W dziesiątej serii gier grupy C I ligi piłki ręcznej KPR Legionowo podejmował popularnych „harcerzy” z SRS Czuwaj Przemyśl. Gospodarze sobotniego spotkania w DPD Arenie nie byli zbyt gościnni i przez większość czasu kontrolując jego wynik, odprawili gości 36:32.

Po dwóch udanych interwencjach bramkarza KPR-u jego kolega z pola, Marcin Kostro, otworzył wynik meczu. Zawodnicy obu ekip ostro wzięli się za strzelanie, dzięki czemu po niespełna pięciu minutach meczu na tablicy wyników było już 4:2 dla gospodarzy. Dobrze spisywała się ich obrona, jeszcze lepiej trafiający właściwie w każdej akcji zawodnicy atakujący bramkę gości. W ósmej minucie ostro faulowany przy próbie rzutu został Kamil Ciok. Kiedy po kilku minutach został opatrzony i mógł kontynuować grę, karnego znów zamienił na gola Marcin Kostro. Chwilę później taką okazję miał Czuwaj, ale Tomasz Szałkucki był lepszy od rywala. Po kolejnej akcji następnej tego rodzaju okazji nie wykorzystał też zawodnik KPR-u. A ponieważ twardo grający goście zrobili co do nich należy, w jedenastej minucie doszli rywala na 7:7, zaś kilka minut później objęli pierwsze w tym meczu prowadzenie 10:9. Gdy jeden z nich wyleciał z boiska, KPR wyrównał. Wtedy na kilka minut obie drużyny zrobiły sobie bramkową pauzę. Najpierw „wyłamał” się z niej Filip Fąfara, strzelając gola na 11:10. Po początkowym impecie miejscowi zaczęli grać spokojniej, co wyszło im tylko na zdrowie. W 23 minucie, znowu z karnego, Kamil Ciok wyprowadził swoją drużynę na 13:11, zaś w kolejnej akcji Krystian Wołowiec dorzucił czternastą bramkę. Z kolei goście mieli spore kłopoty ze sforsowaniem obrony gospodarzy. W końcówce się jednak przebudzili, na co trener KPR-u Krzysztof Budka – przy stanie 15:14 dla swej drużyny – zareagował wzięciem czasu. Do końca tej partii trwała zacięta, równa walka, z której obronną ręką wyszli miejscowi, wygrywając ją 16:14.

Od początku drugiej połowy obie drużyny znów trafiały jak na zawołanie. Ale ponieważ gracze strzelali mniej więcej tyle samo, KPR utrzymywał dwubramkową przewagę, w 34 minucie powiększoną przez Krystiana Wołowca do trzech oczek. Podobnie jak w pierwszej części meczu, „harcerze” nie patyczkowali się w obronie, dzięki czemu KPR ponownie mógł ćwiczyć strzelanie rzutów karnych. Za sprawą Macieja Kubisztala – przy braku trafień gospodarzy – Czuwajowi udało się w 39 minucie wyciągnąć wynik na 22:22. Na szczęście szybko KPR odpowiedział dwoma trafieniami, więc wszystko wróciło do „normy”. W 44 minucie, przy stanie 26:24 dla gospodarzy, szkoleniowiec gości poprosił o czas. Z perspektywy jego ekipy wiele on nie pomógł, niedługo później KPR miał już bowiem cztery bramki przewagi, a gdyby Kamil Ciok wykorzystał karnego, byłaby jedna więcej. Ponieważ niewykorzystane sytuacje lubią się mścić, po chwili zrobiło się 29:26. Ale to wciąż przewaga, która pozwalała legionowianom spokojnie, bez niepotrzebnych nerwów, rozgrywać akcje. Kiedy w 50 minucie prowadzili 30:26, grający trener Czuwaju Maciej Kubisztal znów poprosił o czas. Później jego ekipa dwa razy ukarała gospodarzy golem, co przy ich strzeleckiej pauzie pozwoliło gościom zmniejszyć stratę. Po kolejnym karnym około dwustu kibiców w DPD Arenie znów mogło na większym luzie obserwować spotkanie. Gdy w 54 minucie jego drużyna była przy piłce, Krzysztof Budka wziął czas, aby przekazać zawodnikom wskazówki na końcówkę meczu. Gdyby nie dwie udane interwencje bramkarza gości, już wtedy miejscowi mogli go praktycznie rozstrzygnąć. A tak w 57 minucie szczypiorniści z Przemyśla mieli jeszcze nadzieje przynajmniej na remis. Szczególnie że KPR się zaciął, a oni strzelali, więc dwie minuty przed końcem zmniejszyli stratę do zaledwie jednej bramki. Na szczęście legionowianie się przebudzili. Dzięki przechwyceniu piłki i szybkiej kontrze Kamil Ciok wyprowadził drużynę na 33:31. Wtedy już nic złego KPR-owi stać się nie mogło. Po znakomitym finiszu KPR wygrał 36:32, dzięki czemu przeskoczył swoich sobotnich rywali i wylądował na trzecim miejscu w tabeli grupy C I ligi.

Poprzedni artykułBandyckie rozliczenie
Następny artykułAle kino!
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.