Z czym nam się kojarzy Dzień Wszystkich Świętych? Większości zapewne z zadumą, refleksją, wspominaniem zmarłych. Ale czy wszystkim? Coraz częściej górę bierze chęć „pokazania się”. Od nowych ubrań, kupionych specjalnie na tę okazję, przez ogromne i coraz dziwniejsze wieńce, aż po wymyślne znicze. Czy odchodzimy od pierwotnego znaczenia tego święta?

Pani Ania z Serocka w stresie żyje już co najmniej od miesiąca. – Zjeżdża się cała rodzina. Nigdy na żadne święto nie ma nas w komplecie, ale w ten dzień, tradycyjnie o 11, przy grobie babci i dziadka stawiają się wszyscy. Siostry, ich mężowie, dzieci, kuzynostwo. Co jedna, to lepiej ubrana. Widać, że ciuchy kupione specjalnie na ten dzień. Futra i kożuchy zdarzają się nawet przy plus 15 stopni. Bo przecież prognozy zawodzą, a przy grobie pokazać się trzeba. Ja też staram się dorzucić choćby nowy kapelusz czy buty. Nie stać mnie na nowy płaszcz co roku – mówi ze smutkiem kobieta. Potwierdza to napotkana przy grobie taty pani Sylwia. – To nie tylko nowe palto czy kozaki. Przecież po zapaleniu zniczy tradycyjnie idziemy wszyscy coś zjeść. Nie można pokazać, że cię nie stać na nowy ciuch. Nawet jak sobie coś kupię latem, to trzymam to kilka miesięcy w szafie, jeśli pasuje na 1 listopada. Dopiero po tej oficjalnej „premierze” zaczynam nosić ubranie częściej.

Ale zasady dotyczą nie tylko ubioru. Ważne jest, co postawi się na grobach. I to już nie tylko tradycyjne chryzantemy i kopcące na całą wieś znicze. Tu także jest jedna zasada: im większe i droższe, tym lepiej. – U nas w rodzinie od zawsze jest pewna hierarchia. Nie można stawiać zniczy i wieńców byle gdzie. Pierwszeństwo mają ci lepiej sytuowani, bo oni zawsze przynoszą największe wiązanki. Nie przyjdą też z małym zniczem, tylko z całą paczką. Nieważne, że pewnie nawet nie pamiętają, jak dziadek miał na drugie imię. Liczy się, że wszyscy widzą, jak im go brakuje w tym jednym dniu w roku. Ja najchętniej bym wtedy wcale nie przychodziła, bo jestem na grobie przynajmniej raz w miesiącu. Dbam, by zawsze było czysto, żeby palił się jakiś znicz. Ale przecież nie mogę nie pójść 1 listopada. Bo co inni powiedzą? – mówi smutno pani Ela.

Popularnie zwane Święto Zmarłych przepiękne jest zwłaszcza wieczorem. Nad cmentarzami unosi się kolorowa łuna, rodziny chętnie spacerują po nekropoliach, oglądając palące się znicze. A te są coraz dziwniejsze: wielobarwne, z lampkami LED, w różnych kształtach. Są znicze z Jezusem ukrzyżowanym, namalowanym kolorowym lub też wielobarwnie podświetlonym, w kształcie Maryi Panny, serca, anioła. Są też znicze okazjonalne: w kształcie jajka wielkanocnego, z kurzą łapką, w kształcie kurczaka, bałwana, choinki, mikołaja. Są nawet znicze z pozytywką. – Nie podoba mi się ta nowa moda. Najbardziej lubię takie proste, wysokie – długo świecą i ładnie wyglądają. Kto to słyszał, żeby na grobach grały pozytywki! A LEDy to ja mogę w lampce nocnej zamontować, a nie na grobie stawiać. Czego to ludzie nie wymyślą, żeby zarobić! A głupi lud to kupuje, bo chce się wyróżnić – mówi pan Jerzy, który od 5 lat regularnie odwiedza grób swojej żony.

Nowe ubrania, wypolerowane na wysoki połysk buty i samochody, ogromne i oryginalne wiązanki, wystawne przyjęcia i grające, kolorowe znicze. Nasuwa się pytanie, czy w tym wszystkim, przedzierając się pomiędzy straganami z pańską skórką, popcornem, orzeszkami i balonami, jest jeszcze czas na zadumę i wspominanie tych, którzy tego dnia powinni być najważniejsi – naszych Zmarłych…?