Podczas gdy większość jego rówieśników koncentruje się na karierze zawodowej, Antek, 25-letni legionowianin, miłośnik biegania oraz historycznych rekonstrukcji, postanowił dziarsko pomaszerować inną drogą. Na pewno długą, bardziej wyboistą, za to pozwalającą zawalczyć o coś znacznie cenniejszego niż pieniądze.

– Pomysł narodził się w zeszłym roku, kiedy wracałem z pielgrzymki z Suwałk do Wilna. Służyłem na niej w kuchni. To takie 10 dni w roku, kiedy daję z siebie wszystko dla innych. No i pomyślałem sobie, że może dałoby się zrobić coś więcej – wspomina chłopak. W ten sposób Antek usłyszał o Salezjańskim Ośrodku Misyjnym.

Niedługo później, kiedy już go odwiedził, podjął decyzję o wyjeździe na misję do Afryki. Z pełną świadomością, że czeka go rok comiesięcznych, odbywających się w weekendy spotkań, mających sprawić, że tam, na miejscu, po prostu da sobie radę. – Przygotowanie od strony duchowej, emocjonalnej, przygotowanie kulturowe, misyjne. Kandydaci spotykają się z ludźmi, którzy byli na misjach i im o tym opowiadają. Mamy też psychologa, który bada wolontariuszy, żeby sprawdzić, czy na pewno od strony emocjonalnej nadają się do trwającego rok wyjazdu – mówi ks. Maciej Makuła z Salezjańskiego Ośrodka Misyjnego w Warszawie.

W przypadku Antka nie było co do tego wątpliwości. Zielone światło od salezjanów przełożyło się na możliwość rocznego wyjazdu do Afryki. Chłopak ma tam trafić już we wrześniu. – Będzie działał w Zambii, w pięknym Kazembe. Jako technolog drewna, będzie pracował w szkole stolarskiej, ale również jako wychowawca pośród dzieci i młodzieży – informuje ksiądz. Na 14 mln mieszkańców Zambii ponad milion stanowią sieroty. To przede wszystkim nimi zajmują się salezjańscy wysłannicy. A ponieważ czynią to na różne sposoby, dzień pracy wolontariusza do krótkich i lekkich nie należy. Zwykle wstaje wcześnie rano, bierze udział w mszy świętej, a potem biegnie do pracy, uczy, wychowuje i zajmuje się najbiedniejszymi członkami miejscowej społeczności. W tym roku na misje do Peru, Wenezueli i Zambii salezjanie wyślą 11 osób. Na terenie ich warszawskiego ośrodka przygotowują się do tego one same, przygotowywani są też ich rodzice. Często mocno zaniepokojeni dalekim wyjazdem swoich pociech. Choć każdy z misjonarzy jest pełen wiary i nadziei, zwykle im też towarzyszy niepewność. Czemu zresztą, biorąc pod uwagę okoliczności wyjazdu, trudno się dziwić. – Obawy były ciągle. Właściwie cały czas przygotowań to takie zastanawianie się, czy chcę pojechać, dlaczego chcę pojechać, czy sobie poradzę. Bywały ciężkie chwile, ale jak człowiek tak to wszystko przemodli, to jednak odważa się na taki krok – mówi Antek. – Wysyłamy wolontariuszy tylko w miejsca bezpieczne. Bywa jedynie, że misjonarz mówi, aby na przykład po 18-ej nie wychodzić poza mury placówki, ponieważ wiąże się to z pewnym ryzykiem. Przez wiele lat istnienia naszego wolontariatu nic złego na misjach się nie zdarzyło – zapewnia ks. Maciej.

Dla Antka niebezpieczeństwo kryje się gdzie indziej. Wciąż drży o to, czy uda mu się zgromadzić potrzebne pieniądze. Chodzi o co najmniej 7 tys. zł – kwotę dla młodego człowieka w tej chwili nieosiągalną. – Każdy wolontariusz musi sam zgromadzić środki na swój wyjazd: przelot w obie strony, szczepionki, leki oraz na niezbędne wyposażenie – wylicza legionowianin. Antek nie chce jechać do Zambii jako osoba prywatna, lecz jako reprezentant Legionowa. Podczas pobytu w Kazembe ma prowadzić bloga, tak aby na bieżąco można było śledzić wszystko to, czym się zajmuje. Dlatego poprosił o pomoc miejskich włodarzy. – Zawsze staramy się wspierać takie pomysły, chociaż prawo nie jest proste, jeżeli chodzi o finansowe przepływy do osób prywatnych. Ale jeżeli miasto ma ograniczone możliwości, to rozmawiamy albo z miejskimi spółkami, albo szukamy sponsorów, którzy bezpośrednio mogą wspomóc, na pewno szlachetną, na pewno piękną i pożyteczną inicjatywę tego młodego mieszkańca Legionowa – mówi Roman Smogorzewski. Czy zatem, poza wzniosłymi słowami, znajdą się dla Antka konkretne złotówki? – W jakiejś formule na pewno miasto jak zwykle pomoże – obiecuje prezydent.

W zamian zyska spełnionego mieszkańca, którego wiedza i doświadczenie prędzej czy później powinny się w Legionowie przydać. Nawet jeśli z pozoru afrykańska przygoda wolontariuszy nie ma z polskimi realiami nic wspólnego. – Oni widzą tam inny świat, brak prądu, internetu, biedę, ale widzą też bardzo życzliwe relacje międzyludzkie i świat, w którym nie rządzi osiągany za wszelką cenę sukces. Widzą świat, w którym jest spokojniej niż w Europie. Kiedy wracają do domów, dziwią się, dlaczego ten nasz świat jest taki zagoniony, dlaczego na pierwszym miejscu stawiamy siebie samego, pielęgnując swego rodzaju narcyzm i egoizm. Wracają, dziwią się i są przemienieni – mówi ks. Maciej.

Osoby, które chcą i są w stanie wesprzeć marzenia młodego legionowianina, mogą to zrobić bardzo prosto: wpłacając pieniądze na numer konta: 50 1020 1169 0000 8702 0009 6032, z dopiskiem: „Bilet dla wolontariusza Antoniego Święckiego”. On ze swej strony obiecał zrobić wszystko, aby żaden z darczyńców tego wydatku nie żałował.