Są w życiu człowieka rodzaje aktywności, na które z wiekiem przechodzi mu ochota. Zabawa lalkami, czytanie lektur, zmienianie pieluch, picie tanich win – nie da się tego robić (a tym bardziej lubić) całe życie. Jasne, można też przyjemniej: bawić się z lalkami, kuć żelazo, póki gorące, zmieniać mężów, tudzież spijać metaforyczną lub krowopochodną śmietankę. Generalnie, robić coś, co sprawia frajdę. Ale i ona po jakimś czasie smakuje coraz mniej. Ów proces postępuje z reguły stopniowo, w sposób niezauważalny, przez co mało przykry dla użytkownika życia. Zupełnie jak w sprzedanym ongiś przez Bałtroczyka dowcipie o rozmowie dwóch wiekowych emerytów. – Wiesz – mówi jeden do drugiego – kiedy byłem młody, mówili mi, że na starość nie będę mógł. A mnie się po prostu nie chce.Podobnie, w przypadku kamikadze decydujących się na zarobkowe emitowanie dźwięków, bywa z marzeniami o artystycznej sławie. Początkowo monumentalne niczym opery Wagnera, z czasem kurczą się do rozmiarów mikroskopijnej wprawki. Bo tak to już bywa, że albo wszyscy fachowcy z branży są w zmowie i udają, że nie widzą naszego talentu; albo nie wiedzieć czemu słuchacze tęsknią za nami równie mocno jak za kolejnymi songami Aldony Orłowskiej; albo też jakieś oczywiste beztalencie sprzątnie nam sprzed nosa rojenia o zasileniu celebryckich szeregów. Powodów może być tysiące, efekt zawsze jeden: po latach katorgi przy instrumencie i milionach wypracowanych nut niedoszła sława w niesławie nas opuszcza. Wiem, co piszę. W końcu przeżyłem to na własnej gitarze.  

Czy artystyczne niespełnienie może skutkować brakiem chęci do włażenia na scenę? Owszem. Z pewnością jednak na skutek absencji rozgoryczonych, wiekowych grajków ona nie opustoszeje. W odwodzie czekają już byli szewcy, inżynierowie, ekspedientki czy krawcowe, którzy dopiero po rozstaniu z zawodowym życiem postanowili   nawiązać romanse z kuszącą, literacko – muzyczną egzystencją. I niech nikogo nie zmylą metryki oraz naznaczone szlachetnymi zmarszczkami czoła – tlący się w sercach (od)twórczy żar wręcz z rozgrzanego ich ducha bucha! To nic, że głosu czasem nie staje, że staje w gardle słowo – jest pasja, jest radość, więc jest zabawa. Fakt, gdy górę biorą emocje, za emerycką sceną grywa się też na nerwach. Trudno. Grunt, że te płynące z serc melodie nie brzmią fałszywie.

Poprzedni artykułKrajówka ciągle czeka
Następny artykułPik Lenina
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.