Występujący solo kabareciarze już w Legionowie bywali. Trzech, jeden po drugim, nie występowało jeszcze nigdy. Aż do czwartku, kiedy to z misją rozśmieszania narodu wpadli do ratusza Kacper Ruciński, Abelard Giza oraz Tomasz Jachimek. I wypełnili ją tak sumiennie, że w oczach wielu widzów pojawiły się najprawdziwsze łzy.

Pierwszy z wyżej wymienionych, mimo że wciąż na satyrycznym dorobku, koniecznością rozgrzania widzów się nie przejmował. – Lubię taką publiczność, bo ona jest świeża, dopiero przyszła, ma siłę i chce się śmiać. Kwestia jest tylko tego typu, żeby ją od razu nastawić na mnie, moje poczucie humoru i na to, co chcę jej powiedzieć – mówi Kacper Ruciński. Tym razem rozgrzewka była zbędna. Bywalcy Legionowskich Czwartków Kabaretowych od startu wykazywali gotowość do śmiechu. Pomogli nawet artyście wykreować spośród siebie postać kanara Stanisława – drugą po występujących na scenie gwiazdę wieczoru.

Jak wspomina kabareciarz, talent komiczny wykazywał od dziecka. Tyle że do wykorzystania go w kabaretowej drużynie na szczęście nie miał szczęścia. – W końcu zacząłem oglądać na youtube amerykańskie stand up show, no i się zajarałem. Stwierdziłem: „Ej, kurde, może to jest ta droga, może to jestem ja na scenie?” – dodaje Ruciński. Sposobem na sukces okazały się monologi niestroniące od „szewskiej” polszczyzny, używek i odsłaniania tajemnic alkowy. Ale bodaj największe uznanie przyniosła satyrykowi jego interpretacja wydarzeń biblijnych. Ze słynną wizytą trzech mędrców w stajence na czele – może i zinterpretowaną w kontrowersyjny sposób, ale bez wątpienia śmiesznie.

Jako się rzekło, w czwartek Legionowo odwiedził też szef kabaretu Limo Abelard Giza. Bez swojej ekipy, oko w oko z widzami czuje się wprawdzie mniej komfortowo… – Ale z drugiej strony, ta przygoda jest większa, bardziej ekscytująca, gdyż jesteśmy tylko ja i widownia. Nie powiem: kontra widownia, bo chcemy być tutaj jedną drużyną – mówi komik. Co ważne, wszyscy jej członkowie grali w ratuszu do jednej bramki. Lider, wedle prawideł swego fachu, celował często w stronę spraw męsko–damskich. Nie stroniąc od mówienia o czynnościach opisywanych w podręcznikach tak poważnymi terminami, jak defekacja, kopulacja czy masturbacja. Sporo w tym było improwizacji, opartej jednak na solidnym fundamencie. – Ja mam raczej przygotowany materiał, który chce powiedzieć, ale czasami jest tak, że jeżeli ktoś z widowni coś dopowie, wydarzy się coś pomiędzy mną a widzami, coś się przewali, to na gorąco próbuję to skomentować – zdradza gdański satyryk.

Tym, co odróżnia mistrzów od rzemieślników, jest jakość owych spontanicznych puent. Abelard Giza, dowodząc kabaretem, którego widownia często napędza, bliżej ma do tych pierwszych. Podobnie zresztą jak zamykający stawkę Tomasz Jachimek. Niestraszna jest mu żadna publiczność. Nawet ta kwitująca większość żartów deprymującym milczeniem. – Zdarza mi się to notorycznie. Jako stary rutyniarz, jestem na to przygotowany. Jedzie się wtedy dalej, szuka łączności z ludźmi, po prostu zmienia się taktykę – opowiada Tomasz Jachimek. Jak przystało na statecznego (prawie) czterdziestolatka, poruszał on tematy nawiązujące do swego podeszłego wieku. Wykład na temat międzypokoleniowego dialogu zaczął mniej więcej tak: „Każdy 14-, 15-latek, który rozmawia z człowiekiem po trzydziestce, traktuje go jak kogoś, kto wedle terminologii biblijnej, jest starszy od chaosu. My w ich mniemaniu nie jeździliśmy do szkoły gimbusami, tylko popier….li dyliżansem. I tak dobrze, że nie dinozaurem – na tyle nas wysoko oceniają”. Co do wysokich ocen, publiczność wystawiła je także mieszkającemu w gminie Jabłonna artyście. Nie zważając na to, co on sam, nieco przewrotnie, o swoich popisach myśli. – Talent okazuje się niespecjalnie ważny. Ja go nie mam i jakoś sobie radzę – uśmiecha się Jachimek.

Występy tuzów stand up comedy oglądał w Legionowie komplet widzów. To dość wymownie świadczy o tym, że bez kabaretowych czwartków mieszkańcom nie byłoby do śmiechu.

Poprzedni artykułKor(upsss)ja
Następny artykułZalew będzie czystszy
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.