Dla legionowskich szczypiornistów stawka sobotniego pojedynku z Nielbą Wągrowiec była wyjątkowo wysoka. Dzięki zdobytym w nim punktom mogli bowiem – dwie kolejki przed końcem rozgrywek – przypieczętować swój triumf w Lidze Centralnej, otwierając zarazem klubowi drzwi wiodące do PGNiG Superligi. Nic zatem dziwnego, że tak zmotywowany KPR je otworzył. I to, można powiedzieć, z kopa!

Sobotnia (6 maja) rywalizacja, nim jeszcze zabrzmiał pierwszy gwizdek, nie zapowiadała się dla gospodarzy na spacerek. Co więcej, niewygodnemu rywalowi, z jakim przyszło legionowianom zmierzyć się w 24 kolejce rozgrywek, mieli oni coś do udowodnienia. Kilka miesięcy wcześniej, w grudniu ubiegłego roku, Nielba wygrała bowiem u siebie z KPR-em 26:25, potwierdzając, że trzeba się z nią liczyć. Nawet jeżeli, jak przed sobotnim meczem, zajmuje ósmą lokatę i ma do lidera aż 31 punktów straty.

Gospodarzom, jak wiadomo, sprzyjają własne ściany, KPR coś o tym wie, bo legionowska Arena od ponad roku pozostaje niezdobyta dla jego rywali. I tak, rzecz jasna, miało po zakończeniu sobotniego meczu zostać. Po głośnej, widowiskowej prezentacji miejscowej ekipy i rozpoczęciu spotkania do realizacji tego celu zabrała się ona z dużym animuszem. Sobotnie strzelanie już po kilkunastu sekundach rozpoczął Tomasz Kasprzak. Za moment gościom udało się jednak wyrównać, na co KPR zareagował wzorowo – kolejnym golem. Lecz później na (nie)dobrych kilka minut strzelecko się zaciął i gdyby nie udane parady Tomasza Szałkuckiego zapewne przypłaciłby to utratą prowadzenia. Skończyło się na wyrównaniu Nielby w siódmej minucie na 2:2. I wtedy ponownie Kasprzak wyprowadził swoją drużynę na czoło, kończąc de facto krótki okres wymiany celnych ciosów.

Po chwili, za sprawą karnego wykorzystanego przez Damiana Didyka, oraz trafienia Jakuba Brzezińskiego było już 5:2. To sprawiło, że gracze KPR-u złapali większy luz, zaś przyjezdni, chcąc szybko nadrobić dystans, strzelali panu Bogu w okno albo ich ataki kończyły się na legionowskim bramkarzu. Efekt: w 12 minucie legionowianie wygrywali 7:2, a trener Nielby Bartosz Świerad poprosił o pierwszy czas. Wypełniona po brzegi Arena była wniebowzięta. Po kwadransie gry, prowadząc 11:2, drużyna Michała Prątnickiego całkowicie zdominowała sytuację na boisku i stało się jasne, że tego wieczoru nikt nie pokrzyżuje KPR-owi planów awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej. Co więcej, lider grał z taką werwą, jakby chciał odnieść najwyższe zwycięstwo w tym sezonie. I wiele, trzeba przyznać, na to wskazywało. Gospodarze nie musieli już drżeć o każdą stratę, zaczęli więc popisywać się zagraniami rzadko widywanymi w Lidze Centralnej. A ponieważ często były one skuteczne, gole sypały się jak z rękawa. Na koniec pierwszej połowy po stronie KPR zgromadziło się ich 22, zaś Nielba zdobyła skromne 7.

Jako pierwszy w drugiej połowie znów trafił legionowski obrotowy. Jednak ekipa Nielby, choć zapewne pogodzona z porażką, starała się zmniejszyć jej rozmiary. KPR robił z kolei wszystko, aby spektakularnym pogromem „odczarować” dotąd trudnego dla siebie rywala. Z pełną wszak świadomością, że po awansie prędko go raczej nie spotka… Tak czy owak, na boisku KPR przeprowadzał coś w rodzaju sportowej egzekucji, a na trybunach trwała nieustająca fiesta w wykonaniu jego kibiców. A były ku niej podstawy, bo po trzech kwadransach ekipa z Areny wygrywała 28:15. Wtedy, widząc, że jego podopieczni nieco spuścili z tonu, Michał Prątnicki pierwszy raz wziął ich „na słowo”. Tuż po tym KPR szybko dwa razy trafił, ale po błędach legionowian Nielba znów zmniejszyła dystans do trzynastu „oczek” (30:17). Za mało, by myśleć o wygranej, ale wystarczająco, aby rozsierdzić nieco w tej fazie meczu roztargnionych gospodarzy. Generalnie jednak wszystko zmierzało do jedynego możliwego w tej rywalizacji, korzystnego dla KPR-u finału. Koniec końców, kiedy zabrzmiał ostatni w sobotnim meczu gwizdek sędziego, gospodarze oraz ich fani mogli cieszyć się (i to jak!) ze zwycięstwa 36:21. A „przy okazji” z wywalczonego na dwie kolejki przed końcem rozgrywek awansu do PGNiG Superligi.

Takiej eksplozji radości Arena nie widziała chyba nigdy wcześniej. – Czuję radość, bo po raz kolejny udało się sprawić, żeby w Legionowie zagościła ekstraklasa. Nie wyobrażałem sobie, że w końcu nie wygramy z Nielbą Wągrowiec. Cieszymy się więc dzisiaj podwójnie: z tego, że ją pokonaliśmy i z awansu do ekstraklasy! – mówił po meczu świetnie w sobotę dysponowany Tomasz Szałkucki. Z ulgą odetchnął też obsypywany zewsząd gratulacjami trener KPR-u. – Przed spotkaniem z Nielbą brakowało nam jednego punktu i zostały trzy mecze, więc cały czas powtarzałem chłopakom i oni mieli świadomość, że ten awans nie był pewny. Choć po długim okresie naszej dobrej dyspozycji, zwłaszcza w tej rundzie, wielu ludziom mogło się tak wydawać. Graliśmy dzisiaj z drużyną, z którą w Lidze Centralnej wygraliśmy dopiero pierwszy raz i zawsze te boje były wyrównane. Tak więc tym bardziej cieszy, że wygraliśmy tak przekonująco. Główny cel osiągnęliśmy, a teraz mamy te mniejsze. Między innymi taki, żeby do końca rozgrywek nie przegrać meczu. Także po to, aby już zacząć budowę i sportowe przygotowanie zespołu i klubu na coś, co czeka nas w niedalekiej przyszłości. Jedną górę zdobyliśmy, ale wkrótce czekają nas kolejne – stwierdził Michał Prątnicki. – Tym chłopakom należy się szacunek i uznanie, bo to się nie zrobiło w rundę, nie zrobiło się w pół roku, a nawet w rok. Wylali naprawdę dużo potu, zostawili mnóstwo zdrowia i serca, żebyśmy wspólnie mogli cieszyć się z tego, co dzisiaj zrobiliśmy, czyli sportowego awansu do Superligi.

Dla każdego, kto choć trochę interesuje się legionowską piłką ręczną, jest jasne, że ogromna w tym zasługa obecnego prezesa klubu, który przez kilka trudnych lat robił wszystko, aby wprowadzić go do krajowej czołówki. I to w takiej kondycji organizacyjnej i sportowej, żeby KPR mógł pozostać w niej na dłużej. Wzruszony, ze łzami w oczach, Dominik Brinovec przyznał po spotkaniu z Nielbą: – Spełniło się marzenie! Nie tylko moje, ale naprawdę wielu ludzi. To był kawał ciężkiej pracy tych zawodników. Wygraliśmy i teraz tylko pozostaje nam walczyć o awans organizacyjny, ale mam nadzieję, że to będzie już najmniejszy problem.

W przedostatniej, 25 ligowej kolejce KPR Legionowo zagra w sobotę (13 maja) u siebie z Olimpią MEDEX Piekary Śląskie. Początek o godz. 17.00. Będzie to jego ostatni domowy mecz w tym sezonie, a zarazem okazja do zapowiadanego przez klub wspólnego świętowania z kibicami awansu do krajowej elity. Tak więc, zwłaszcza dla miłośników szczypiorniaka, obecność obowiązkowa!

KPR Legionowo – MKS Nielba Wągrowiec 36:21 (22:7)

Bramki dla KPR-u zdobywali: Chabior i Fąfara – po 6, Brzeziński i Kasprzak – po 5, Brinovec i Wołowiec – po 3, Didyk i Klapka – po 2, Ciok, Jędrzejewski, Laskowski i Tylutki – po 1.

Poprzedni artykułRadzili o radach
Następny artykułNowa „Miejscowa na Weekend”
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.