Można sobie pod koniec roku pisać o życzeniach i postanowieniach, można o prezentach, warto też wrzucić na twórczy ruszt świąteczne menu. Obawiam się tylko, że akurat tę potrawę mogę przypiec niefachowo, albo w ogóle ją przypalić, gdyż należę do tej grupy mieszkańców mieszkań, którzy w pomieszczeniu zwanym kuchnią czują się cokolwiek obco i natychmiast doznają tam ataku agarnkofobii. Jasne, jajka lub, jak kto woli (to wersja mniej drastyczna), jajecznicę potrafię sobie usmażyć, a i woda przypala mi się rzadko. Generalnie jednak na gary patrzę niczym pewne niezbyt lotne stworzenie na malowane wrota. No, istna ze mnie dup…, zupa wołowa po prostu. Istnieje jednakowoż kulinarna gałąź na którą potrafię wspiąć się całkiem żwawo i siedzieć na niej godzinami. Bo tak się składa, że nawet w Wigilię cudów nie ma i człowiek, chcąc nie chcąc, musi się czegoś napić. W naszej części Europy z naciskiem na chcąc. Sęk w tym, że to element tradycji mocno w spożywczej literaturze zaniedbywany.

Nie mam oczywiście na myśli płynów, których wchłanianie dostarcza człowiekowi jeno wilgoci – tę właśnie przypadłość mają wszelkie kompoty, barszczyki i, brrr, mineralne wody. Nasza (a przynajmniej moja rodzinna) tradycja pokazuje, że można, a nawet warto inaczej. Kiedy bowiem przy okazji wieczerzy podarujemy sobie odrobinę płynnego luksusu, nie tylko rozdziawiona gęba karpia zaczyna wydawać nam się sympatyczna, ale i my sami zioniemy wokół bezbrzeżną szczęśliwością. Ileż przyjemniej jest wtedy życzyć bliźnim wszzzyyystkieeego najlepszzzzego; ileż łatwiej nawet tego pragnąć! O zmniejszonych oporach w złożeniu pocałunku niebezpiecznie blisko jadowitych ust teściowej nie wspominając. Kiedyż wreszcie, jak nie w wigilijną noc, świątynie są wypełnione owieczkami, które na (dusz)pasterski popas wytoczyły się nie tylko dobrowolnie, lecz i z ochotą o jakieś trzy czwarte większą niż zwykle? Wszystko to dzięki temu niedocenianemu, acz tak istotnemu składnikowi wigilijnej diety.

Że niby bluźnię spychając na margines pierogi i śledzie? Nie sądzę. Przecież już ponad 2000 lat temu jeden niezwykły człowiek pokusił się o zamianę wody w wino. Właśnie po to, aby pewna uroczystość była na pewno udana. Wasze zdrowie!

Poprzedni artykułSamobójstwo na Piaskach
Następny artykułSesyjna prób sił
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.