Po stu latach od nadania miastu nazwy, w minioną sobotę jego włodarze oraz mieszkańcy wyprawili mu huczne urodziny. A ponieważ zadbano o liczne prezenty i to, by każdy gość bawił się jak nigdy dotąd, będzie się o tej imprezie mówiło przez kolejny wiek.

Urodzinową imprezę rozpoczęto przy pomniku marszałka Józefa Piłsudskiego. Człowieka, którego Legiony – uhonorowane w ten sposób z inicjatywy generała Bolesława Roi – dały Legionowu tę unikalną i cenną tożsamość. – Za chwilę, jako wyraz wdzięczności, złożymy kwiaty pod pomnikiem, który nota bene nie był ufundowany z budżetu miasta, tylko w dużej części dzięki pieniądzom ze zbiórki robionej wśród mieszkańców – przy okazji przypomniał obecnym prezydent Roman Smogorzewski. Gdy już „Dziadek” miał u stóp sto czerwonych róż, odsłonięto stojącą obok stylową ławkę, sprzyjającą rozmowom o przeszłości miasta. Później jego mali oraz duzi mieszkańcy uformowali długi orszak, po czym udali się w kierunku stadionu. Eskortowani przez sznur zabytkowych pojazdów mechanicznych, sporo wprawdzie młodszych od jubilata, lecz równie jak on poruszających.

Urodzinowe świętowanie pod skąpaną w słońcu DPD Areną zaczęto mocnym akordem – od ustanowienia rekordu Polski w graniu hejnału na cymbałkach. – Przepraszam waszych rodziców, bo pewnie musieli w domach te cymbałki znosić. Ale cel jest naprawdę szczytny i to wykonanie będzie niepowtarzalne, historyczne i jedyne w swoim rodzaju. Jak będziecie już tacy starzy jak ja, to będziecie mówili, że na stuleciu graliście na cymbałkach i coś wam w życiu wyszło – w swoim stylu zagaił do 243 muzykantów prezydent miasta. Te ostatnie słowa okazały się prorocze, bo po wielu dniach ćwiczeń wykonawcy dziarsko i z powodzeniem ruszyli do dźwiękowego boju. Dowodzeni przez nie byle kogo, bo Zenona Durkę – kompozytora legionowskiego hejnału. No i pod jego batutą. Koniec końców, po minucie gry odbębniony na cymbałkach rekord został oficjalnie uznany!

Lokalnych akcentów muzycznych zabrzmiało tego dnia. Choćby za sprawą dowodzonej przez Adama Aksamita mocno młodzieżowej ekipy Hip-hop Challenge, która przygotowała rytmiczną ściągę ze stuletniej historii Legionowa. Siłą rzeczy krótką, ale wpadającą w ucho i co najważniejsze – pouczającą.

Czego miasto przez ten wiek dokonało, czym powinno się szczycić? – nad tym regionaliści dumają nie od dzisiaj. Są jednak fakty, co do których są zgodni. – Wydaje mi się, że ważnym wydarzeniem było powstanie gminy Legionowo w 1930 roku, ale powstawało wtedy wiele gmin. Natomiast rozbudowa międzywojennego samorządu jest istotnym czynnikiem, który doprowadził do powstania miasta w roku 1952, a więc też nadanie Legionowu praw miejskich – uważa dr hab. Jacek Szczepański. Dyrektor legionowskiego muzeum przywołuje ponadto dwa wydarzenia z lat 30. ubiegłego wieku: Pierwszą Polską Wyprawę Polarną, która wyruszyła z Legionowa w 1932 roku, oraz uszyty w nim tuż przed wybuchem wojny, w 1938 roku, największy balon świata. Według dra Jacka Szczepańskiego o charakterze miasta i jego mieszkańców wymownie świadczą ponadto działania powstańcze podjęte w sierpniu 1944. – Ważny jest również okres powojenny. Mimo tych trudnych czasów Legionowo się rozbudowało, rozbudowała się spółdzielnia mieszkaniowa, a w 1988 roku staliśmy się miastem prezydenckim. Działały tu też aktywnie struktury Solidarności i Komitetów Obywatelskich, które wraz z pozostałymi mieszkańcami doprowadziły do powstania w pełni wolnego samorządu.

Pytany, z czego Legionowo może być najbardziej dumne, jego długoletni prezydent odpowiada bez namysłu. – Myślę, że z ludzi. To naprawdę nie jest bardzo bogate i najpiękniejsze miasto. Nie jest stare, nie ma wielu zabytków i historycznego rynku. Ale w ostatnich latach, dzięki zbiorowemu wysiłkowi, nadrobiliśmy ogromne zaległości. Jak przyjeżdżają tu ludzie z Polski czy z zagranicy, to naprawdę nie ma wstydu. A pamiętam, kiedy 17 lat temu zaczynałem pracę, jak przyjechała tu delegacja samorządów z Albanii, to był wstyd. Oni mieli lepsze urzędy i lepiej to wszystko u nich wyglądało. Dzisiaj możemy być już dumni ze swego miasta i z żyjących w nim ludzi. Jak twierdzi gospodarz ratusza, o ich silnych więziach z miastem wymownie świadczy choćby traktowanie jego infrastruktury. – Wiele lat temu było dużo więcej aktów wandalizmu niż teraz. Dużo w przestrzeni publicznej zmieniliśmy i to nie ulega dewastacji. To naprawdę cieszy. Chodzi na przykład o place zabaw czy jakieś murale – takie obiekty, które kiedyś nagminnie dewastowano. A dzisiaj obserwujemy większy szacunek do mienia publicznego – zauważa Roman Smogorzewski.

Inaczej stopień przywiązania do małej ojczyzny mierzą lokalni historycy. – Ludzie wiele wiedzą na temat przeszłości Legionowa. Wiemy o tym, bo prowadzimy związany z nią konkurs. Jeszcze kilka lat temu takie pytania były zupełnie abstrakcyjne i nikt nie potrafił na nie odpowiedzieć, a teraz mamy po 50-60 dobrych odpowiedzi. Z punktu widzenia historyka-regionalisty to jest duży postęp – mówi dr. Jacek Szczepański.

Rzecz jasna, zawsze może być lepiej. Zarówno w tej, jak i w innych dziedzinach życia. Spotkana pod Areną legionowska kandydatka do Parlamentu Europejskiego zapewnia, że wie, jak się za to zabrać. – Od ponad 10 lat pozyskuję środki unijne, aktywizując naszych bezrobotnych mieszkańców, rozwijam i tworzę miejsca pracy. W polityce społecznej pieniędzy jest zdecydowanie za mało. Potrzebne one są na projekty społeczne, na rozwijanie usług zdrowotnych. Chodzi mi też o młodzież, która ma ograniczone środki na rozwój czy choćby wymianę międzynarodową. Jest tutaj bardzo dużo do zrobienia, dlatego zamierzam ściągać środki unijne dla naszego miasta i kraju – deklaruje Anna Brzezińska.

To jednak pieśń przyszłości. Dla fanów, a zwłaszcza fanek Dawida Kwiatkowskiego ważniejsze są piosenki, które śpiewa dla nich tu i teraz. By znaleźć się tuż pod sceną i po raz nie wiadomo który obejrzeć jego koncert, wiele z nich pokonało pół Polski. Kochają Dawida dosłownie za wszystko. Sam idol nastolatek przyczyn szaleństwa na swoim punkcie nie docieka. – Trzeba o to spytać ludzi, którzy przyszli na ten koncert – sugeruje. Skoro tak, zapytaliśmy. – Okazuje nam dużo uwagi, bardzo nam pomaga. Jesteśmy w takim wieku, że potrzebujemy bardzo dużo uwagi. Myślimy, że rodzice są najgorsi, chociaż oni chcą dla nas najlepiej. Otaczamy się tylko przyjaciółmi, do nich mamy zaufanie, i do takich osób jak Dawid. Wiemy, że możemy się do niego zwrócić po prostu ze wszystkim. – Sława go nie pochłonęła, wciąż jest taki, jaki wyszedł z Gorzowa. To też nas w nim ujmuje, że nie przechwala się sławą, nie unosi się, tylko w każdym aspekcie jest sobą – mówią Natalia i Ola, które koncertu w Legionowie nie zapomną do końca życia. Wokalista wypatrzył je bowiem ze sceny i w podziękowaniu za zdzieranie gardeł zaprosił na jej zaplecze. A tam chwilę porozmawiał i zrobił sobie wspólne zdjęcia. – Ja do tej pory nie dowierzam, co się w ogóle stało. Na pewno przychodząc tutaj, nie spodziewaliśmy się, że podejdzie do nas menadżer Dawida i pójdziemy za scenę. Jeżdżąc na koncerty już któryś rok – a Dawid wybiera na backstage od dwóch lat – zawsze miałam nadzieję, że może mnie weźmie, ale nigdy to nie nastąpiło. Myślałem, że nie zobaczę jak tam jest, ale jednak zobaczyłam! – mówi podekscytowana Natalia. – Jedno z marzeń się spełniło, bo była okazja podejść, spokojnie porozmawiać, bez żadnego napięcia i ludzi przy barierkach. I to jest najlepsze w tym wszystkim – dodaje Ola.

Tym, co nie mieli w sobotę tyle szczęścia, zostały po prostu piosenki. – Mam nadzieję, że przyciągnęła ich tutaj muzyka, którą piszę z moim zespołem i którą staramy się w stu procentach oddać na scenie. Na płytach ona jest troszeczkę bardziej spokojna, ale już na scenie dajemy z siebie wszystko. Tak naprawdę scena jest miejscem, gdzie w stu procentach możemy być sobą, bez patrzenia na wytwórnie, radio i telewizję. Więc tutaj dajemy czadu po prostu! Rzeczywiście, Dawid Kwiatkowski zawładnął sceną już od pierwszych dźwięków. I przez ponad godzinę, co zresztą okupił stłuczonym kolanem, niepodzielnie na niej rządził. – Mieszkam w Warszawie, więc na swój sposób Legionowo jest mi bliskie. Niemniej jednak nie odwiedzam tego miasta na co dzień. Ale kiedy przyjeżdżam tu grać, a to był mój drugi koncert, no to jest szał. (…) Energia była naprawdę super, no i dziękuję za tylu ludzi.

Inny z występujących w sobotę artystów postanowił znaleźć się bliżej nich na stałe. I mieszkanie w stolicy porzucił niedawno na rzecz domu właśnie w Legionowie. Mimo że, czego nie ukrywa, kiedyś miał z nim raczej nie najlepsze skojarzenia. – Legionowo było znane wiadomo z czego: ze szkoły policyjnej. Zawsze było wiadomo, że zomowcy jadą z Legionowa tłumić demonstracje. Wiedziałem, że Krzysiek Grabowski z Dezertera jest z Legionowa, że była tutaj kiedyś mocna scena punkowa. Ale też, że czasem potrafi być niebezpiecznie, bo Legionowo miało swoją przygodę ze skinheadami. Teraz czasy się zmieniły, jest tutaj bardzo fajnie. Bardzo się cieszę, że została otwarta pływalnia na Piaskach, bo regularnie z niej korzystam – zapewnia Sidney Polak. Ale w trakcie swego występu muzyk nie popłynął. Zamiast tego perkusista T. Love, jak na urodzinach przystało, zaproponował ludziom m.in. nostalgiczny powrót do przeszłości i jak to on, celne rymowane komentarze do okolicznej rzeczywistości.

Setne urodziny nazwy miasta świętowali także z legionowianami lokalna Sexbomba oraz DJ C-Bool. Oprócz tego mieli oni do dyspozycji mnóstwo innych, już pozamuzycznych atrakcji: począwszy od pikniku historycznego w stylu lat 20., poprzez ciekawą ofertę dla najmłodszych, aż po krótki lot balonem. Częstowano też oczywiście tortem. Ponieważ do kompletu brakowało tylko życzeń, w imieniu jubilata zapytaliśmy o nie jego gości. – Życzyłbym, po pierwsze, takich wspaniałych imprez ja ta. Chociaż nie mówię, żebyście zapraszali mnie co roku, tylko żebyście to organizowali, bo widzę, że ludzie bawili się świetnie – śmieje się Dawid Kwiatkowski. – No i poza tym spokoju w mieście, dlatego że wszyscy żyjemy teraz w pędzie. Często nie wiemy, za czym biegniemy, cały czas gdzieś każdy pędzi, budzi się rano z mnóstwem zadań. A tak naprawdę nie wie, po co to robi. Życzę, żeby to miasto miało takie miejsca, gdzie można odetchnąć: parki, fontanny. Nie znam go, więc może to wszystko tu już jest. A poza tym, Legionowo, bądźcie spokojni, spokój nas uratuje. Prezydent miasta myśli bardzo podobnie. – Niestety, obserwuję, że także w Legionowie jest sporo agresji, braku szacunku i nietolerancji w stosunku do innych poglądów i odmiennego patrzenia na świat. Życzyłbym zatem temu miastu więcej miłości, tolerancji, zrozumienia innych, no i spokoju, a także radości w obcowaniu z drugim człowiekiem – mówi Roman Smogorzewski. Najlepiej takiej, jaką dało się dostrzec w sobotę pod legionowską Areną. I oby było to możliwe nie tylko raz na sto lat i od święta.

Poprzedni artykułPEC chce dodać gazu
Następny artykułZgłoszenie i szybka reakcja
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.