabłonna, raczyli miejscowym – jak mawia się w niekiepskim sitcomie o Kiepskich – rozdupcyć rosyjscy sołdaci, dając w 1915 r. dyla przed nacierającymi Niemcami. Widać już wtedy przeczuwali, że raptem za 30 lat drużba polsko-radziecka stanie się wyjątkowo gorąca i przy pomocy ognia postanowili dać temu symboliczny wyraz. Na szczęście rok później przyszli producenci volkswagenów zbudowali tymczasowy schowek dla pasażerów, który przetrwał kolejne dwie dekady. A więc, co dla lokalnej prowizorki okaże się typowe, całkiem długo.

Pod koniec lat 30. ówcześni legionowianie zaczęli wreszcie być użytkownikami dworca z prawdziwego zdarzenia. Tyle że wskutek innego zdarzenia, sprokurowanego przez słynnego wynalazcę terenowej gry zwanej blitzkriegiem, szybko stali się użytkownikami drugiej kategorii. Lub jak kto woli, podpasażerami. Szkoda wielka, gdyż tamten budynek, nie dość, że urzekający nowoczesną architekturą, starał się też robić za coś w rodzaju mediateki z gastronomicznym bonusem. Stąd obecność kiosku oraz klimatycznej restauracji. Wszystko do czasu. Tym razem, nawiązując do pirotechnicznej tradycji, przeniesieniem poczekalni w stan spoczynku zajęli się niemieccy saperzy, którzy w październiku 1944 r. zorganizowali tubylcom pokaz fajerwerków. Kolejne, trzecie wcielenie miejskiego dworca przybrało postać parterowego drewniaka. A ponieważ budulec był solidny, nieruchomość cieszyła oczy podróżnych przez 30 kolejnych lat, aż do czasu, gdy kolejarze zamienili ją na poprzedzający CK barak.

Jak zatem widać, w Legionowie inwestowanie w nowe budynki dworcowe jest obarczone dużym ryzykiem. Bo przewrotny los wplatał je dotąd w wydarzenia co najmniej dla mieszkańców niemiłe. I zarazem zwiastujące owych budynków zagładę.  Mimo to inwestorzy (o pasażerach nie wspominając) liczą, że postawione za szwajcarskie franie Kommunikation Center z tą ponurą tradycją zerwie. Tylko po co w takim razie przecinali je 11 września? Owszem, to nie World Trade Center, więc samolotem trafić weń będzie trudno. Ale pech to pech i nie znalazł się dotąd taki, co by opuścił przed nim szlaban.

Poprzedni artykułDojechało na czas
Następny artykułPodróż za jeden całus
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.