Pandemia zaburzyła wprawdzie regularność ich spotkań, ale legionowscy miłośnicy mozaik i witraży zdają się wracać już na właściwe tory. Warsztaty przeprowadzone w ostatnią sobotę stycznia na terenie Powiatowego Zespołu Szkół i Placówek Specjalnych stanowiły tego najlepsze potwierdzenie. – Spotykamy się po raz ósmy, po to, żeby z młodzieżą, z jej rodzicami, nauczycielami i przyjaciółmi uczyć się, jak robić mozaiki i jak wykonywać witraże – mówi Andrzej Bochacz, pomysłodawca tego wyjątkowego przedsięwzięcia.

Głównymi organizatorami warsztatów tradycyjnie były szkoła przy ul. Jagiellońskiej 69 oraz Fundacja „Promień Słońca”. No i oczywiście pracownia easy-Art prowadzona przez Andrzeja Bochacza. Wśród kilkudziesięciu uczestników zajęć znaleźli się przede wszystkim podopieczni legionowskiej placówki oraz ich rodzice i opiekunowie. W jednej sali tworzyli miłośnicy witraży, w drugiej zaś powstawały nowe mozaiki. – Frekwencja na warsztatach znów dopisała, przyszły całe rodziny. Tak jak planowaliśmy, jest około czterdziestu osób. Wszyscy pracują bardzo wydajnie i wykonują swoje projekty – mówi Jerzy Jastrzębski, prezes Fundacji „Promień Słońca”. – Razem, wspólnie, poza tym, że się tutaj uczymy, uczestniczymy również w projektach ogólnomiejskich. Świadczą o tym mozaiki z cyklu „Okruchy czasu” na urzędzie miasta, witraże w latarniach wzdłuż ulicy Piłsudskiego i wiele innych tego typu inicjatyw. Ozdabiamy i upamiętniamy historię naszego miasta i regionu, czyniąc to w sposób trochę bardziej trwały. Bo jeśli coś przykleimy klejem do budynku, to będzie to stosunkowo trwałe – śmieje się Andrzej Bochacz.

Podobnie jak inne, mniej uchwytne efekty wspólnej pracy. Wiedząc, jak wyglądała ona kilka lat wcześniej, instruktorzy widzą je aż nadto wyraźnie. – Dzieci są dużo bardziej skoncentrowane na tym, co tworzą. Mają już doświadczenie i wiedzą, co robią. A to ma duży wpływ na końcowy wynik każdej pracy. Ja to widzę na przestrzeni lat. Tak jak pierwsze mozaiki były mocno nieporadne, a wkładano w nie bardzo dużo wysiłku, tak teraz widzę, że praca sprawia uczestnikom przede wszystkim frajdę i wiedzą, jak do tego podejść – ocenia wolontariuszka Urszula Kotarba. Andrzej Bochacz potwierdza: – Jak sobie przypomnę pierwsze warsztaty osiem lat temu, to po pierwsze, pojawiają się teraz osoby, które kiedyś były ich uczestnikami, a teraz są dorosłymi, pełnosprawnymi uczestnikami życia publicznego, którzy przychodzą tutaj już jako rodzice albo osoby wspomagające. I to jest miłe. A jeżeli chodzi o jakość tego, co robimy, różnica jest bardzo inspirująca. Kiedyś były wybierane bardzo proste projekty: kwiatek, serduszko, jakieś małe zwierzątko, natomiast teraz dzieci, młodzież oraz ich opiekunowie wybierają coraz ambitniejsze projekty. A później je realizują.

W przeliczeniu na czas wykonania przymiotnik „ambitniejsze” oznacza niekiedy kilkadziesiąt, a nawet kilkaset godzin żmudnej pracy. Co jednak młodych adeptów plastycznego rzemiosła ani trochę nie zniechęca. – Najpiękniejszym sygnałem jest ich uśmiech, kiedy oni to robią. Widać wielkie zaangażowanie na ich twarzach, chcą to robić, a to najważniejsze. Przychodzą tu z własnej woli i bardzo fajnie spędzają czas, ucząc się pewnych czynności, które może niekoniecznie przełożą się na ich dalsze życie, ale mogą być ułatwieniem – uważa pani Urszula. Jedno jest pewne: namacalne owoce tych czynności mają bezpośredni wpływ na działalność opiekującej się uczniami z Jagiellońskiej Fundacji „Promień Słońca”. – Prace, które tu powstają, są przygotowywane z myślą o kiermaszach fundacji i są przekazywane na jej rzecz, a ona przekazuje je dalej. Zbieramy fundusze, żeby zakupić narzędzia i materiały, aby móc prowadzić między innymi właśnie takie warsztaty, ponieważ zarówno narzędzia, jak i materiały bardzo drogo kosztują. A część z nich mamy dzięki sponsorom, bo nie stać by nas było, żeby robić takie rzeczy – podkreśla Jerzy Jastrzębski. A robić je z całą pewnością warto. Dowody widać w Legionowie na każdym kroku.

Poprzedni artykułPokopali z tuzami
Następny artykułUwaga, czas na uwagi!
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.