Gdyby na osiedlu Sobieskiego panował święty spokój, jego radni rozmawialiby pewnie o czymś innym. Ale ponieważ jest inaczej, na swym ostatnim spotkaniu znów wzięli pod lupę kwestie związane z komfortem i bezpieczeństwem mieszkańców.

– Przyszła wiosna, młodzież wychodzi na osiedle, między bloki, zaczynają się głośne zabawy, zaczyna się malowanie ścian. Wychodzą też z ukrycia ci, którzy nadużywają alkoholu, przez co też niestety zakłócają porządek – narzeka Wanda Walesiak, przewodnicząca Rady Osiedla Sobieskiego. – Wiadomo, że jak jest jedna osoba, to nie nabroi, ale jeśli zbierze się ich kilka, zdarzają się wybite szyby, napisy na ścianach i inne dewastacje. Jest to uciążliwe – przyznaje Agnieszka Borkowska, kierownik adm. os. Sobieskiego. Co gorsza, nie tylko wtedy, gdy pogoda sprzyja alkoholowym libacjom pod chmurką. – Latem czy wiosną odbywa się to przed budynkami, natomiast zimą starają się oni chować do budynków. Można więc powiedzieć, że jest to zjawisko całoroczne – dodaje administratorka.

 

I taki właśnie przekaz trafił do zaproszonych na spotkanie funkcjonariuszy policji i straży miejskiej. Jak zwykle został on poparty apelem o ich większą aktywność i częstszą obecność na osiedlowych alejkach i drogach. – Chcielibyśmy, żeby deklaracje, które za każdym razem nam składają, były realizowane, a patrole i kontrole miały miejsce znacznie częściej – mówi Wanda Walesiak. No i oczywiście były bardziej skuteczne. Bo do ideału na razie dość daleko. – Nie widać patroli. Mamy uwagi od mieszkańców, że w ogóle ich nie ma. A jak już nawet ktoś zadzwoni, owszem, podjeżdża radiowóz, ale nie wysiada z niego ani policjant, ani strażnik miejski – mówiła na spotkaniu Agnieszka Borkowska. – Nie mamy takich środków, żeby zabezpieczyć wszystkie miejsca na terenie całego miasta. Staramy się być wszędzie, gdzie możemy. Jeżeli mamy telefon, że gdzieś się źle dzieje, staramy się podjechać i interweniować – odparł st. sierż. Mariusz Rabiega, dzielnicowy z KPP w Legionowie.

Jeśli chodzi o policjantów, prawo pozwala im w tym przypadku na wiele. Gorzej z miejskimi strażnikami. Aby podjąć jakiekolwiek czynności, osiedlowych birbantów muszą oni przyłapać na gorącym uczynku. Nawet jeżeli, będąc „po spożyciu”, biesiadują na placu zabaw, a więc w miejscu, w którym tego rodzaju aktywność jest zabroniona. – Nie można wypisać mandatu osobie, przy której stoi alkohol. A takich sytuacji jest bardzo dużo. Jeżeli ja nie widzę, jak go spożywa, nie mogę takiej osoby wylegitymować – zakomunikował radnym Przemysław Kuligowski ze Straży Miejskiej w Legionowie. – W tym momencie wzywanie strażników nie ma sensu. Bo jeżeli ja widzę, że ktoś pije alkohol, a strażnicy przyjadą i nie zobaczą momentu, w którym on przechyla butelkę, szkoda waszego czasu i szkoda naszych nerwów – odpowiedziała przewodnicząca rady osiedla.

W poniedziałek jej członkowie pochylili się też nad innymi sprawami. Wśród nich, występującym w dni targowe problemem rozjeżdżania przez kierowców okolicznych trawników. Tych samych, które jednocześnie szpecone są przez osiedlowe czworonogi. Z reguły na oczach ich dumnych właścicieli. – Jak piesek jest jego, to i to, co zostaje po piesku, też jest jego. Więc powinien to sprzątnąć – uważa Wanda Walesiak. Nie mając szans na wysoką notę za robione na spółdzielcach wrażenie, mundurowi sięgnęli po swą tajną broń – statystyki. W ubiegłym roku strażnicy miejscy wypisali 585 mandatów i 1347 pouczeń za spożywanie alkoholu w miejscach publicznych. Jeśli chodzi o kary za niesprzątanie po zwierzętach, pouczeń było mniej więcej tyle samo. Mandaty zapłaciło zaś 34 właścicieli psów. Dzięki wspomnianym działaniom do budżetu gminy trafiło ponad 60 tys. zł.