Szczypiorniści legionowskiego KPR-u zrobili w sobotę (4 lutego), co do nich należy, zdobywając na swoim terenie kolejne trzy punkty. Tym razem waleczni podopieczni Michała Prątnickiego nie pozostawili złudzeń ekipie Grot Blachy Prószyński Anilana Łódź i przekonująco potwierdzili, że mają w tym sezonie jeden główny cel: wygranie Ligi Centralnej.

W statystycznej teorii pojedynek wicelidera z przedostatnią drużyną ligi, zwłaszcza na jego terenie, mógł mieć tylko jednego faworyta. I oczywiście go posiadał. Tyle że, o czym kibice doskonale wiedzą, boiskowa praktyka bywa przecież całkiem inna. Miał i ma tego świadomość grający trener legionowian, który poruszył ten wątek po wygranym tydzień wcześniej boju z przewodzącą wtedy stawce ekipą z Mielca. – Może to zabrzmi dziwnie, ale przed takimi meczami w domu nie mam, jako trener, aż takiego stresu, jak przed rywalizacją z drużynami teoretycznie słabszymi. Podkreślam, tylko teoretycznie, bo jak pokazały ostatnie kolejki, to wcale tak nie jest i każdy z każdym może wygrać. Kiedy spotykamy się z drużyną „na papierze” słabszą, patrząc głównie przez pryzmat miejsca zajmowanego przez nią w tabeli, to troszkę się obawiam tych meczów, bo jeszcze nie do końca potrafimy wejść w takie spotkania mentalnie. A żeby być na naprawdę wysokim poziomie sportowym, potrzebny jest też odpowiedni poziom mentalny, szczególnie na poziomie Superligi. To jest niezbędne i o to też trzeba walczyć – nie tylko o poziom sportowy, ale i o te kwestie, które są ukryte w głowie – powiedział Michał Prątnicki.

Mając to wszystko na uwadze, trudno się dziwić, że w sobotnie popołudnie odpowiednio nastrojeni przez niego zawodnicy już od pierwszego gwizdka sędziego z dużą werwą ruszyli na bronioną przez łodzian bramkę. A ponieważ oprócz determinacji dysponowali też dobrym planem i byli pod nią skuteczni, szybko narzucili rywalowi swój styl gry. Przez kilka minut goście jako tako się jeszcze trzymali. Później jednak całkiem się posypali, co wymownie pokazuje rezultat po kwadransie gry: 12:2 dla KPR-u! Owszem, z biegiem czasu Anilana trochę się pozbierała, a i miejscowi nie mogli przez cały czas nacierać z taką mocą. Ale do końca pierwszej części spotkania w pełni je kontrolowali, schodząc na przerwę przy stanie 17:10.

Dla zgromadzonych w Arenie miłośników szczypiorniaka oraz, jak należy przypuszczać, dla ich legionowskich ulubieńców było jasne, że tak koncertowo rozpoczętego meczu przegrać w jego drugiej części po prostu nie można. Po powrocie na parkiet drużyna z Łodzi starała się wprawdzie gonić, a przynajmniej zmniejszyć rozmiary porażki, lecz na mniej niż trzy bramki KPR zbliżyć jej się nie pozwolił. Inna sprawa, że kiedy na dziesięć minut przed końcem prowadził tylko 25:21, sporo się jeszcze mogło na boisku wydarzyć. Również dla gospodarzy złego. Ci na szczęście jednak wybili to przeciwnikom z głów i po dwóch wieńczących ten udany wieczór trafieniach Wiktora Jędrzejewskiego wygrali sobotnią batalię 28:24. Zaostrzając sobie tylko apetyt na kolejne zwycięstwa. – Przed świętami dostaliśmy informację, że jeśli sportowo zrobimy awans, to organizacyjnie damy radę i będziemy mogli funkcjonować w Superlidze. A poza tym od dłuższego czasu u siebie nie przegraliśmy, no i wspiera nas duża rzesza kibiców. Tak budujemy zespół, tak kształtujemy mentalność zawodników, że w domu nie wypada przegrywać. Trzeba zrobić wszystko, zostawić kawał serca i zdrowia, żeby ci ludzie, którzy tu przychodzą, cieszyli się z wygranej – podsumował trener Michał Prątnicki. No i ludzie mieli się z czego cieszyć… A wisienką na torcie był awans KPR-u na pierwsze miejsce w tabeli, chociaż przy jednym rozegranym meczu więcej od ekipy z Białej Podlaskiej, która po nadrobieniu ligowych zaległości na fotel lidera może jeszcze powrócić.

Swój następny mecz KPR Legionowo rozegra w sobotę (11 lutego) na Podkarpaciu, gdzie jego rywalem będzie dwunasty w tabeli Ligi Centralnej ORLEN Upstream SRS Przemyśl.

KPR Legionowo – Grot Blachy Prószyński Anilana Łódź 28:24 (17:10)

Bramki dla KPR-u zdobywali: Ciok – 8, Chabior – 5. Klapka i Wołowiec – po 4, Fąfara – 3, Jędrzejewski – 2, Didyk i Brinovec – po 1.

Poprzedni artykułKoncert nieżyczeń
Następny artykułNiepOSPolity sprzęt
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.