fot. arch. klubu

Prowadząc pierwszą drużynę, w Legionovii KZB Legionowo pamiętają też o młodzieży. W klubie trenuje coraz więcej piłkarzy, którzy pragną na boisku coś zwojować. Sądząc po wynikach, wielu początkujących futbolistów posiada na to „papiery”. A jeśli nie, to przynajmniej serce do walki.

Prezes klubu potwierdza: – Gros tych dzieciaczków, które są grupach najmłodszych: roczniki 2011, 2012, 2013, notorycznie jeżdżą na turnieje i je wygrywają. Zgłosiliśmy nawet dodatkowe zespoły, bo tych dzieciaków jest tak dużo. Grają na Soccer Arenie, w ligach zimowych i letnich, uczestniczą w ligach mazowieckiej i powiatowej. Staramy się tym dzieciom zapewnić jak najlepsze warunki do tego, by miały w przyszłości co wspominać. A może któryś z nich w niedługim czasie zadebiutuje w naszej pierwszej drużynie? – snuje marzenia Dariusz Ziąbski.

W Legionovii widać jak na dłoni, że konsekwentna, mądra praca z młodzieżą przynosi efekty. Zarówno wychowawcze, jak i te bardziej wymierne, wyrażone w zdobytych punktach oraz miejscach w tabeli. – Rocznik 2001 gra w najwyższej klasie rozgrywkowej, 2003 trenera Woźniaka zrobił awans do ekstraligi, 2004 się w niej utrzymał, rocznik 2005, po barażach z Ursusem, też zdecydowanie awansował do ekstraligi. Pozostałe roczniki grają albo na zapleczu, albo też w najwyższych ligach. Tak więc jest się z czego cieszyć – uważa prezes Legionovii KZB Legionowo. Tym bardziej, że najzdolniejsi młodzi piłkarze mają realne widoki na grę w pierwszej drużynie. Co oczywiście jest korzystne i dla nich, i dla klubu. – Jeżeli 16-, 17-letni chłopiec się wyróżnia, już ma szanse. Dlatego nasz drugi zespół jest oparty głównie na młodych zawodnikach. Także dlatego, by trener zapraszał ich na treningi pierwszej drużyny. Ostatnio dwóch takich piłkarzy zostało poleconych i rozpoczęli z nią przygotowania. Gdyby z każdego rocznika kończącego wiek juniora jeden, dwóch piłkarzy dochodziło do treningu i grania z pierwszą drużyną, to byłby duży sukces.

Według szefa Legionovii rosnąca liczba członków klubu to efekt systematycznych działań marketingowych. Prowadzonych, co ważne, nie tylko na boisku. – Jesteśmy na festynach, jesteśmy na Dniach Legionowa, promując ten klub w każdy możliwy sposób. Chcemy pokazywać się na zewnątrz, aby inni widzieli, że żyjemy nie tylko piłką; współpracować z różnymi podmiotami. Robimy to także po to, aby pozyskać do naszego klubu nowych graczy – nie ukrywa Ziąbski. Pozyskać i stworzyć silne drużyny, a zarazem jedną wielką piłkarską rodzinę. – Widać to było po ostatnim meczu w III lidzie, kiedy wielu naszych młodych adeptów przyszło z rodzicami, by go zobaczyć. Później razem z zawodnikami mogli na murawie wspólnie cieszyć się z awansu. Na pewno jest u nas dużo tych dzieci.

Wiele z nich przygodę z futbolem zakończy dosyć szybko, inne zwiążą się z nim na dłużej. Działacze Legionovii starają się jednak, by każdy młody zawodnik miał w przyszłości co wspominać. Potrzebne są do tego odpowiednie obiekty i szkolenie, potrzebne są też jeszcze pieniądze. – Jeżeli my mamy więcej środków – które zresztą różnymi drogami udaje nam się pozyskiwać – to możemy dzieciom stworzyć lepsze warunki: stać nas na to, żeby dostali wodę, żeby każdy miał dobrą piłkę, żeby szkoleniowcy mieli do pracy dobre trenażery. I żebyśmy mogli jeździć na obozy, a są czasem takie sytuacje, że nie wszystkie dzieci na to stać. Wtedy klub jest otwarty na to, by im pomóc. Dzięki temu kilka osób jedzie na zgrupowanie troszeczkę taniej, żeby mogło czuć się częścią zespołu. Nie na wszystko trzeba patrzeć przez pryzmat pieniędzy. Zdolny chłopiec, jeżeli nie pojedzie na jedno czy drugie zgrupowanie, może zrezygnować z uprawiania sportu i skręcić w złą stronę. Mamy grubo ponad 300 dzieciaków i chciałbym, żeby coraz więcej grało ich w reprezentacjach Mazowsza i może któryś dostał kiedyś powołanie na reprezentację Polski, chociaż na konsultacje, a później gdzieś tam zaistniał – kończy Dariusz Ziąbski. Cóż, dopóki piłka w grze, wszystko możliwe.

Poprzedni artykułPowtórka z remontów
Następny artykułOstatnie szlify na boisku
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.