fot. arch.

W niedzielę, na finiszu 15. kolejki Ligi Siatkówki Kobiet, spotkały się w stolicy polskiego włókiennictwa dwie drużyny ze ścisłej czołówki tabeli: sąsiadujące w niej ze sobą czwarta DPD Legionovia oraz piąty ŁKS Commercecon Łódź. Po wyjątkowo zaciętym, wyrównanym meczu gospodynie zwyciężyły 3:0. Równie dobrze, przy odrobinie szczęścia i nieco większej skuteczności gości, wynik mógł być jednak odwrotny.

W niedzielny, rozgrywany w dosyć pustawej hali mecz lepiej weszły legionowianki, które szybko objęły prowadzenie 2:0. Tyle że debiutujące pod wodzą nowego szkoleniowca gospodynie – Marka Solarewicza, który został II trenerem, zastąpił dobrze znany w LSK Włoch Giuseppe Cuccarini – równie szybko wyrównały, a później dołożyły jeszcze dwa punkty. Wtedy Novianki zrobiły to samo, dzięki czemu znów miały dwa oczka przewagi. I znów długo się nią nie cieszyły. Kiedy miejscowe wyszły na 9:7, Alessandro Chiappini wziął pierwszy w tym meczu czas. Przerwa pomogła, bo wkrótce zrobiło się 11:9 dla Legionovii. To z kolei był sygnał na wzięcie czasu przez trenera łodzianek. Siatkarek gości nie wybiło to jednak z rytmu i mając odrobinę szczęścia, uciekły już na 14:10. A później ponownie dały się dojść na jedno oczko. Obie ekipy punkty zdobywały seriami, brakowało im stabilności w ataku i obronie. Mimo to mazowszanki utrzymywały małą przewagę, zmuszając rywalki do pogoni. Kiedy Justyna Łukasik punktowym odbiorem wyprowadziła drużynę na 20:17, Cuccarini od razu zarządził przerwę. Chyba przemówił dziewczynom do rozumu, bo kilkadziesiąt sekund później było po 20. No i czas dla DPD Legionovii… Zacięta końcówka seta toczyła się punkt za punkt. Do czasu. Przy stanie 23:23 Maja Tokarska uderzyła w aut, a mające setbola łodzianki po chwili cieszyły się z wygranej 25:23. Trener Chiappini reklamował jeszcze co prawda dotknięcie przez nie siatki, lecz challenge tego nie potwierdził. Mimo czterech asów i czterech punktowych bloków jego drużyna zeszła z parkietu pokonana.

Druga partia zaczęła się tak jak zakończyła pierwsza, ale z lekkim wskazaniem na gości, którzy odskoczyli na 6:3. Przy stanie 8:6 miała miejsce niecodzienna sytuacja, bo po ataku łodzianek sędzia uznał, że piłka przeszła po palcach Olgi Strantzali. Chiappini poprosił o challenge, a pierwsza decyzja była na korzyść łodzianek. Po protestach ekipy z Legionowa drugi sprawdzian był już po ich myśli. Kłopot w tym, że znów roztrwoniła ona przewagę, bo nieco poirytowane łodzianki doprowadziły do stanu 10:10, a później wyszły na prowadzenie. Legionowianki nie złożyły broni, dzięki czemu łódzcy kibice kolejny raz przez kilka minut obserwowali wymianę punkt za punkt. Od stanu po 14 trzy oczka z rzędu wywalczyły jednak legionowianki i kolejny raz stanęły przed szansą odjechania rywalkom w końcówce seta. Chwilę później, po kolejnym punkcie dla Novianek, trener gospodyń wziął czas. Niestety, historia lubi się powtarzać i znów – tym razem przy zagrywkach Moniki Bociek – zaliczyły one serię czterech zdobytych punktów, na co trener Chiappini zareagował w jedyny sensowny sposób – wzięciem czasu. Po nim Bociek pomogła koleżankom zdobyć kolejne dwa punkty. Legionowianki się nie poddały, doprowadziły do stanu po 20, zaś Justyna Łukasik dała im 21 punkt. Po ataku łodzianek w taśmę wyglądało na to, że tym razem to Novianki zaliczą udany finisz. Zwłaszcza że w kolejnej akcji Monika Bociek pomyliła się w ataku. Ale prowadzenia 23:21 nie utrzymały. Dopuściły do remisu, a po chwili musiały bronić setbola. I w drugim secie też im się nie udało. Trudno powiedzieć, czy tego wieczoru szczęście sprzyjało lepszym, ale to miejscowe zwyciężyły 25:23. Bardziej prawdopodobne, że – jak głosi inne znane powiedzenie – pomogły im własne ściany.

Po dwóch nieudanych końcówkach legionowianki czekało trudne zadanie: musiały dowieść, że są mocne psychicznie i nie dały się przeciwniczkom złamać. Początek seta zdawał się to potwierdzać. Przynajmniej na tablicy wyników. Lecz od stanu 5:5 łodzianki zdobyły trzy oczka z rzędu i pierwszy raz w tym meczu to one miały taką przewagę. Ich rywalki natomiast poczuły jeszcze większą presję. Przy zagrywkach Olgi Strantzali pojawiła się szansa doprowadzenia do remisu. Wtedy się nie udało, ale już za moment zrobiło się po 12. Żadna z drużyn nie składała broni. Przy stanie 16:15 dla łodzianek miała miejsce kluczowa dla losów rywalizacji, bodaj najdłuższa w tym spotkaniu wymiana. Wygrana niestety przez ŁKS. Gdy za chwilę prowadził on już 18:15, szkoleniowiec gości wziął czas. Później wprowadził na boisko mierzącą 197 cm Martę Matejko. Wiele to już jednak nie dało. Szalejąca na skrzydle łodzianek Aleksandra Wójcik wyprowadziła swoją drużynę na 20:16, więc wszystko wskazywało na końcowy triumf gospodyń meczu. Po dwóch punktach dla Novianek trener Cuccarini nie wytrzymał i poprosił o czas, przypominając swoim zawodniczkom, że wystarczy im grać punkt za punkt. I do stanu 23:21 tak robiły. Wtedy legionowianki zdobyły 22 punkt i wszystko nagle stało się możliwe. Grę wznowiono po kolejnej przerwie wziętej przez trenera łodzianek. Po akcji blok-aut Wójcik znów pomogła drużynie wyjść z opresji, jednak pierwszego meczbola Matejko wybroniła. Przy zagrywce Juliette Fidon-Lebleu piłka wróciła na połowę Legionovii, ale nie wykorzystała ona szansy na zdobycie punktu. A łodzianki swoim zwyczajem – owszem. Dzięki temu trzeciego seta wygrały, jakżeby inaczej, 25:23, zaś cały mecz 3:0, rewanżując się tym samym za porażkę z pierwszej części ligowego sezonu.

ŁKS Commercecon Łódź – DPD Legionovia Legionowo 3:0 (25:23, 25:23, 25:23)

ŁKS: Mori, Kwiatkowska, Wójcik, Lazović, Bociek, Alagierska, Korabiec (libero).
DPD: Tokarska, Souza, Strantzali, Fidon-Lebleu, Łukasik, Grabka, Lemańczyk (libero) oraz Matejko, Damaske.
MVP: Eva Mori (ŁKS Commercecon Łódź)

Poprzedni artykułPomysł na samodzielność
Następny artykułKoncepcja na skatepark
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.