Między 20 a 29 października odbyły się trzy spotkania zarządu SMLW z mieszkańcami, mające na celu zapoznanie ich z sytuacją oraz planami spółdzielni. Korzystając z okazji, wielu z nich zadawało pytania i artykułowało swoje postulaty. Jak zwykle na topie były zagadnienia związane z remontami i ocieplaniem budynków.

Tegoroczną serię spotkań zaczęli tradycyjnie mieszkańcy osiedla Jagiellońska. – Wahaliśmy się, czy zwoływać je teraz, czy na wiosnę. Uznaliśmy, że teraz, aby w dyskusji z mieszkańcami wyrobić sobie lepszy pogląd, jeśli chodzi o plan przyszłorocznych remontów – mówi Szymon Rosiak. Tradycją spółdzielczych spotkań jest też informacja na temat finansowej kondycji SMLW. – Wygląda ona przyzwoicie. Nie ma fajerwerków, ale nie ma też żadnych obsuw. Możemy się pochwalić, że gospodarka jest stabilna i uporządkowana – dodaje prezes SMLW. Sporo piasku w jej tryby sypią jednak lokatorzy, którzy nie płacą czynszu. Ich zadłużenie osiągnęło już niepojący poziom. Na szczęście są w mniejszości. Ze statystyk wynika, że na zaległości każdego bloku „pracuje” najczęściej tylko kilka rodzin. – Średnia to 11-12 procent. Do końca tego roku chcielibyśmy zbić to zadłużenie na poziom poniżej ośmiu procent. Ale to jest prawie 5 mln zł, które do nas nie dotarły.

Gorąco o ocieplaniu

Do sali konferencyjnej SMLW dotarło za to ponad 50 mieszkańców. Na początek prezes Rosiak omówił m.in. działalność inwestycyjną i społeczno-kulturalną SMLW. Podsumował też wyniki ankiety dotyczącej spółdzielczej telewizji. Kiedy do głosu doszli mieszkańcy, najgoręcej zrobiło się przy dyskusji o cieple. Głównie za sprawą tych, których bloki dotąd nie doczekały się termomodernizacji. – W zeszłym roku zrobiliśmy zebranie i pan przyrzekał, że „dwunastka” będzie ocieplona. Ten blok był budowany w latach 70. i pod względem technicznym jest bardzo zły – mówiła jedna z pań. – Ja się nastawiłam, że w 2017 r. mój blok już będzie ocieplony, a teraz widzę 2019! – wtórowała jej druga. Wobec tego typu sugestii członkowie zarządu nie mogli pozostać obojętni. I tłumaczyli. – W 2009 roku został przygotowany program termomodernizacji i określone harmonogramy. Opracowano je na podstawie zużycia ciepła przez poszczególne budynki oraz elementów, które miały na to wpływ. Generalnie, oprócz dwóch, maksymalnie trzech przypadków, cały czas ten harmonogram jest realizowany. Nic nie jest wyjmowane z kapelusza – zapewniał Marek Petrykowski, zastępca prezesa SMLW ds. ekonomicznych.

Osobna kwestia to skomplikowany system finansowania termomodernizacji. – Z jednej strony, środki własne spółdzielni, które musi wygospodarować z funduszu remontowego, a z drugiej, środki z kredytu z BGK, który przez bank PKO BP dostajemy, żeby uzyskać premię termomodernizacyjną. Dzięki niej kredyt, który zaciągamy, jest bezkosztowy, czyli pokrywa nasze odsetki i prowizje. I ja nie mogę dać gwarancji, że państwo polskie utrzyma ten system w roku przyszłym. Bo ja tego nie wiem – mówił szef spółdzielni. Tak czy inaczej, ociepleniowa ofensywa SMLW musiała odbić się na zakresie prac remontowych. Do których zresztą grupa lokatorów również miała zastrzeżenia. – W pierwszej kolejności ze środków, które od państwa otrzymujemy, musimy zabezpieczyć spłatę dotychczas zaciągniętych kredytów termomodernizacyjnych, potem środki na udziały własne, a dopiero później z tych pieniędzy, które zostają, możemy realizować inne remonty. I powiem szczerze, że wspólnie z administracjami nieźle lawirujemy, żeby zaspokoić wszystkie najpilniejsze potrzeby – przyznał Marek Petrykowski.

Kto za kogo płaci?

Tydzień później, w klubie Scena 210 i wśród mieszkańców osiedla Sobieskiego, Szymon Rosiak wspomniał m.in. o spadających dochodach z tytułu wynajmu lokali na działalność gospodarczą, czyli jednym z ważniejszych elementów dochodu SMLW, pozwalającym dofinansować działalność remontową i eksploatacyjną. Lekarstwem są w tej sytuacji spółdzielcze inwestycje. Tylko na tzw. Anacie SMLW była 11 mln zł na plusie. Następne 2,5 mln zł przyniósł z kolei ostatni budynek na osiedlu Przylesie. Zyskują dzięki temu wszyscy spółdzielcy. – Część kosztów, gdyby nie było inwestycji, obciążyłaby GZM – koszty eksploatacyjne, to znaczy utrzymanie i pracowników. Natomiast przy inwestycjach mamy prawo odliczyć nawet do dziesięciu procent kosztów – tłumaczyła Teresa Kowalczyk, główna księgowa SMLW.

Uczestników wtorkowego spotkania interesowało m.in. zadłużenie ich osiedla. Według ostatnich danych wynosi ono ponad 1,3 mln zł. Jak zauważył Szymon Rosiak, często dłużnicy sami są sobie winni. Bo lokatorskie prawo do lokalu zbyt pochopnie przekształcili w odrębną własność. – Pozaciągali jakieś zobowiązania, bo jak mieli mieszkania lokatorskie, to nikt im nie chciał udzielić kredytu pod zastaw mieszkania. Mamy rocznie kilkanaście przypadków mieszkań sprzedawanych przymusowo przez komornika ze względu na zadłużenie. Jest ono jednocześnie względem spółdzielni, bo jak ktoś zaciągnął kredyt, później wziął inny i strzelił jeszcze jakąś głupotę, no to przestaje też płacić opłaty eksploatacyjne.

Kwestia wszelkich opłat zdominowała dyskusję po sprawozdaniu prezesa. Spółdzielcy przyszli na nią solidnie przygotowani. – Krew mnie zalewa, kiedy muszę dopłacać dodatkowe pieniądze za wodę. A muszę dlatego, bo ktoś ma przy domu ogródek i podlewa go bez litości. A wszyscy muszą za to w końcu zapłacić – zauważył jeden z mieszkańców. – Te dopłaty najmniej biorą się z podlewania zieleni. Wynikają z innej skali dokładności indywidualnych liczników domowych, a innej skali dokładności licznika głównego. Nie ma dwóch takich, chyba że jakieś ultradźwiękowe, które nawet przy dokonywanym w jednym momencie odczycie radiowym nie powodowałyby powstawania tzw. wody sierocej – tłumaczył prezes. Pieniądze są oczywiście ważne. Jednak nie zawsze spółdzielcom chodziło tylko o nie. Na przykład, gdy domagali się reakcji zarządu w sprawie nieproszonych mieszkańców. – Po pierwszym doniesieniu, że „dzicy” lokatorzy nocują w piwnicy, od razu byliśmy na miejscu. Mimo że była ósma rano, już tam nikogo nie zastaliśmy. Gospodyni sprzątnęła z korytarza piwnicznego kołdry i dotychczas nie mieliśmy sygnałów, że oni powrócili – powiedziała Monika Osińska – Gołaś, kierownik adm. os. Sobieskiego.

Kulturalny dylemat

Jak bumerang powracała za to kwestia spółdzielczej działalności kulturalnej. Po części sprowokował ją sam prezes Rosiak. – Zastanawiamy się, czy kluby osiedlowe będziemy musieli przeznaczyć jako lokale do wynajęcia na działalność komercyjną, aby nie ponosić kosztów związanych choćby z ogrzewaniem czy podatkiem od nieruchomości. Bo to lokale usługowe i od nich jest on nawet wyższy. Z drugiej strony, szef SMLW dał do zrozumienia, że rozstanie z klubami byłoby bolesne. – Pracujemy intensywnie nad znalezieniem takiej formuły, która pozwoli nam na utrzymanie tej działalności, w szczególności, że ciężar aktywności Spółdzielczego Ośrodka Kultury przesuwa się z najmłodszych w kierunku osób bardzo dojrzałych. Podobnie na temat sensu istnienia klubów myślała część uczestników zebrania. – My tu mówimy o wodzie, że ktoś jej dużo zużywa, ale zastanówmy się nad działalnością tych klubików. Starzy brydżyści, tacy jak ja, akurat sobie poradzą. Mogą pójść grać do knajpy, możemy grać pod drzewem, no ale co zrobimy z dziećmi? Powiemy im: macie iść do baru?

Na to pytanie odpowiedź powinna przynieść najbliższa przyszłość. To, jaka ona będzie, zależy w dużym stopniu od samych spółdzielców.