Nie trzeba było proroka, aby przewidzieć, że tuż po świętach, podczas grudniowej sesji Rady Miasta Legionowo, najwięcej emocji wzbudzi uchwała budżetowa. Najwięcej też kosztowała samorządowców energii oraz czasu. Nie poszedł on jednak na marne, bo poza dość zgodnym głosowaniem nad jej przyjęciem dyskutanci zaliczyli przy okazji pouczającą lekcję historii.

Najpierw sporo czasu musiał zmitrężyć (zacząwszy od głośnego westchnięcia…) wiceprzewodniczący rady Mirosław Pachulski, zobligowany do przytoczenia w całości treści wchodzącej pod obrady uchwały. Po około dziesięciu minutach epatowania słuchaczy liczbami było po wszystkim. Przyjąwszy więc do wiadomości informacje o pozytywnej opinii Regionalnej Izby Obrachunkowej oraz komisji budżetu i finansów, radni mogli przystąpić do dyskusji. Szef rady zapalił dla niej zielone światło zaraz po tym, jak Marzena Drabek, miejska skarbniczka, omówiła autopoprawki do projektu uchwały.

Nie chcem, ale muszem

Z początku tradycyjnie wzięli go na języki przedstawiciele miejskiej opozycji. Ton wypowiedzi pierwszego z nich dla wielu mógł być zaskakujący. – Pan prezydent wspominał jeszcze wczoraj na komisji budżetu, że sytuacja w kraju powoduje, że czasy dla samorządów są trudne. Ja się zgadzam z tą opinią. To wpływa na kondycję finansową samorządów. Polityka rządu też tutaj nie pomaga. Samorządy są obarczane często zadaniami, za którymi nie podążają środki, żeby je można było realizować – stwierdził Bogdan Kiełbasiński. – To wszystko wpływa na to, że rzeczywiście samorządy borykają się z problemami finansowymi i widać to także w projekcie budżetu miasta Legionowo na 2023 rok. Ponaddwukrotnie zwiększył się deficyt, będziemy musieli wyemitować obligacje, żeby chociaż częściowo go pokryć. To wszystko nie nastraja optymistycznie i z tego względu mogę powiedzieć, że chcąc się zachować odpowiedzialnie, nie będę głosował przeciwko temu budżetowi.

Mimo to radny klubu NMNS wytknął prezydentowi, że przygotował „projekt kontynuacji”. Co zaś się tyczy zawartości przewidującego 290 mln dochodów budżetu, to „rozwój [powinien być] bardziej zrównoważony, a samorząd bardziej obywatelski”. Odpowiedzialność za rzekome błędy i zaniechania mówca przypisał gospodarzowi ratusza oraz popierającym go koalicjantom. – Nie mogę się zgodzić z pana stwierdzeniem, że za sytuację budżetową, jaki ten budżet jest, odpowiadam ja i moi koledzy. Bo to jest po prostu nieprawda. Za sytuację budżetową w dużej części, w ogromnych pieniądzach, odpowiada nieudany eksperyment – koledzy z PiS-u nie brońcie tego, bo skoro wyleciał za niego minister finansów i w połowie roku było to na kolanie zmieniane i dzisiaj mamy właściwie trzy systemy podatkowe, a większość Polaków z Polskiego Ładu nie jest zadowolona – odparł Roman Smogorzewski. O ile bowiem rządowy program nie dotknął gmin rolniczych, to takie jak Legionowo – żyjące z PIT-u, mocno uderzył po kieszeni. Dość wspomnieć, że w 2021 roku do jego kasy trafiło prawie 100 mln „PIT-owych” złotych, a w bieżącym – na mocy decyzji ministerialnego urzędnika – będzie ich góra 80. Przy galopującej inflacji, droższej dla gminy o 300 proc. energii elektrycznej czy podwyżce płacy minimalnej finansowa dziura stała się nie do zasypania. – Gdyby nie było Polskiego Ładu, dzisiaj w budżecie miasta mielibyśmy 30 mln zł więcej. A jakby dobrze policzyć, to pewnie 35-40 mln. Chyba nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby zauważyć, że gdybyśmy mieli te 30 mln zł więcej, to ten budżet wyglądałby zupełnie inaczej, byłby na pewno bardziej rozwojowy.

Prezydent odniósł się też do innego fragmentu wypowiedzi reprezentanta opozycji. – Ja strasznie dziękuję panu radnemu Kiełbasińskiemu za ten zarzut, który zacytuję: „Pan prezydent Smogorzewski stosuje sprawdzone rozwiązania”. To jakie mam stosować? Niesprawdzone? Stosuję [rozwiązania] sprawdzone, mądre, dobre dla mieszkańców Legionowa. I nie eksperymentuję – zapewnił Roman Smogorzewski. Na co jego adwersarz odrzekł: – Cytował pan tu moje słowa, że „sprawdzone”. Sprawdzone rozwiązania z punktu widzenia marketingowego, takiego marketingu politycznego. No bo nie chce się pan mierzyć z problemami, które wymagają wieloletniej perspektywy, ale chętnie realizuje pan coś, co będzie fajnym fajerwerkiem na okres wyborczy. Co ciekawe, odpowiedź na ten zarzut prezydent sformułował kilka minut wcześniej. – On (budżet – przyp. red.) nie jest politycznie napompowany. My moglibyśmy z panią skarbnik, jak byśmy bardzo chcieli, zaproponować państwu pewnie 70-80 mln zł obligacji – bo takie możliwości mamy, ponieważ chcielibyśmy inwestować. Ale uważam, że nie jest to dobry rok na inwestycje. Chociaż politycznie byłby dla mnie bardzo dobry i korzystny, gdybyśmy inwestowali. Nie robię tego w poczuciu odpowiedzialności. (…) Rynek jest rozregulowany, dramatycznie wzrastają ceny i przy każdej właściwie inwestycji grozi albo żądanie rewaloryzacji jej kosztów, albo wieloletnia, kosztowna sprawa sądowa i dochodzenie ze strony wykonawcy.

Radny Artur Pawłowski dochodzenia wprawdzie nie zaczął, miał jednak do budżetu szereg uwag. Najbardziej sensacyjna była jednak wieńcząca jego wypowiedź konkluzja. – Dlatego będę głosował za tym budżetem, bo to jest też ogromny wysiłek polskiego rządu, żeby tak przygotować i nam w zasadzie, mieszkańcom, budżet, żeby on się zasadniczo nie różnił od tych [poprzednich] – powiedział radny. Tezę przedstawiciela klubu PiS zakwestionował między innymi prezydent Smogorzewski. – Te jakieś rekompensaty, które nam wrzucają, ja ich nie chcę! To systemowo psuje samorząd. Samorządowi, który jest tyle samorządny, ile ma własnych pieniędzy, przywraca średniowieczny, klientystyczny charakter. To nie jest samorząd, to jest znowu PRL!

Nie masz asa nad Atlasa!

Skoro już mowa o historii, barwnie nawiązał do niej najstarszy z obecnych na sali radnych. – Moim zdaniem pan prezydent Smogorzewski potrafił wprowadzić nowy styl myślenia, jak obejmował władzę w mieście Legionowo – stwierdził Zdzisław Koryś (PiS). W obecnych czasach wiceszef rady zalecił wszak prezydentowi jego zmianę. – Wydaje mi się, że pan pokazuje siebie jako zbuntowanego Atlasa. Pan na pewno zna mitologię grecką i na pewno wie, do czego bunt Atlasa doprowadził. Przed tym pana przestrzegam. Takich słów ich adresat nie mógł pozostawić bez komentarza. – Powiem panu tak: nie ma tego Romka Smogorzewskiego z 2002 roku, kiedy tutaj obejmował urząd. Nie ma tego świata z 2022 roku. (…) Nie ma też tego świata sprzed 24 lutego, kiedy wszyscy wierzyliśmy, że ludzkość coś zrozumiała, że wszystko idzie w dobrym kierunku, że produkcja się rozwija i wszystkim żyje się dostatniej. (…) Cały czas gdzieś tam myślę i analizuję. Chcę panu powiedzieć, że ja tym miastem żyję. I widzę, jak się ono zmienia, widzę jak zmieniają się okoliczności. I zawsze będę chciał być, może nie jak Atlas, ale jak Prometeusz i ten ogień, mimo grożących mi konsekwencji, ludzkości zanieść.

Mitologię zostawiając na boku, inny przedstawiciel opozycji wskazywał na szereg potrzebnych, jego zdaniem, inwestycji, o których projekt budżetu milczy – głównie w zakresie drogownictwa. Sporo miejsca poświęcił też na komentarz dotyczący wysokości zaplanowanego na ponad 31 mln zł deficytu. – Ja mam tylko nadzieję, że ten deficyt uda nam się w jakiś sposób ograniczyć. Chociaż jednak patrząc po tym, co chcielibyśmy zrobić, to mam pewne obawy – przyznał Mirosław Grabowski. Prezydent szybko postarał się je rozwiać. – Często jest taka sytuacja, że dla zbilansowania budżetu zakładamy emisję obligacji, a później – na skutek pozyskania dofinansowań, pojawiających się wolnych środków czy jakichś oszczędności – tych zobowiązań nie zaciągamy.

Po blisko dwóch godzinach debaty przyszedł wreszcie czas na głosowanie. Tuż przed nim Mirosław Pachulski z ironią zakomunikował, że znalazł się w kropce. – Mam problem, panie prezydencie Atlasie. Ja chciałem głosować za budżetem, ale widzę jak najpierw pan Kiełbasiński nie będzie przeciw, potem pan Pawłowski będzie za… Więc zacząłem jeszcze gorączkowo się wczytywać w ten budżet, czy czegoś nie przeoczyłem; czy być może nie ma tam jakichś zapisów, które, nie daj Boże, doprowadzą Legionowo do ruiny. I się zacząłem zastanawiać. Ale chyba jednak nie ma i jest to budżet na miarę naszych możliwości.

Tak też uznała większość radnych. Po reasumpcji głosowania poparło go 16 posiadaczy mandatów, dwóch było przeciw, a trzech wstrzymało się od głosu. I dyskutanci mogli już zacząć myśleć o sylwestrowych szaleństwach…

Poprzedni artykułCzas do roboty
Następny artykułŁupieżcy pod kraVATem
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.