Przez lata pacjenci z Legionowa i powiatu przywykli do tego, że w tzw. Przychodni na Górce, mieszczącej się przy ulicy Sowińskiego 4, mogą liczyć na nocną i świąteczną pomoc lekarską. I zapewne większość z nich miasta sobie bez niej nie wyobraża. Ale jak niedawno oznajmił starosta powiatowym radnym, kontrakt prowadzonej przez jego urząd placówki z Narodowym Funduszem Zdrowia w zakresie tego typu świadczeń wkrótce wygaśnie. A na nowy się, póki co, nie zanosi.

Na wstępie swego comiesięcznego, składanego podczas sesji sprawozdania, w części dotyczącej legionowskiej przychodni starosta przypomniał, że omawiany kontrakt zawarto przed pięcioma laty, a od tego czasu sporo się na medycznym podwórku zmieniło. – NFZ zakładał tak, że tam, gdzie nie ma szpitala, ogłasza konkurs, wybiera jakiś podmiot i on to realizuje. Nasz kontrakt kończy się we wrześniu tego roku. Natomiast generalnie w założeniach NFZ-u jest tak, że tam, gdzie jest szpital, to nie ma innego podmiotu, który realizuje tą nocną pomoc lekarską – powiedział Sylwester Sokolnicki. Teoria teorią, a życie życiem i wyobrażenia wszechwładnych urzędników Funduszu nie zawsze pokrywają się z realiami lokalnego rynku ochrony zdrowia. Na papierze, owszem, Legionowo posiada pachnący jeszcze nowością szpital, który w nocy i od święta mógłby pacjentów obsłużyć. Kłopot w tym, że w powyższym przypadku owa nowość stanowi akurat sporą przeszkodę. – Próbujemy rozmawiać z kierownictwem szpitala Wojskowego Instytutu Medycznego przy ulicy Szaserów, było już kilka spotkań (…), no i nie są to łatwe rozmowy. Trochę to może zrozumiałe. Szpital jest jeszcze, by tak rzec, nieobrośnięty mchem, jeszcze w fazie organizacji, jeszcze wiele rzeczy musi zorganizować, zatrudnić kadrę, więc na razie patrzy na to tak trochę z oddali – nie ukrywał gospodarz powiatu.

Tymczasem ofertę nocnej pomocy w nagłych przypadkach pacjenci chcą mieć nie w oddali, lecz blisko, tu i teraz. Pomocy udzielanej obecnie od poniedziałku do piątku w godzinach od 18.00 do 8.00 oraz całodobowo w dni ustawowo wolne od pracy. W razie nagłego zachorowania lub pogorszenia stanu zdrowia pacjent może z niej skorzystać niezależnie od swego miejsca zamieszkania. To zaś rodzi kolejne komplikacje. – My, jako ta nocna pomoc lekarska, staliśmy się tu, w promieniu pięćdziesięciu kilometrów, najbardziej popularną, powiem wprost, przychodnią. Ponieważ sytuacją wygląda w ten sposób, że POZ-y – ja tu nikomu nic nie zarzucam – które są najczęściej własnością gmin, zamykają się o godzinie osiemnastej lub dziewiętnastej i później nie ma już praktycznie żadnej pomocy. Nam do nocnej pomocy lekarskiej już o godzinie siedemnastej ustawiają się pierwsi pacjenci. Lekarze przyjmują na swoim dyżurze po stu pacjentów i nie ma już chętnych (do tej pracy – przyp. red.), a jak już jest chętny, to za kwoty, które są nie do zaakceptowania. No więc jest to problem – przyznał legionowski starosta.

Mimo to obie strony: kierownictwo starostwa oraz Wojskowego Instytutu Medycznego, ustaliły harmonogram dalszych rozmów w sprawie świadczenia nocnej pomocy lekarskiej. Rzecz jasna z nadzieją, że doprowadzą one do szczęśliwego finału. – My oczywiście zrobimy wszystko, żeby nocna pomoc lekarska nie była, ot tak sobie, wyrzucona do kosza. Ona już ma tutaj swoją zagwarantowaną potrzebę. Ale też nie ulega wątpliwości, że na takich warunkach, jakie są do tej pory, nie możemy pracować. My dostajemy z NFZ-u na lekarza 80 zł za godzinę, a najtańszy lekarz kosztuje nas 130 zł, więc jest to absolutnie nie do pomyślenia na dłuższą metę – stwierdził Sylwester Sokolnicki. Krótko mówiąc, przekładając te słowa na bardziej potoczny język, aż tak wiele dokładać do tego interesu Powiat Legionowski nie zamierza.

Kończąc swoje sprawozdanie w sprawie perspektyw nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, starosta zachęcił członków rady do podzielenia się ewentualnymi pomysłami na jej załatwienie. Samorządowcom, a przede wszystkim mieszkańcom powiatu z pewnością wyszłoby to na zdrowie.

Poprzedni artykułListy na haju
Następny artykułZałatwianie na polanie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.