W polityce, tak samo jak w życiu czy biznesie, dobrze mieć znajomości. Niezależnie od epoki i ustroju, one zawsze się przydają. Teraz, gdy parlamentarzyści majstrują przy prawie spółdzielczym, spółdzielcy powinni mieć wśród nich możliwie wielu sprzymierzeńców.  Dlatego prezes legionowskiej SMLW poczynił starania, aby ich pozyskać. Sądząc po wtorkowej wizycie pewnego ważnego posła, są na to szanse.

Pomysł był prosty: – W ramach Business Centre Club zainicjowaliśmy regularne spotkania z komisją pracującą nad prawem spółdzielczym i z panem przewodniczącym. Wydaje nam się, że o wiele łatwiej będzie procedować tekst ustawy wtedy, kiedy od wewnątrz pozna się funkcjonowanie spółdzielni – mówi Szymon Rosiak, prezes SMLW w Legionowie. – Pracujemy nad prawem spółdzielczym ogólnym, za chwilę mamy zamiar poprawić przynajmniej niektóre przepisy zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny. W związku z tym chciałem zorientować się, jak w okolicach stolicy radzą sobie w dzisiejszych czasach spółdzielnie mieszkaniowe – dodaje  Marek Gos, przewodniczący sejmowej komisji nadzwyczajnej ds. projektów z zakresu prawa spółdzielczego.

Swoją wtorkową wizytę poseł rozpoczął od osiedla Jagiellońska. Zobaczył tam m.in.  jak spółdzielcza przeszłość komponuje się z architektoniczną współczesnością. W Jabłonnie z kolei – na osiedlu domków jednorodzinnych – przekonał się, że firmy takie jak SMLW mogą nie tyko sprawnie administrować, lecz także prowadzić działalność deweloperską. – Od dwóch dekad statystycznie co osiem dni roboczych oddajemy jedną jednostkę: albo mieszkaniową, albo usługową – zakomunikował gościom Adam Piwowarski z SMLW. Nic dziwnego, że słysząc takie informacje, poseł PSL był pod wrażeniem. – Mimo że prawo jest nie do końca sprzyjające, od dawna niezmieniane i niedostosowane do nowych realiów, to jednak tam, gdzie są mocne spółdzielnie, mądrze zarządzane, dysponujące majątkiem i nieruchomościami, które inwestują i wychodzą z szeroką ofertą, doskonale sobie radzą, śmiało konkurując z prywatnym rynkiem mieszkaniowym – chwalił Marek Gos.

Obecnie bywa to jednak droga przez mękę. – Dzisiaj najtrudniejsza rzecz do zmiany to prawo podatkowe, a więc również przepisy finansowe związane z funkcjonowaniem spółdzielni. Szef sejmowej komisji dostrzega też problem z utożsamianiem się członków ze spółdzielnią oraz poczuciem odpowiedzialności za jej losy. Ponadto widzi potrzebę usprawnienia przepływu informacji pomiędzy spółdzielcami a zarządem. – Chcemy dać spółdzielniom takie instrumenty, które by pozwoliłyby im uzyskać pozycję może nie uprzywilejowaną, ale nie gorszą niż obecnie. Bo niestety w świetle obowiązującego prawa kilka zapisów jest archaicznych – ocenia parlamentarzysta. – Niektóre z najgorszych naszym zdaniem zapisów, które miały się pojawić, już zniknęły. Ale inne będą dalej procedowane i będzie się do nich wracało – przypomina Szymon Rosiak.

Tak czy inaczej, przedstawiciele ruchu spółdzielczego nie składają broni i z sejmowej batalii zamierzają wyjść zwycięsko. Zyskałyby na tym miliony Polaków. – Najważniejsze, żeby wśród posłów wytworzyło się przekonanie, że nie można przeorać spółdzielni, tylko należy dać im instrumenty prawne, żeby prawidłowo funkcjonowały i chroniły interes członków, szczególnie tych najdłużej mieszkających. Ci, którzy teraz kupują mieszkania, mogą żyć i we wspólnocie, i w spółdzielni – im jest wszystko jedno. Ci, którzy mieszkają u nas 30 i więcej lat, powinni pozostać w spółdzielni, bo to jest bezpieczniejsze i tańsze – uważa prezes legionowskiej SMLW. Jeśli zmiany w prawie spółdzielczym miałyby być uchwalone jeszcze w tej kadencji, najpóźniej do czerwca projekt musi trafić pod obrady. Czasu pozostało więc niewiele.