Pojawia się coraz więcej kontrowersji wokół planów budowy zakładu zagospodarowania odpadów w Jaskółowie. Mając w perspektywie jego bliskie sąsiedztwo z granicą powiatu, we wtorek legionowski starosta pilnie zorganizował w tej sprawie ekologiczną „zbiórkę”.

Powody bicia na alarm są oczywiste. – Cierpimy przede wszystkim na deficyt informacji dotyczących samego przedsięwzięcia; tego, na jakim etapie jest procedura administracyjna. I to jest głównym powodem dzisiejszego spotkania. Chcemy wiedzieć, dlaczego ta decyzja administracyjna ujrzała światło dzienne, jakie były ku temu przesłanki, jakie są prawdziwe parametry tego przedsięwzięcia i w jaki sposób będzie oddziaływało na powiat legionowski – tłumaczy Robert Wróbel.

Inwestycja „po cichaczu”

Najbardziej zainteresowana jest tym grupa mieszkańców gminy Serock, którym kłopotliwy sąsiad wyrósłby praktycznie tuż za płotem. – Sądzę, że dzisiejsze spotkanie dobrze się wpisuje w poszerzenie wiarygodnej informacji dla mieszkańców. Mam nadzieję, że w oparciu o to będziemy mieli świadomość, jakie działania będą dalej podejmowane przez inwestora i poszczególne organy. Ale też zracjonalizujemy tą dyskusję i uspokoimy nastroje społeczne. Wierzę też, że decyzje, które w tej sprawie zapadną, będą naprawdę racjonalne i niekoniecznie zgodne z pierwotnymi założeniami co do tego przedsięwzięcia – mówi Artur Borkowski, przewodniczący Rady Miejskiej w Serocku. – Trudno sobie wyobrazić, żeby informacje o niemalże 50-hektarowym składowisku odpadów jako pierwsza przekazywała prasa. W ciągu całej procedury administracyjnej i planistycznej powiat legionowski nie był informowany o tym, że w jego bezpośrednim, liczonym nie w kilometrach, lecz w metrach sąsiedztwie powstawało przedsięwzięcie, które z pewnością w sposób ekonomiczny, społeczny i środowiskowy będzie oddziaływało na teren powiatu legionowskiego – dodaje szef powiatu.

Na wtorkowym spotkaniu w starostwie – w odróżnieniu od inwestora, który uznał, że przejechanie 300 km w celu kilkuminutowego wystąpienia to dla niego za daleko – pojawiła się silna reprezentacja urzędników z gminy Nasielsk. Teraz stojących na pierwszej linii walki ze śmieciową inwestycją, wcześniej jednak będących bardziej za niż przeciw. – To Nasielsk wydał dwie główne decyzje dotyczące powstania tego obiektu. Natomiast rada powiatu w Legionowie jednomyślnie zabrała głos, wypowiadając się, że bez konsultacji społecznych, bez poinformowania naszych mieszkańców i wreszcie bez uznania powiatu legionowskiego za stronę, nie wyobrażamy sobie dalszego procedowania tej inwestycji – deklaruje starosta Wróbel.

Plany na grząskim gruncie

Aktualne stanowisko nasielskich samorządowców i mieszkańców jest jasne: składowiska nie chcą. Inna sprawa, że to nie do nich należy ostateczna decyzja w tej sprawie. – Dokumenty, które wpłynęły, są oczywiście formalnie przejrzane i sprawdzone przez regionalną dyrekcję ochrony środowiska. Więc wszystkie wymogi dotyczące jego ochrony są spełnione. Ale problem jest taki, że ani samorząd, ani skarb państwa nie ma w tym zakładzie udziału. I jeśli zostanie on ogrodzony, jego kontrola będzie mocno utrudniona. Istnieje ryzyko, że podmiot albo sam przywiezie, albo komuś sprzeda dokumentację, na podstawie której ktoś przywiezie nam odpady i po prostu zniknie. I to zostanie jako obciążenie samorządu – obawia się Bogdan Ruszkowski, burmistrz Nasielska. Liczy on zarazem, że pospolite ruszenie samorządowców powstrzyma inwestycję. Mocnym punktem zaczepienia jest plan gospodarki odpadami na Mazowszu, który takiego składowiska nie przewiduje. Jego gwoździem do trumny ma być też opracowywany dla tego terenu nowy plan zagospodarowania przestrzennego. – Będziemy robić wszystko, aby ten zakład nie powstał na tym terenie. Jeśli będzie miał w nim udział samorząd czy skarb państwa, to oczywiście możemy rozmawiać na ten temat, bo wtedy istnieje jakaś rękojmia. Ale prywatne podmioty w chwili obecnej niosą zbyt duże ryzyko.

Podobną opinię wyraził zaproszony przez starostę ekspert z Politechniki Warszawskiej. Lecz swe wątpliwości oparł na solidnych, geologicznych podstawach. – Moim zdaniem są problemy dotyczące warunków gruntowo-wodnych. I to jest podstawowa rzecz, jeśli chodzi o składowanie. No i oczywiście kwestia formalna: które odpady będą tam przetwarzane. To o tyle ważne, że jeżeli weźmiemy pod uwagę te, które występują we wniosku, to one są reglamentowane wojewódzkim planem, a tej instalacji w nim nie ma, stąd nie może uzyskać pozwolenia na budowę – twierdzi dr inż. Piotr Manczarski, adiunkt w Katedrze Ochrony i Kształtowania Środowiska Politechniki Warszawskiej.

Według naukowca, pozostałe warunki środowiskowe wydają się być spełnione. Co nie zmienia faktu, że kwestie gruntowo-wodne są w tym przypadku kluczowe. A wysokość wód gruntowych i inne bariery geologiczne dyskwalifikują Jaskółowo jako miejsce składowania odpadów. Zależy jednak kto (i za czyje pieniądze) przeprowadza stosowne ekspertyzy… – Opinie geologiczne są niejednoznaczne, ale mówią, że to miejsce nie jest najlepsze dla budowy składowiska odpadów. Chociaż wiem, że były też robione drugie badania, których nie znam. Ale geologia nie zmienia się z dnia na dzień – dodaje ekspert. Szybko mogą się za to zmieniać decyzje urzędników. W kwietniu inwestor odwołał się od decyzji wojewody, który zablokował budzące protesty przedsięwzięcie. Sprawa wciąż zatem jest otwarta.