Zawsze uważałem, że jeśli chce się skłonić kogoś do zmiany złych nawyków, trzeba przedstawić gościowi perspektywę utraty czegoś, na czym mu zależy. Pomijając osobniki w rodzaju mojego bliskiego krewnego, którym nie zależy na niczym, to działa. W końcu dostrzegli tę prawidłowość nawet nasi bystrzy prawodawcy, od lat usiłujący okiełznać temperament drogowej husarii. I zaczęli podcinać jej skrzydła nie mandatami czy punktami karnymi, lecz zabierając lejce. Wreszcie dolali paliwa do ognia! Bo co taka wizja oznacza dla krewkiego polskiego jeźdźca, wiadomo: trudno o większą tragedię niż spieszony ułan.

Zapewne dlatego większość drajwerów w terenie zabudowanym jeździ teraz tak, jakby mieli bose stopy, a w ich ulubiony, skrajnie prawicowy pedał ktoś nawbijał szpilek. Poza grodami i siołami również, siłą napędzanego obawą rozpędu, zwolnili. Czy ten pierwszy szok rodakom minie, czy może przerodzi się w coś trwałego – wie zapewne tylko wróżbita Maciej. Ale nawet jeżeli efekt utrzyma się zaledwie kilka tygodni czy miesięcy, spora grupa pieszych, rowerzystów oraz innych kierowców ocali zdrowie lub życie. Zamiast po raz pierwszy i ostatni zaistnieć w mediach, w rubryce „Kronika wypadków”. Co prawda nikt z nas nie będzie miał pojęcia, że właśnie on wywinął się dzięki temu spod kosy, jakie to ma jednak znaczenie? Grunt, że fortuna dalej kołem mu się potoczy.

Zakładając wariant optymistyczny, czyli spadek średniej prędkości śmigania po krajowych wstęgach asfaltu, producenci aut będą chyba musieli pomyśleć o zmianie strategii marketingowej. Po kiego bowiem reklamować osiągi i montować coraz tęższe motory, skoro na najbliższym zakręcie pana szofera zawróci z drogi drogówka i na kopach wysadzi z jego blaszanej puszki. Auta sportowe? To już w ogóle kanał! Lepiej od razu przetopić je na kajdanki dla aferzystów, których po jesiennych wyborach zacznie sadzać nowa władza. Inna sprawa, że raczej i tak zabraknie jej surowca… Gdyby ktoś zapytał, czy wizja spowolnionego ruchu jest dla mnie przerażająca, zaprzeczyłbym natychmiast. Jako osobnik mocno związany z pewną 20-letnią, smukłą gwiazdą ze Stuttgartu, nauczyłem się doceniać majestatyczne pokonywanie przestrzeni oraz fakt, że nawet wyrafinowane pieszczoty w kokpicie nie są w stanie przekonać jej do tego, aby stała się szybka. Polubiłem ten przekorny opór. Tym chętniej, że w zamian otrzymałem cenną obietnicę: „nigdy cię nie zawiodę, nawet gdy kiedyś, w przyszłości już się sobą znudzimy”.

Tak na koniec, w każdej dziedzinie życia ważny jest umiar. Ponoć najnowszym pomysłem jakiegoś strażnika licznikowej cnoty z Wiejskiej są kary za przekroczenie prędkości nawet o 1 km/h. Zgoda, pod warunkiem, że kiedy on sam tak zgrzeszy, zamieni się z gliniarzami na mandaty.  

Poprzedni artykułNowy-stary dyrektor biblioteki
Następny artykułBoisko plażowe
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.