Jan Lodzik, jeden z najbardziej obiecujących polskich kick-boxerów zgodził się opowiedzieć nam o swoich dotychczasowych osiągnięciach, oraz planach na przyszłość.

Był to dla Ciebie niezwykle intensywny rok, stoczyłeś kilka walk zawodowych, zdobyłeś także Puchar Świata w Budapeszcie, które z tych osiągnięć było dla ciebie najważniejsze?

Tak naprawdę każda walka jest dla mnie ważna. Turnieje amatorskie jest to niesamowita przygoda, możliwość integracji z ludźmi, którzy dzielą wspólną pasję. Dodatkową motywacją jest możliwość reprezentowania Polski i zdobywania medali dla swojego kraju. W tym roku zdobyłem dwa pierwsze miejsca na pucharach świata w dwóch różnych kategoriach wagowych 63,6 kg oraz 67 kg, także był to dla mnie duże osiągnięcie. Drobnym rozczarowaniem było jedynie wicemistrzostwo Europy. Powinienem wygrać walkę finałową, ale i tak uważam, że drugie miejsce jest całkiem dobrym rezultatem w tej najbardziej prestiżowej jeśli chodzi o amatorskie starty imprezie. Dodatkowo zostałem dwukrotnym mistrzem Polski w low-kicku i kick-lighcie. Jeżeli natomiast chodzi o walki zawodowe, to stoczyłem 4 pojedynki, z których niestety jeden przegrałem. Zaplanowany jest jednak rewanż, podczas którego pokażę się z dużo lepszej strony.

Bardzo szeroko komentowana była twoja ostatnia walka podczas gali DSF Kickboxing Challenge z Białorusinem Valerym Stepashinem. Twój styl walki porównywany był do zawodników z Holandii, czy są oni dla ciebie inspiracją?

Staram się mieć swój własny styl walki, ale jeżeli miałbym wymienić zawodnika którym się inspiruję, to jest to niewątpliwe Mike Zambidis. Przed walką w Warszawie, oglądałem kilka jego pojedynków. Zambidis słynie ze swoich uderzeń kolanami z wyskoku, pomimo iż, nie jest zbyt wysokim fighterem. Jest prawdziwym ewenementem, gdyż pomimo niespełna 1,70 cm wzrostu potrafi doskonale sobie radzić, wygrywał wiele pojedynków przez nokaut. Mam nadzieję, że pójdę w jego ślady. Jeżeli chodzi o Holandię, to od lat zawodnicy z tego kraju stanowią czołówkę, ale jak już powiedziałem ostatnią walkę zakończyłem w stylu Zambidisa – efektownie i szybko.

Na cały świecie coraz większą popularność zdobywa MMA. Czy planujesz starty w tej formule?

Przychodzą do nas wzorce z zachodu, nasze gale MMA stoją na coraz lepszym poziomie. Bardzo dużo dla promocji tego sportu robi KSW, zawodnicy mogą utrzymywać się z tego co kochają robić. Jeżeli chodzi o mnie to praktycznie od początku mojej przygody ze sztukami walki marzyłem o UFC. Chcę wyszkolić walkę w stójce do najwyższego możliwego poziomu i wtedy przejdę do MMA. Już w tym roku chciałbym stoczyć kilka pojedynków w tej formule, niekoniecznie zawodowych, chociaż nie wykluczam takiej możliwości. Jeżeli chodzi o umiejętności bokserskie to już w tej chwili mógłbym powalczyć w poważnych walkach, ale jednak wolę MMA. Może uda mi się stoczyć pojedynek np. w KSW.

Skoro jesteśmy przy MMA, wspomniałeś o UFC, w którym jednak odchodzi się od walk typu freak show. W Polsce tego typu pojedynki są bardzo popularne. Jakie jest twoje zdanie na ten temat?

Włodarze np. KSW widzą gdzie jest popyt. Oczywiście, lepiej ogląda się zawodników z wyższymi umiejętnościami, ale walki tego typu są dobre dla popularyzacji sportu, który dociera do większej ilości odbiorców.

Sztuki walki nie są twoją jedyną pasją. Zajmujesz się również muzyką.

Jest to moja pasja, coś więcej niż zwykłe hobby. Chciałbym nagrywać jak na największą skalę. Może uda mi się zagrać niedługo pierwszy koncert. Razem z moim producentem JV stworzyliśmy studio Black Studio Productions, mieszczące się w Józefowie. Planujemy się rozwijać, no ale jak ze wszystkim trzeba się przebić, zdobyć kontakty. No i do tanga trzeba dwojga. Producent musi mieć wolny czas, dlatego muzyka powstaje jak krew z nosa. Ale nagrywam cały czas i mam nadzieję, że wydam płytę. No i że to pójdzie w dobrym kierunku ponieważ nie wyobrażam sobie życia bez muzyki i bez walki.

Skoro rozmawialiśmy już o inspiracjach sportowych, może powiesz parę słów o tych muzycznych?

Jest tego cała masa, słucham praktycznie każdego gatunku, wszędzie można znaleźć coś ciekawego. Polska scena RAP-u ma kilku przedstawicieli których słucham, czy to Quebonafide, czy też Paluch. Jest masa świetnych artystów. Ale ja bardziej patrzę na rynek zachodni. Zaczynało się to wszystko od Tupaca, Notoriusa B.I.G i to właśnie oni byli dla mnie inspiracją do zajęcia się muzyką.

W tej chwili masz jesteś na fali wznoszącej, czy widzisz kogoś z klubu „Tajfun” kto może w najbliższym czasie iść w twoje ślady?

Tak naprawdę to może być każdy, musi mieć determinację i pewność do tego co chce się robić. To nie jest łatwa decyzja, w pewnym momencie trzeba się temu poświęcić bez reszty i podążać za swoimi marzeniami. Z naszych zawodników bardzo dobrze zapowiada się Sylwia Kalisz. Kuba Jaskóła, za każdym razem jak jedzie na zawody to wygrywa. Na sali być może nie jest tak często jak ja, raz może trzy razy w tygodniu. Ale jedzie na mistrzostwa świata i wygrywa. Życzę mu jak największych sukcesów i liczę, że się rozwinie. Jest dobrze zapowiadający się Sebastian Domański.

Kiedy możemy spodziewać się twojego kolejnego zawodowego pojedynku?

Na pewno będę walczył w marcu na DSF Kickboxing Challenge,to będzie coś dużego. Mam nadzieję, że uda się stoczyć wcześniej jeszcze jedną walkę, ale to nic pewnego.