W styczniu mieszkańców wsi Łajski zelektryzowała wieść o planach postawienia tam krematorium dla zwierząt. Oliwy do ognia dolał fakt, że zatrudniony przez inwestora wykonawca przystąpił do pracy zbyt wcześnie, przez co starosta umorzył postępowanie o wydanie pozwolenia na budowę. Wtórując oddolnym protestom, biznesowe plany postanowili dobić uchwałą gminni radni. W całym zamieszaniu zapomniano o jednym – wysłuchaniu drugiej strony.

„Krematorium” to właśnie słowo – klucz. Nie istnieje chyba nikt, kto miałby z nim pozytywne skojarzenia, i mieszkańcy Łajsk nie są pod tym względem wyjątkiem. Dlatego kiedy usłyszeli o zamiarze ulokowania go w pobliżu swych domów, zrobili wszystko, aby zamiar spalił na panewce. Poszło gładko, bo inwestor sam, jak już wspomniano, się podłożył.

Kosztowna samowolka

Pełnomocniczka spółki Niebiański Zwierzyniec potwierdza: tak, doszło do samowoli budowlanej. Niezamierzonej, ale jednak. Winą obarcza ekipę budowlaną, która pod nieobecność inwestora miała zająć się pracami przygotowawczymi, polegającymi głównie na uporządkowaniu terenu. Jak później wyszło na jaw, robotnicy poszli krok dalej, za co zresztą wykonawca zapłacił później odszkodowanie. Mleko się jednak rozlało i na fali społecznego niepokoju z powodu planów budowy krematorium pilnie zwołano zebranie wiejskie. Jego liczni uczestnicy – ci z sali i ci za prezydialnym stołem – dotychczasowe działania inwestora solidarnie potępili. Przedstawicieli spółki na sali zabrakło. O zebraniu, jak twierdzą, nie wiedzieli. – Chcieliśmy dobrze, a zrobiono z tego polowanie na czarownice. Nie było możliwości i nie było z kim rozmawiać. Sam wójt powiedział, że to nie ma sensu, bo nas zlinczują. Więc jeśli my nie byliśmy się w stanie bronić, a miejscowa ludność nie jest zainteresowana tym, czym ta inwestycja naprawdę jest, rozważamy, czy nie warto pomyśleć o innej lokalizacji. Nie chcemy się z nikim szarpać. Rozumiem mieszkańców, że mogli źle odebrać nasze zamiary, ale gdybyśmy mieli możliwość kontaktu, wszystko mogłoby pójść zupełnie inaczej – mówi Magdalena Rakowska. I do rozmów na temat inwestycji wszystkich zainteresowanych zaprasza.

Przy okazji prostuje też narosłe wokół całego projektu półprawdy. – To nie jest jakieś wielkie krematorium, tylko malutka spopielarnia, w gustownie zaprojektowanym budynku, otoczonym piękną zielenią, który mógłby być ozdobą całej wsi. Miejscem, jakich w Europie i na świecie jest już wiele, w którym właściciele zwierząt mieliby szansę godnego pożegnania swych czworonożnych przyjaciół. Kupując działkę, znaliśmy miejscowy plan zagospodarowania, który mówił, że to teren przeznaczony pod nieuciążliwą zabudowę usługową. Poza tym, niedaleko znajduje się stolarnia, fabryka doniczek, kamieniarz, stacja benzynowa, diagnostyka pojazdów – nie jest to więc dzielnica willowa – przypomina pełnomocniczka spółki Niebiański Zwierzyniec.

Nie taki popiół straszny

Pomimo tego, że inwestycja nie wymagała analizy oddziaływania na środowisko, firma zleciła wykonanie stosownych pomiarów. Z symulacji emitowanych przez spopielarnię zanieczyszczeń wynika, że roczna ilość wypuszczanego z jej komina dwutlenku siarki byłaby 54, a ilość pyłu zawieszonego ponad sto razy niższa od dopuszczalnych norm. Jeśli chodzi o dwutlenek azotu, miałoby go być przeszło 330, zaś chlorowodoru aż 1300 razy mniej niż dopuszcza w tym zakresie prawo. Dobrze wypadła także symulacja rozprzestrzeniania się hałasu wytwarzanego przez zakład – tu również nawet nie zbliżył się on do górnej granicy normy. Tyle teoria. A jak byłoby w praktyce? Inwestor uspokaja. – Żeby piec otrzymał homologację, musi być neutralny dla środowiska. Produkt finalny spalania to bezwonna, nieszkodliwa dla człowieka para, coś jak dym z e-papierosa – zapewnia Magdalena Rakowska. I ma żal do wójta Pawła Kownackiego, po tym, jak w internecie zobaczyła, że wykorzystał on przeciwko firmie materiały promocyjne, które sama – chcąc się dobrze zaprezentować – mu przekazała. To najlepiej świadczy o skali niezrozumienia problemu i diametralnie różnej ocenie tych samych danych.

Należy wspomnieć o innych aspektach niedoszłej inwestycji. Spółka Niebiański Zwierzyniec miała bowiem w planach – o ile pozwolili by na to właściciele gruntu – wyremontowanie prowadzącej do spopielarni drogi, a także stworzenie na tym terenie swego logistycznego i szkoleniowego zaplecza. Docelowo dobrze płatną pracę mogłoby tam znaleźć nawet 20 osób. Wraz z zaprzyjaźnionymi organizacjami pozarządowymi inwestor chciał także wspierać różne inicjatywy lokalnej społeczności. I być może wesprze, pytanie tylko, czy w tej, czy raczej w innej gminie.

Fora ze dwora

Kilka dni po styczniowym zebraniu w Łajskach Rada Gminy Wieliszew jednomyślnie podjęła uchwałę określającą wymagania dla przedsiębiorców ubiegających się o pozwolenie na prowadzenie działalności (m.in. spalarni zwłok zwierzęcych) na terenie gminy. Wymagania, jak łatwo się domyślić, zaostrzone. – To jest straszne granie pod publiczkę, rzekome „bohaterstwo”, którym wykazali się radni, chroniąc mieszkańców. Prawda jest taka, że zapis stwierdzający, że tego typu działalność może być prowadzona minimum 3 km od zabudowań mieszkalnych, jest niezgodny z prawem. Gdybyśmy byli bezwzględnymi przedsiębiorcami, to byśmy nie myśleli o sprzedaży tej działki, uzyskalibyśmy pozwolenie na budowę, postawili obiekt, a później zaskarżyli tę uchwalę, I musielibyśmy, co potwierdzili nasi prawnicy, uzyskać zgodę na prowadzenie działalności gospodarczej – twierdzi przedstawicielka spółki. Zastrzega jednak, że o sądowej batalii w Niebiańskim Zwierzyńcu nie myślą. Na „interesie” w gminie Wieliszew i tak stracili dotychczas masę pieniędzy. Więcej nie zamierzają.

Co ciekawe, zamknięta właściwie sprawa niespodziewanie wypłynęła w trakcie ostatniej sesji rady powiatu. W wolnych wnioskach pytanie o aktualny stan prawny postępowania dotyczącego budowy krematorium zadał staroście wiceprzewodniczący rady, od lat prowadzący przychodnię weterynaryjną Mirosław Kado. Jan Grabiec poinformował, że obecnie żadne postępowanie administracyjne się w tej sprawie nie toczy. Zastrzegł jednak, że jeżeli inwestor ponownie wystąpi o pozwolenie na budowę, starostwo będzie musiało taki wniosek rozpatrzeć. I choć padły też słowa o rozmowach z przedsiębiorcą na temat usytuowania zakładu na obrzeżach gminy Wieliszew, taki dokument zapewne prędko do starostwa nie wpłynie.

Swoją drogą, dziwić może fakt, że inwestycja, którą samorządowcy w innych regionach kraju traktowali jako wyborczą obietnicę, tym mazowieckim już z daleka śmierdzi. W tej konkretnej sytuacji czuły węch oznacza realną stratę dla budżetu gminy. Budżetu, w którym przecież, jak w wielu innych, się nie przelewa. Ale kto wie, może to właśnie radni i mieszkańcy – dmuchając w temacie spopielarni na zimne – mieli nosa?  

Wójt Paweł Kownacki odpowiada:

Inwestor podpiera się zapisami planu, który może i nie zabrania budowy krematorium, ale według mnie oraz osoby, która tworzyła ten plan, taka inwestycja nie jest tam możliwa. Oczywiście będziemy się starali stosować prawo, ale wsłuchujemy się też w to, co mówią właściciele sąsiednich działek. Dla nich ta inwestycja jest nie do przyjęcia. Stąd m.in. uchwała rady gminy, która uszczegółowiła zasady, na jakich inwestor może się ubiegać o prowadzenie takiego punktu. Nie do końca znalazła ona uznanie w oczach wojewody i teraz przygotowujemy w tej sprawie skargę do następnej instancji. Jeśli chodzi o zmianę lokalizacji inwestycji, rozważane są działki raczej nie w innych częściach gminy, lecz powiatu. Ale nie jest to łatwe, bo nie sądzę, aby znalazł się ktokolwiek, kto – szczególnie w pobliżu budynków mieszkalnych – zaakceptowałby taką inwestycję, którą tylko w bardzo naciągany sposób można nazwać usługą.

Myślę, że w kwestii zniechęcania do kontaktu z mieszkańcami pełnomocniczka spółki trochę przejaskrawia. Oczywiście ma ona prawo do swego subiektywnego odczucia. Ja tylko wskazywałem, jakie są nastroje ewentualnych sąsiadów krematorium. Bardzo chętnie użyczę salę i zorganizuję spotkanie inwestora z mieszkańcami, jednak nie chciałbym być przez to postrzegany jako zwolennik tej inwestycji. Bo tak nie jest.