Ze zrozumiałych względów największą uwagę powiatowych radnych przykuło w kwietniu sprawozdanie dyrektor sanepidu. Sylwia Patejuk, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Legionowie, poświęciła je głównie zmaganiom z epidemią koronawirusa. Zmaganiom, sądząc z jej słów, toczonym na wielu frontach i nie zawsze zwycięskim.

Obradujący przez internet samorządowcy od początku mieli wiele pytań. Między innymi o liczbę wykonanych w powiecie testów. Okazało się, że ze względu na tryb ich przeprowadzania dokładna odpowiedź jest niemożliwa. – Inspekcja sanitarna kieruje na badania osoby, które są objęte kwarantanną. Natomiast personel medyczny ma inną ścieżkę dostępu do badań i wśród tego personelu są też mieszkańcy powiatu legionowskiego. Pacjenci, którzy są obecnie hospitalizowani, bez względu na to, z jakiego powodu są hospitalizowani, również są w szpitalach poddawani badaniom w kierunku obecności koronawirusa. I to też są mieszkańcy naszego powiatu. No i chyba najwięcej badań wykonywanych jest w ten sposób, że mieszkańcy udają się indywidualnym transportem na oddziały zakaźne i tam pobierane są próby. Jeżeli wyniki osób z tych wszystkich grup są dodatnie, miałam o tym do tej pory informację w ciągu sześciu, a teraz dochodzi to do około dziesięciu godzin. Wyniki plusowe do nas wpływają, natomiast wiemy nie o wszystkich wynikach minusowych. W związku z tym nie jestem w stanie powiedzieć, ilu mieszkańców powiatu zostało przebadanych – przyznała Sylwia Patejuk.

Temat testów i osób chorych zagościł w tej części sesji na dłużej. – Pani dyrektor, jak wygląda z pani badania i z zebranych informacji sama dostępność do testów, które potencjalnie można wykonać? – był ciekaw Przemysław Cichocki, wiceprzewodniczący rady powiatu. – Uważam, że dostępność do badania jest w tym momencie bardzo ograniczona, dlatego że jesteśmy na terenie województwa mazowieckiego. System jest dla całego województwa jeden, w związku z tym trudno jest wykonać badania wszystkim osobom, które są objęte kwarantanną. I takich badań wszystkim osobom się nie robi, dlatego że mimo ciągle wzrastającej liczby laboratoriów, które robią te badania, to cały czas jest zapotrzebowanie na karetki i na próbkobiorców. Mogę powiedzieć, że na 222 osoby, które wczoraj miałam wytypowane do badania – muszę zaznaczyć, że jest ono wykonywane w siódmym lub po siódmym dniu od kontaktu – wytypowaliśmy 14 osób, które wykonują zawód priorytetowy – bo wiedzieliśmy, że jest to siódmy dzień od kontaktu i wynik ujemny pozwoli nam zwolnić je z kwarantanny – 30 osób objętych kwarantanną nie wykonujących zawodu priorytetowego i dwie osoby, które są w izolacji domowej. Do momentu rozpoczęcia sesji na pewno 12 osób miało pobrane próbki i otrzymałam wyniki. Natomiast to jest kropla w morzu naszego zapotrzebowania – oceniła szefowa PSSE. – Tego się obawiałem, dziękuję – podsumował wiceprzewodniczący.

Radną Aleksandrę Bednarek zainteresowały inne dane. – Ja mam pytanie dotyczące wieku chorych, ponieważ w tej prezentacji nie ma podane, w jakim przedziale wiekowym te osoby u nas w powiecie są chore. Tylko w przypadku zgonów wiadomo, że są to rzeczywiście osoby starsze. – Dziewięć z 30 osób jest w wieku emerytalnym, natomiast jeżeli chodzi o pozostałe osoby, nie jestem teraz w stanie powiedzieć dokładnie, w jakim są przedziale wiekowym – odpowiedziała Sylwia Patejuk.

Kontynuując wątek testów, Aleksandra Bednarek krytykowała zbyt małą, jej zdaniem, liczbę tych dotąd przeprowadzonych. Miała też inną uwagę. – Zastawiam się, dlaczego robimy te testy w siódmym dniu? Dlaczego nie robimy ich później? Sama znam przypadek, gdzie osoba jest w kwarantannie i w 10-12 dniu pojawiły się u niej objawy żołądkowe. Próbuje się ona doprosić o test i nie może. I zastanawiam się, z jakiego zalecenia jest ten siódmy dzień i co – jeśli w ogóle – możemy zrobić, żeby tych testów mogła pani wykonać więcej, żeby więcej osób je miało. – Badamy w siódmym dniu, ponieważ takie są wytyczne. Wynik z siódmego dnia jest miarodajny. Jeżeli jest plus, i mamy takie historie, u osoby bezobjawowej, która w tym dziesiątym dniu te objawy ma. Więc to nie znaczy, że muszą wystąpić te objawy. Osoba objęta kwarantanną w siódmym dniu jest typowana, natomiast niestety – system jest, jaki jest – on jest wadliwy i możliwości jest mało. W związku z tym na pierwszy rzut idą przedstawiciele zawodów medycznych czy zawodów priorytetowych. Też bym chciała, żeby to wyglądało inaczej, natomiast w momencie, kiedy cały czas przybywa laboratoriów wykonujących badania, ale cały czas zwiększa się też zapotrzebowanie, jeżeli szpital jednego pobierze np. 300 prób od swojego personelu, to automatycznie 300 miejsc mamy zablokowanych. (…) Czasem są takie dni, że próbkobiorcy przyjeżdżają na teren powiatu legionowskiego i pobierają więcej próbek, natomiast zdarza się też tak, że ten, kto jest wytypowany na dany dzień, po prostu pobrany nie będzie. I nie mamy na to na razie wpływu.

Trudno mieć też wpływ na przedstawicieli zawodów medycznych, którzy wracają po pracy do domów, nie mając pewności, czy są zdrowi. Stąd pytanie jednego z radnych dotyczące miejsc, gdzie na czas kryzysu mogliby oni zamieszkać. – Obserwuję, że wielu medyków tak naprawdę zaraża. To pokazują problemy w DPS-ach, gdzie prawdopodobnie przez pielęgniarki, które pracują w różnych miejscach, powstawały ogniska. I tutaj jest tak samo. Wielu tych ludzi pracuje w karetkach czy szpitalach, a później wraca do domu, wchodzi na klatkę schodową, dotyka klamek i tak dalej. Oni sami do końca nie wiedzą, czy są chorzy, a być może oni nawet z własnej woli chcieliby w tym trudnym okresie mieszkać w innym miejscu. Zastanawiam się, czy są w ogóle takie możliwości, bo to jest problem – powiedział radny Zbigniew Garbaczewski. – Nie ma czegoś takiego, jak hotele dla osób wykonujących zawód medyczny. Na terenie naszego powiatu na pewno. Być może, jeżeli jest taka potrzeba, to trzeba się nad tym zastanowić. Bo rozumiem, że chodziło panu o ludzi potencjalnie zdrowych, którzy idą do pracy i mogą z niej przynieść coś do domy bądź odwrotnie – z domu zanieść coś do pracy. W pracy na pewno muszą one podejmować wszelkie kroki, żeby być w zabezpieczeniach i ograniczyć kontakty prywatne do absolutnego minimum. Jeżeli chodzi o Domy Pomocy Społecznej, nie wiem, na ile to jest możliwe, ale ewentualnie można w obrębie samej placówki wydzielić takie miejsce dla personelu. Natomiast jeżeli chodzi w ogóle o zawody medyczne, to póki co nie jest przewidziane coś takiego. (…) Jeśli okazałoby się, że dana osoba z personelu medycznego lub jakakolwiek inna miała kontakt z osobą potwierdzoną i znalazła się w kwarantannie, to nie musi odbywać jej w domu, lecz wojewoda może wskazać miejsce kwarantanny zbiorowej. I wtedy będzie ją odbywać sama, bez pozostałych członków rodziny – poinformowała dyr. PSSE w Legionowie.

Drażliwą, acz interesującą wielu kwestią, są adresy chorych na koronawirusa przebywających we własnych domach. Adresy, które w Polsce, w odróżnieniu na przykład od Korei Południowej, nie są ujawniane osobom postronnym. – Sam się zastanawiałem, czy na osiedlu, gdzie mieszkam, nie wdrożyć jakiejś dodatkowej dezynfekcji, jeżeli w danym miejscu byłyby stwierdzone osoby chore. Czy ja lub choćby administratorzy nieruchomości takie informacje możemy gdzieś w gminie dostać? – kontynuował radny Garbaczewski. Odpowiedzią dyr. Patejuk był pewnie zawiedziony. – To są dane wrażliwe. Ja je udostępniam, ponieważ te osoby potrzebują pomocy i z tej strony one muszą być zaopiekowane. Natomiast moja wskazówka i odpowiedź na to pytanie jest taka, że niestety, jesteśmy w czasie takim, w jakim jesteśmy, i po prostu musimy traktować każdego, jak osobę chorą. Jeżeli więc mamy możliwość dezynfekowania, to dezynfekujemy. Bez względu na to, czy jest tam osoba kwarantannowana, czy osoba w izolacji domowej. A muszę powiedzieć, że one są w tej chwili najbardziej zaopiekowane, ponieważ przebywają w swoich domach i z nich nie wychodzą.

Mając możliwość rozmowy z dyrektor sanepidu, radni zapytali ją też o położony w Ryni ośrodek, gdzie trwa zbiorowa kwarantanna. W tle była oczywiście obawa o ewentualny wpływ, jaki może to wywrzeć na stan zdrowia mieszkańców powiatu. – Miejsce kwarantanny zbiorowej wskazał wojewoda i to on wskazuje osoby, które są tam kierowane. Musicie państwo wiedzieć, że to są ludzie z całej Polski, którzy np. przy przekraczaniu granicy zgłaszają, że nie mogą odbywać kwarantanny w swoich domach. To nie jest miejsce tylko dla mieszkańców powiatu legionowskiego. W tej chwili wszystkie te osoby są obserwowane, (…) natomiast na chwilę obecną nie ma tam ani jednej osoby z wynikiem pozytywnym – uspokajała Sylwia Patejuk.

Występując bardziej jako wiceprezes spółdzielni mieszkaniowej, radna Agnieszka Borkowska poruszyła kwestię łamania zasad kwarantanny. Podobno dość częstego. – Mam takie sygnały, że policja podchodzi pod budynek, ktoś tam macha w oknie – jedna osoba bądź cała rodzina objęta kwarantanną – po czym policjanci odjeżdżają, a te osoby wychodzą przed budynek. Zgłosiłam to na policję, ale czy sanepid też ma takie zgłoszenia, a jeśli ma, to czy może na nie reagować? – Jeżeli osoba jest objęta kwarantanną, mieszka w domu i porusza się w obrębie swojej posesji, nie jest to złamanie kwarantanny. Natomiast jeżeli ktoś mieszka w bloku, to bezwzględnie wychodzić w mieszkania nie może. Takie informacje należy kierować do policji. Ścieżka jest taka, że policja każe mandatem i nas informuje, a my podejmujemy decyzję. Jeżeli ktoś wyjdzie na papierosa i dostanie mandat w wysokości 500 zł, to myślę, że ten papieros będzie drogi. A jeżeli nie okaże się to przestrogą i będę miała dwie notatki na daną osobę, to mam możliwość ją ukarać. Natomiast mnie musi poinformować o tym policja. Bo nas w tej chwili w terenie w takich miejscach nie ma.

Nie ma, bo i bez tego pracownicy sanepidu mają teraz pełne ręce roboty. Dlatego właśnie wiceszef rady zapytał, czy tych rąk w Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej nie brakuje. Z tak groźnym przeciwnikiem, jak COVID-19, mierzy się ona przecież po raz pierwszy. – Czy w związku z aktualną sytuacją nastąpił wzrost liczby pracowników? Czy dostała pani jakieś fundusze na zatrudnienie nowego personelu? – dociekał Mirosław Kado. – Absolutnie nie. W tej chwili praca w PSSE w Legionowie wygląda w ten sposób, że pracujemy na dwie zmiany, przez siedem dni w tygodniu. Jedna zmiana liczy 5-6 osób plus inspektor sanitarny, który jest praktycznie cały czas, Ale muszę liczyć się z tym, że skoro pracujemy przez cały tydzień, to trzeba też dawać ludziom wolne, a dopadają nas także choroby i ludzie idą na zwolnienia. Należy im się też opieka – pomimo tego, że z niej rezygnują i przychodzą do pracy – bo kiedyś przyjdzie ten moment, że nie będzie komu zaopiekować się dziećmi. Tak więc nie, nie dostałam żadnych funduszy i żadnej pomocy w etatach – powtórzyła dyr. Sylwia Patejuk.

Nic dodać, nic ująć. Wypada tylko liczyć, że zagrożenie koronawirusem wkrótce minie. I trzymając za to kciuki, trzymać się od niego z daleka.

Poprzedni artykułRynek na wyciągnięcie myszki
Następny artykułWyrodny syn
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.