Nieszczęścia, także w legionowskim sporcie, najwyraźniej skaczą parami. Kilka dni temu przekonali się o tym dwaj specjaliści od przerzucania piłki nad rozpiętą pomiędzy słupkami siatką: Wojciech Lalek i Janusz Patriak. Jakkolwiek sam rodzaj aktywności, której uczyli, wydaje się (to zresztą cecha większości dyscyplin sportowych) pozbawiony sensu, wspominam o ich „dyscyplinarce” bez cienia złośliwości. Za to nafaszerowany lekką irytacją z powodu kolejnego, jakże polskiego, puszczenia zwieraczy u klubowych działaczy. Obaj panowie, nie tylko w mojej opinii, na takiego „gwoździa” do C.V. nie zasłużyli. Fakt, daleko mi do siatkarskiego besserwissera, w nosie mam też zarówno treningowe, jak i miesiączkowe cykle legionowskich zawodniczek, że o osiąganych przez nie wynikach nie wspomnę. Z drugiej strony, komuś spoza boiska łatwiej dostrzec bezsens dokonywanych na nim i wokół niego zagrywek.

W roli trenera „lalek” Lalek zawitał do Legionowa niczym bohater bajki „Jak Wojtek został strażakiem”. Miał bowiem za zadanie ugasić pożar oczekiwań po awansie seniorek do najwyższej klasy rozgrywkowej. Doświadczonym fachowcem będąc, od razu schłodził gorące głowy siatkarskich decydentów, wybudzając ich ze snów o orlenligowej potędze. Co działo się później, kibice wiedzą. Ile w tym winy trenera, a ile materiału, w którym przyszło mu tworzyć, nie mam pojęcia. Generalnie rzecz biorąc, wyautowanie szkoleniowca tuż przed najważniejszym etapem rozgrywek drużynie szkodzi. Szczególnie gdy u większości zawodniczek cieszy się on zaufaniem i szacunkiem. Ścięcie trenera Patriaka wydaje się jeszcze bardziej bez sensu. Z kadetkami czy młodziczkami docierał przecież do finałów krajowych czempionatów. Komu się to nie podobało: zazdrosnym kolegom po fachu, rodzicom narzekającym na treningowe wymagania wobec ich dzieci? Jeśli tak, przynajmniej ci drudzy mogą tego w przyszłości żałować.

Czy Manchester United pod wodzą Sir Alexa Fergusona cały czas wygrywał? Oczywiście, nie. Mimo to władze klubu pozwoliły przez ponad ćwierć wieku prowadzić zespół. Wprawdzie panowie Lalek i Patriak to ani ta sama dyscyplina, ani liga, zasady są podobne: trenerowi trzeba po prostu dać czas. A rozliczać go tak jak kata (zbieżność ksywek z Hubertem W. zamierzona) – nie w trakcie roboty, ale kiedy ją zakończy.