Podczas gdy w legionowskim tunelu panują teraz cisza i spokój, nad niedalekim przejazdem kolejowym od kilku miesięcy gromadzą się czarne chmury. Sprowadził je tam pomysł kolejarzy, którzy tę przeprawę chcieli zamknąć także dla rowerzystów i pieszych. Problem w tym, że nie zamierzali czegokolwiek dawać im w zamian. Do czasu.

– Władze Legionowa od początku akcentowały konieczność pozostawienia przejścia naziemnego w rejonie ulic Parkowa/Wyszyńskiego, ewentualnie zapewnienia innej drogi dla pieszych, ponieważ przejście przy PKP Legionowo Przystanek jest nieprzystosowane dla osób niepełnosprawnych i matek, które mają dzieci w wózkach – mówi rzeczniczka UM Tamara Mytkowska. Głównie dlatego, że przeznaczone dla nich windy najczęściej stoją uszkodzone. Mimo to, są legionowianie, którzy zamknięcie starego przejazdu akceptują.

– Ale w naszej opinii, w opinii co najmniej ośmiuset osób, które codziennie podróżują tamtędy pieszo, ponad siedmiu tysięcy mieszkańców III Parceli, czyli dzielnicy, która przez ewentualny brak tego przejścia będzie odcięta, to niedopuszczalne. Dlatego chcemy wiedzieć, czy mieszkańcy popierają nasze stanowisko – dodaje starosta Jan Grabiec. Dostrzegając szansę na przypomnienie się wyborcom, w role ankieterów szybko wskoczyli miejscy mandatariusze. Wzór pisma jest już gotowy. – Legionowscy radni przygotowali petycję do PKP PLK w sprawie pozostawienia przejścia do czasu wybudowania kładki. W tej chwili rozpoczyna się akcja zbierania podpisów. Można je także składać w starostwie i w urzędzie miasta – informuje rzeczniczka ratusza. – Nasze różnego rodzaju propozycje i wnioski, teoretycznie rozpatrywane, dotychczas nie przyniosły efektów. Dlatego zdecydowaliśmy się na ostrzejszy protest i konkretne postawienie sprawy – dodaje starosta.

Trudno powiedzieć, czy to determinacja lokalnych włodarzy, mobilizacja obywateli, czy może zwykły rozsądek, ale stanowisko kolejarzy podążyło ostatnio nowym torem. O negocjacyjnych przepychankach mówić nie chcą. Zamiast tego wolą głosić dobrą nowinę. – Jeśli chodzi o przejazd w poziomie szyn, w ciągu ulic Parkowej i Wyszyńskiego, do momentu budowy kładki nad torami kolejowymi Polskie Linie Kolejowe będą utrzymywały go w charakterze przejścia dla pieszych i dla rowerzystów – uspokaja Maciej Dutkiewicz, rzecznik prasowy PKP PLK SA. Z gabinetowych przecieków wynika, że na wybudowanie wspomnianej kładki samorządowcy mają czas do końca bieżącego roku. Później pracujący w pobliżu dróżnik straci zajęcie, bo przejazd dostanie całkowity szlaban. Przedstawiciel PLK tego jednak nie potwierdza.

Tak czy inaczej, o pieniądze na projekt i wykonanie konstrukcji muszą zadbać gmina z powiatem. Oczywiście przy założeniu, że to rozwiązanie spotka się z akceptacją kilku zainteresowanych sprawą kolejowych spółek. Tymczasem, jak pokazuje życie, nie zawsze mają one pociąg do zgody. Pozostaje zachowywać urzędowy optymizm. – Jeżeli okaże się, że kolejarze uzgodnią w tym miejscu przejście dla pieszych w formie kładki, na pewno znajdziemy z prezydentem sposób na zdobycie źródeł finansowania, poza środkami własnymi powiatu i miasta, aby to przedsięwzięcie zrealizować. Jeśli natomiast postawią nam warunki techniczne, które będą oznaczały wydatki na poziomie kilku czy kilkunastu milionów, to oczywiście nie damy rady i będziemy stanowczo żądać również zaangażowania finansowego – zapowiada Jan Grabiec. Sądząc z deklaracji PLK, szansa na taki gest wydaje się znikoma. – Na pewno będziemy służyli wszelką pomocą techniczną. Postaramy się też jak najszybciej dostarczyć wszelkiego rodzaju warunki techniczne, o których wiedza jest potrzebna, żeby taką kładkę zaprojektować – obiecuje Maciej Dutkiewicz.

Koszt inwestycji starosta optymistycznie szacuje na mniej więcej 2 mln zł. To oznacza, że finansowo problem przejazdu będzie dla samorządowców do przejścia. No i że na zaufaniu do ich skuteczności mieszkańcy się nie przejadą.