fot. arch.

W wyjazdowym meczu lidera z szóstą drużyną Ligi Centralnej oglądający go kibice nie mogli narzekać na nudę. Sobotni pojedynek, w którym Padwa Zamość podjęła KPR Legionowo, obfitował i w mnóstwo emocji, i bramek. Wprawdzie ekipa z Mazowsza znów była lepsza, ale jeszcze raz potwierdziło się, że w tych rozgrywkach właściwie każdy może wygrać z każdym. A przynajmniej jak równy z równym powalczyć.

Wynik spotkania otworzył KPR, dając gospodarzom sygnał, że zamierza wywieźć z Zamościa komplet punktów. Ci co prawda starali się dotrzymywać faworyzowanemu rywalowi kroku, jednak na półmetku pierwszej połowy przegrywali 5:7. Ale szybko okazało się, że tego dnia nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Już dwie minuty później było 7:7, zaś po kolejnej akcji Padwa wyszła na jednobramkowe prowadzenie. I już do samego końca tej części meczu trwała zacięta walka o dominację na boisku. Walka ze wskazaniem na szczypiornistów z Zamościa, którzy dosłownie rzutem na taśmę wygrali otwierającą część rywalizacji 13:12. I było jasne, że po przerwie bardzo będą chcieli pójść za ciosem.

Po powrocie obu drużyn na parkiet obraz gry zasadniczo nie uległ zmianie. Owszem, KPR znów pierwszy rozpoczął celne strzelanie, lecz o odskoczeniu tyleż bitnym, co ambitnym miejscowym graczom nie mogło być mowy. Nieco ponad dziesięć minut przed końcem meczu było po 23 i wszystko się jeszcze mogło zdarzyć. Również nie po myśli lidera. Na szczęście w tym momencie legionowscy gracze, chcąc uniknąć nerwówki na finiszu, podkręcili tempo, poprawili koncentrację przy rozgrywaniu akcji i szybko znalazło to potwierdzenie na tablicy wyników. W 54 minucie KPR prowadził 28:24, co w praktyce oznaczało, że gospodarze mogą już zapomnieć choćby nawet o remisie. Zamościanie, owszem, robili, co w ich mocy, ale zdołali tylko nieznacznie zmniejszyć rozmiary porażki. A zadowoleni, choć zmęczeni podopieczni Michała Prątnickiego, z ciekawością oczekiwali na to, co stanie się w niedzielnym pojedynku ich najgroźniejszych, znajdujących się tuż za plecami rywali z Mielca i Białej Podlaskiej…

Tam zaś, po zaciętym, wyrównanym boju, o zaledwie jednego gola (27:26) lepsi okazali się grający na własnym boisku mielczanie. I to właśnie Stal, z czterema punktami mniej, siedzi teraz KPR-owi „na ogonie”. Po niedzielnej porażce strata trzeciej po osiemnastu kolejkach drużyny z Białej Podlaskiej wzrosła już do dziewięciu „oczek”. Następne spotkania Ligi Centralnej odbędą się w trzeci weekend marca. Wtedy to przewodzący stawce legionowianie zagrają na wyjeździe z ósmą w tabeli ekipą KPR Autoinwest Żukowo.

Padwa Zamość – KPR Legionowo 29:32 (13:12)

Bramki dla KPR-u zdobywali: Chabior i Wołowiec – po 7, Didyk – 6, Brzeziński i Klapka – po 4, Jędrzejewski – 2, Ciok i Mehdizadeh – po 1.

Poprzedni artykułPoczytalnia odleciała
Następny artykułLegionowo pamięta
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.