Do piłki nożnej, jako kibic, mam podobny stosunek jak do wina: codzienne spożycie by mi się ulało, lecz od czasu do czasu, w smacznych okolicznościach kulinarnych – chętnie. I tu pojawia się problem, gdyż w kraju nad Wisłą trudno realizować obie te czynności z patriotycznym zacięciem, w oparciu o produkty krajowego chowu. A jeszcze ciężej mlaskać przy tym z zachwytu. Kto śledzi pucharowe popisy „eksportowych” drużyn, ten wie. Kto pił polskie, hmm, wino – tym bardziej. Smutne to, zwłaszcza w wydaniu futbolowym, bo wybiegane na boisku gole żwawo windują w górę morale narodu. Nawet jeśli jego zwykła aktywność ogranicza się do kopania pod rodakami dołków, a ich samych po kostkach. W Polsce owo morale lubi pętać się nisko, gdzieś na poziomie murawy, co sprawia, że idącego do roboty chłopa dopinguje jeno wizja fajrantu i wypłaty. Na fali zwycięstwa nie popłynie. A ponieważ trudno mu upić się sukcesem, łatwo urżnąć z rozpaczy. A niech tam, choćby i winem!
I co z tego, zapyta ktoś, wszak nie każdy naród musi umieć żonglować obleczonym skórą flakiem. Zgoda. Ale najbardziej żałosne w tych odgrywanych przez ligowych kopaczy tragediach w dwóch aktach jest to, że gdy już zaleczą rany zadane przez zagranicznych rywali, wstają z kolan i bez cienia żenady rywalizują na własnym podwórku o pietruszkę, czyli miano najlepszego klubu w kraju. O ile piłkarzy rozumiem – to w końcu ich świetnie płatna robota, ludziom, których ekscytują męki europejskich odpadów, bardzo się dziwię. To trochę tak, jakby nie mogąc zaspokoić głodu zacnym piwem (i znowu ten alkohol…), radować się przyjmowaniem „leszka”,„żywczyka”, „tyszczaka” i im podobnych wyrobów przemysłu browarniczego. Z naciskiem na przemysł. Niby można, tylko po co, skoro żadna z tego frajda?
Ktoś kiedyś postawił II RP horoskop. Oj, czarno widział jej przyszłość. Czy stawiał go trzeciej i kolejnym – nie wiem. Ale pewnie też miały marne widoki. Może więc nie tylko nasi piłkarze, ale i politycy czy naukowcy, poza chlubnymi wyjątkami, są po prostu predestynowani przez gwiazdy do gry w niższych ligach? Nawet jeśli tak, smuci fakt, że bez większych szans na awans.