fot. Bartłomiej Bator

Legionovia KZB Legionowo nadal nie może wyjść z głębokiego kryzysu. W sobotę podopieczni trenera Marcina Sasala przegrali siódmy mecz z rzędu. Tym razem na własnym boisku ulegli 2:0 utytułowanemu Widzewowi Łódź. W spotkaniu powtórzył się schemat znany już z poprzednich ligowych meczów, czyli całkiem niezła pierwsza połowa w wykonaniu legionowian, dużo gorsza druga i bramka stracone w doliczonym czasie gry.

Spotkanie Legionovii z czterokrotnym Mistrzem Polski, zdobywcą Pucharu Polski i Superpucharu Polski, półfinalistą Pucharu Mistrzów oraz uczestnikiem fazy grupowej Ligii Mistrzów, cieszyło się ogromnym zainteresowaniem kibiców. Starcie obu drużyn na legionowskim stadionie oglądał komplet widzów, czyli ponad 1700 osób! W związku z tym, że był to również mecz o podwyższonym ryzyku, zabezpieczały go nadzwyczajne, jak na legionowskie standardy, siły policji. Na szczęście obyło się bez poważniejszych incydentów, które mogłyby zakłócić to całkiem interesujące spotkanie.

Pierwsza połowa stała pod znakiem dominacji gospodarzy. Pierwszą groźną sytuację Legionovia stworzyła już w szóstej minucie meczu. Strzał po dobrym dośrodkowaniu Patryka Koziary z rzutu rożnego został jednak wybroniony. Dziesięć minut później przed okazją do zdobycia gola stanął Karol Podliński. Nie zdążył jednak dokładnie kopnąć piłki dośrodkowywanej z lewej strony boiska i bramkarz gości zdołał sparować ją na rzut rożny. Widzew groźniej zaczął atakować dopiero po około pół godzinie gry. Legionowianie byli jednak dobrze ustawieni w obronie i nie dopuszczali rywali do zbyt wielu sytuacji strzeleckich. Gdy już jednak do nich dochodzili na posterunku stał Paweł Błesznowski.

W 42 minucie przed kolejną okazją do zdobycia gola znów stanął Karol Podliński. Bramkarz gości jednak skutecznie interweniował. Minutę później Legionovia nie wykorzystała najlepszej sytuacji w meczu. Eryk Więdłocha znalazł się idealnej sytuacji do strzelenia gola. Jego mocny strzał trafił jednak najpierw w poprzeczkę, a następnie w słupek bramki gości. Pierwsze 45 minut spotkania zakończyło się bezbramkowym remisem.

Początek drugiej połowy był dość bezbarwny. Obie drużyny dużo walczyły w środku pola i nie były w stanie stworzyć większego zagrożenia przed bramką rywala. Ten boiskowy marazm w 60 minucie meczu przełamali Widzewiacy. Świetne podanie kolegi z drużyny wykorzystał Konrad Gutowski i strzelił bramkę na 1:0. Po stracie gola podopieczni trenera Sasala musieli zacząć jeszcze śmielej atakować, co dawało gościom wyśmienitą okazję do kontr. W 69 minucie mogło być już 2:0. W sytuacji sam na sam lepszy okazał się jednak bramkarz Legionovii. Z minuty na minutę kontrataki Widzewa stawały się coraz groźniejsze. W kolejnej akcji przed startą bramki legionowian uratowała interwencja Patryka Koziary.

Legionovia mimo ambitnych prób nie potrafiła znaleźć sposobu na strzelenie łodzianom wyrównującego gola. Na dodatek tuż przed końcem regulaminowego czasu gry, po starciu z bramkarzem gości poważnego urazu doznał Patryk Imiela i zaraz po spotkaniu trafił do szpitala. Mimo straty zawodnika, już w doliczonym czasie gry Legionovia była jeszcze w stanie poważnie zagrozić bramce rywali. Golkiper Widzewa po raz kolejny jednak świetnie interweniował. Chwilę potem sprawdziła się stara piłkarska zasada, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. W ostatniej akcji meczu Widzewiacy wyszli z zabójczą kontra, po której jeden z zawodników gości minął bramkarza Legionovii i huknął do niemal pustej bramki. Niemal, bo stał w niej Piotr Maślanka, który… zatrzymał piłkę rękę. Sędzia od razu wskazał na jedenasty metr, a zawodnikowi Legionovii pokazał czerwoną kartkę. Rzut karny na bramkę zamienił Marcin Robak, ustalając tym samym wynik spotkania na 2:0.

Na pomeczowe konferencji trener gości Marcin Kaczmarek chwalił przede wszystkim swój zespół, ale potrafił też docenić postawę Legionovii. – Po bardzo dobrym w naszym wykonaniu meczu ze Stalą Rzeszów najważniejsze było to, żeby podtrzymać tę dyspozycję. To się być może tak do końca nie udało, ale zdołaliśmy zdobyć trzy punkty. W trudnym dla nas momencie potrafiliśmy zdobyć bramkę i szkoda tylko, że było tle nerwów do samego końca, bo nie wykorzystaliśmy dwóch świetnych sytuacji na zamknięcie tego meczu. Trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że Legionovia również miała swoje szanse. Trafiliśmy dzisiaj na bardzo zdeterminowanego przeciwnika, który chciał się przełamać. Ja oglądałem wcześniejsze mecze Legionovii i muszę przyznać, że zespół nieźle grał w piłkę, ale nie przynosiło im to punktów. Dzisiaj byli więc bardzo zdeterminowani – powiedział szkoleniowiec Widzewa Łódź. – To nie jest pierwszy raz kiedy przeciwnik nas chwali – powiedział z kolei trener Legionovii, Marcin Sasal – Czegoś nam brakuje i ja myślę, że to chodzi po prostu o fart. Sytuacje sobie stwarzamy. Do przerwy mieliśmy ich o wiele więcej od przeciwnika i myślę, że byliśmy zespołem lepszym. Po przerwie Widzew już trochę inaczej zagrał. My też mamy swoje problemy, głównie mentalne. W tygodniu mieliśmy trochę rozmów i trochę problemów wewnętrznych, ale pozbieraliśmy się. Jeśli bowiem chodzi o podejście do meczu i zaangażowanie chłopaków, to trzeba im bić brawo, bo było w ich wykonaniu dużo determinacji i dużo sytuacji. Myślę, że ten niefart kiedyś się skończy, oby jak najwcześniej –dodał trener.

Szansę na przełamanie się Legionovia będzie miała w najbliższą sobotę. O godzinie 18.00 podopieczni Marcina Sasala zagrają na wyjeździe z GKS-em Katowice. Tydzień później 21 września o godzinie 16.00 legionowianie podejmą na własnym boisku Stal Stalową Wolę.

Po ośmiu kolejkach Legionovia KZB Legionowo z trzema punktami na koncie nadal plasuje się na przedostatnim miejscu w tabeli.

Legionovia Legionowo – Widzew Łódź 0:2 (0:0)

Bramki: Konrad Gutowski 60′, Marcina Robak 90+’

Legionovia: Paweł Błesznowski – Rafał Zembrowski, Jonatan Straus, Konrad Zaklika, Eryk Więdłocha (62′ Mateusz Małek), Karol Podliński (71′ Arkadiusz Gajewski), Piotr Maślanka, Patryk Koziara, Luka Janković (71′ Adam Imiela), Bartosz Gołaszewski (74′ Daniel Pietraszkiewicz), Daniel Choroś