Wśród mieszkańców Legionowa rozpowszechniana była w ostatnich dniach gazeta, w której ujawniono listę rzekomych grzechów prezydenta. Co więcej, opublikowano ją po raz drugi, tym razem z adnotacją, że do dnia dzisiejszego nie otrzymano z ratusza oczekiwanych przez pismo informacji. Nic dziwnego. Bo jak ustaliliśmy, redaktor naczelny, a jednocześnie kandydat ubiegający się o mandat w nadchodzących wyborach samorządowych, nie zadał głównemu zainteresowanemu żadnych pytań.

Wymienione „grzechy” to ciągle ta sama lista wielokrotnie prostowanych przez urząd spraw, których nie rozumie albo z premedytacją nie chce zrozumieć anonimowy autor artykułu. Co ciekawe, informacje o tym, że zarzuty są zmyślone, dotarły już nawet do mieszkańców, którzy masowo wyrzucają to „dzieło” do najbliższych koszy na śmieci. – Ile razy można czytać te same brednie? Smogorzewski to, Smogorzewski tamto. A jakieś dowody gdzie? Mówić to może każdy. Jak coś na niego macie, to zgłoście do prokuratury, a jak nie, to się w końcu zamknijcie – mówi zniesmaczony pan Józef, wrzucając To i Owo do śmietnika. – Ciągle to samo. Ja to się zastanawiam, czy im PiS płaci za to, żeby oczerniali prezydenta? Bo nie wierzę, że ktoś może być tak zacięty i zażarty w nienawiści. To musi być dobrze płatne, przecież do niedawna trzeba było kupować gazetę, a teraz wrzucają ją za darmo do skrzynek – mówi napotkana pod blokiem pani Ewa.

Postanowiliśmy przyjrzeć się tym „grzechom”. Ich lista nie jest długa: 15 na 16 wymienionych lat. Wśród nich takie sprawy, jak jakiś wpis na prywatnym profilu na Facebooku, udział w gali boksu, czy zniszczony zegarek.

CBA nie ma uwag

Są też wielokrotnie już wyjaśniane, także przez organy państwowe, sprawy, takie jak oskarżenia o prowadzenie działalności gospodarczej. W tym przypadku oświadczenia majątkowe i posiadany majątek prezydenta zostały skontrolowane przez CBA, które nie miało uwag. Uchwała odrzucająca wniosek o wygaszenie mandatu nie została zakwestionowana przez wojewodę mazowieckiego, który jest przedstawicielem Prawa i Sprawiedliwości i po słynnym legionowskim referendum nie pała miłością do Smogorzewskiego. Tajemnicą poliszynela jest to, że gdyby mógł, wojewoda wykorzystałby każdą możliwość odwołania legionowskiego prezydenta ze stanowiska. Nie miał jednak podstaw, aby to zrobić.

Wśród wyjaśnionych już zarzutów jest także umorzone przez prokuraturę śledztwo w sprawie zakupu lokalu usługowego. Przy czym gazeta kłamie, pisząc, że to prezydent zawnioskował o przekazanie fragmentu działki spółdzielni. Było dokładnie odwrotnie.

Eksmisja, której nie było

Najbardziej jednak oburza sugestia, że prezydent zakupił budynek, z którego musiała się wyprowadzić matka samotnie wychowująca dziecko. Jak udało nam się dowiedzieć, dom w momencie zakupu był pusty, niezamieszkały od wielu miesięcy. Co więcej, jego poprzednia właścicielka nie miała w ogóle dziecka w momencie zakupu nieruchomości. Do czego jeszcze ucieknie się gazeta, by oczernić prezydenta Legionowa?

Niejasności łatwe do wytłumaczenia

Kolejne „grzechy” to między innymi podpisanie przez zastępcę (nie prezydenta) porozumienia, dzięki któremu stary, zaniedbany budynek na osiedlu Piaski miał zastąpić apartamentowiec, a przy okazji miało powstać rondo, zwiększające bezpieczeństwo na osiedlu. To także wyjaśniana już sprawa sprzedaży działki, na której funkcjonuje szkoła kształcąca wiele legionowskich dzieci. Działka została sprzedana na warunkach stosowanych w całym kraju, a nie jak sugeruje gazeta – „preferencyjnych”. To także kwestia powstania spółki miejskiej KZB. Redakcja nie potrafi zrozumieć, że jej akt założycielski został opracowany przez notariusza na podstawie Kodeksu spółek handlowych, a nie przez prezydenta miasta.

Nie są prawdą także wielokrotnie pojawiające się kłamstwa, że działka, na której powstał Lidl, została sprzedana, wbrew zapewnieniom prezydenta, z przeznaczeniem pod ten niemiecki market. A prawda jest taka, że firma, która zakupiła teren, była w stu procentach polska i jej udziałowcem nie był Lidl. Prezydent nie wprowadził też w błąd radnych, którzy doskonale wiedzieli, jaką uchwałę przegłosowali w sprawie sprzedaży tego terenu.

Wszystkie „grzechy” wymieniane w gazecie prowadzonej przez aspirującego polityka lokalnego są łatwe do zweryfikowania. Na pytanie, dlaczego nikt tego nie wyjaśnia i nie prostuje, odpowiedź jest jedna. A podał ją jeden z internautów: „Nikt tego nie prostuje, bo nikt was po prostu nie traktuje poważnie” – napisał.
AnKa