Gdyby wandale musieli taszczyć pędzle i puszki z farbą, opisywany problem zapewne by nie istniał. Odkąd jednak istnieją farby w spreju, zjawisko znane pod nazwą graffiti jest i od lat pustoszy miejską infrastrukturę. Zwłaszcza jego chuligański odłam, który nie ma nic wspólnego ze sztuką, skupiając się tylko na wizualnej dewastacji. A to i szpeci, i kosztuje.

Niechlubne przykłady takich praktyk regularnie pojawiają się na wszystkich spółdzielczych blokowiskach, w tym również na osiedlu Sobieskiego, gdzie szczytowa ściana bloku 413 od niedawna wita przechodniów podobizną dużego misia z napisem „Legionowo to miasto nacjonalizmu”. Ów niedźwiadek może się komuś podobać lub budzić odrazę – to kwestia gustu. Kłopot w tym, że jego wizerunek w ogóle nie powinien się na elewacji znaleźć. Zdaniem pracowników legionowskiej SMLW, w powstrzymaniu plastycznej samowolki dużą rolę mogliby odegrać rodzice skłonnych do bazgrania nastolatków. Musieliby tylko wziąć swe pociechy pod lupę. – Nie sądzę, żeby to były osoby spoza osiedla. Raczej to jest młodzież od nas, dlatego prośba do rodziców, aby zwrócić uwagę na zawartość plecaków, na farby w spreju, na zabrudzone nimi ubrania czy dłonie. To wszystko raczej wskazuje, że dziecko maluje różnego rodzaju treści i należałoby się tym zainteresować – uważa Monika Osińska-Gołaś, kierownik administracji osiedla Sobieskiego.

Efekty działania grafficiarzy są widoczne na spółdzielczych osiedlach niemal na każdym kroku. Siłą rzeczy odbijają się one również na finansach SMLW, czyli tak naprawdę wszystkich lokatorów. Bo większość ulicznych bohomazów, głównie ze względów estetycznych, trzeba niestety zamalować. – Jest to obciążenie finansowe dla mieszkańców tego budynku i dla wszystkich mieszkańców osiedla i całej spółdzielni, biorąc też pod uwagę pomazane altanki śmietnikowe. Te elewacje trzeba malować na nowo, a są to duże koszty. Stąd prośba, abyśmy wszyscy pilnowali porządku i zwracali uwagę na tego typu akty wandalizmu.

Jeżeli ich autor, co już się zdarzało, ma pecha, wówczas koszty usunięcia zniszczeń pokrywa z własnej kieszeni. A więc w praktyce płacą za wszystko rodzice. Dochodzą też do tego nieuniknione kłopoty z prawem. – W momencie, kiedy taki sprawca zostanie namierzony, na pewno będzie musiał pokryć koszty naprawy elewacji. Jeżeli natomiast sytuacja by się powtórzyła, trzeba będzie zgłosić ją na policję, bo jest to dewastacja mienia – przestrzega administratorka. Jeśli więc pod sąd weźmie taki czyn Temida, nie będzie już – jak to zazwyczaj bywa na ściennym bohomazie – tak kolorowo.

Poprzedni artykułMaj, czyli raj na krechę
Następny artykułHop do historii
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.