Z pozoru wszystko jest jasne: pierwszą strefę biletową Zarząd Transportu Miejskiego wyznaczył na terenie stolicy, druga zaczyna się poza jej granicami. Jednak po bliższym przyjrzeniu się sprawie, wychodzi na to, że o taryfowej przynależności decyduje nie tylko topografia. Równie istotne są pieniądze.

Dla podwarszawskich gmin, których budżet wytrzyma taki wydatek, pierwsza strefa stoi otworem. – Żeby do niej przejść, konieczne jest podpisanie pewnych zobowiązań, no i wiąże się to z koniecznością odprowadzenia większej ilości środków. Jeżeli Legionowo byłoby zainteresowane przejściem do pierwszej strefy, musiałoby po prostu więcej zapłacić za komunikację miejską – przyznaje Konrad Klimczak z biura prasowego ZTM. I tu pojawia się problem.

Z jednej strony, jak często podkreśla prezydent, miasto to ludzie. A ludziom, z uwagi na niższe – w przypadku normalnego, imiennego biletu 90-dniowego różnica pomiędzy pierwszą a drugą strefą wynosi obecnie 150 zł, a od nowego roku wzrośnie do 224 zł – opłaty za przejazd, przesiadka do pierwszej strefy by się spodobała. Ale na pomoc ratusza liczyć raczej nie mogą. Bo urzędnicy też liczą, i za każdym razem wychodzi im, że na większą o jedną trzecią daninę dla ZTM-u miasta nie stać. W tym roku wyda ono na ten cel ponad 4,8 mln zł. – Należy pamiętać, że wymagane przez ZTM dopłaty z roku na rok rosną. W przyszłym roku będzie to ponad 10 proc., co odstaje od wskaźnika inflacji. Wpływy z podatków także nie wzrastają w takim stopniu jak oczekiwane dopłaty – mówi Aleksander Rogala, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej UM. Komunikacyjną rozrzutność powstrzymują także obowiązujące regulacje prawne. – W tej chwili takie wydatki z budżetu są mocno ograniczone ustawowo. Musielibyśmy zwiększyć dochody, a między innymi pewnie znacząco podnieść podatki – dodaje urzędnik.

A to z pewnością spowodowałoby znaczący sprzeciw. Bo większość legionowian albo z usług zetteemu nie korzysta, albo robi to sporadycznie. Jak wynika z wykonanej na zlecenia miasta analizy, autobusami oraz koleją podróżuje codziennie do Warszawy około 10 tysięcy osób (tyle samo dojeżdża samochodami – red.). A to za mało, żeby ciężar komunikacyjnego haraczu rozłożyć na barki wszystkich mieszkańców. To zresztą nie tylko legionowski problem. – Część gmin jest zainteresowana przejściem do pierwszej strefy, ale kiedy otrzymują informacje, z jakimi nakładami finansowymi by się to wiązało, często rezygnują – nie ukrywa Konrad Klimczak. To zrozumiałe. Tego, że stołeczny przewoźnik wysoko się ceni, legionowscy urzędnicy doświadczyli przy okazji negocjacji stawek na przyszły rok. – ZTM chciał początkowo 6,6 mln zł, natomiast z naszej strony padła prośba o racjonalizację. Były też negocjacje kwotowe i dotyczące udziału w kosztach. W przypadku SKM-ki, po udanych pertraktacjach, spadł on z 35 proc., które są w tym roku, do 27 procent – mówi Aleksander Rogala. Mimo to, liczba pociągów niezbędnych do sprawnego funkcjonowania komunikacji ma zostać zachowana. Po nowym roku rewolucji nie będzie też w kursowaniu autobusów. Za 5,5 mln zł ratusz załatwił więc mieszkańcom transportowy spokój. I tylko szkoda, że od stycznia strefa, w której znajduje się Legionowo, będzie nie tylko druga, ale i naprawdę droga.

Poprzedni artykułGapcia z tarasu
Następny artykułBraterska przysługa
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.