Tydzień przed rozpoczęciem świąt Bożego Narodzenia legionowski ratusz pod raz drugi gościł uczestników koncertu z cyklu „Muzycznie dla Ukrainy”. Tym razem, tak jak podobne imprezy w innych częściach Polski, odbywał się on pod hasłem „Święta bez taty”. Mało optymistycznym, lecz dla tysięcy dzieci z napadniętego kraju niestety prawdziwym.

– Nazwa rzeczywiście jest bardzo smutna. Z tego względu, że po pierwsze, są to święta w ciemności. Ukraina na większości obszarów jest pozbawiona energii elektrycznej oraz ciepła, a po drugie, dla bardzo wielu rodzin – szacujemy, że około 25 tysięcy, są to święta bez taty, który poległ na froncie, broniąc ojczyzny. I żeby tym rodzinom, tym dzieciom dać chociaż jakiś promyk ciepła i nadziei, jest zorganizowana przez działającą w Warszawie ukraińską Fundację Uniters zbiórka na paczki dla tych sierot. W tym roku planujemy zrobić ich właśnie około 25 tysięcy. Mamy adresy tych rodzin i chcemy, żeby do każdej z nich dotarła paczka z produktami pierwszej potrzeby, ale jednocześnie z upominkami pod choinkę – mówi Mirosław Petryga, współpracownik Fundacji Uniters.

Podczas pierwszej miejskiej edycji koncertu jego organizatorom udało się zebrać prawie pięć tysięcy złotych. Przed drugą, co zrozumiałe, liczyli oni co najmniej na powtórzenie tego wyniku. Mając w ofercie między innymi kiermasz książek, rozmaitych, w tym również ukraińskich przysmaków oraz przeznaczone do licytacji gadżety. – Działa tutaj spora grupa zakręconych młodych ludzi, których kocham i którym chętnie od samego początku pomagam. To jest cała, kilkunastoosobowa ekipa młodych osób, które od kilku miesięcy ciężko pracują nad organizacją tego koncertu. Legionowo jest takim jasnym punkcikiem na mapie Polski, dlatego, że zarówno urząd miasta, jak i szeroko rozumiany samorząd, różnego rodzaju restauracje czy hotele – wszyscy włączyli się w pomoc przy organizacji tego koncertu. I dzięki nim mamy właśnie takie piękne święto – dodaje wolontariusz.

Wspaniałych też udało się zaprosić na to święto gości. Znalazł się wśród nich Jacek Cygan, którego Mirosław Petryga ściągnął po starej, ponad 40-letniej znajomości ze Studenckiej Giełdy Piosenki Turystycznej w Szklarskiej Porębie. – No więc kiedy do mnie zadzwonił, to nie było żadnej wątpliwości, że jak będę mógł, to przyjadę i wspomogę. Była też dodatkowa okoliczność. Mianowicie napisałem niedawno, z kompozytorem Marcinem Pospieszalskim, taką „Modlitwę dla Ukrainy”. Ma ona zostać nagrana w lutym, czyli na rocznicę rozpoczęcia tej strasznej wojny. Cały jej tekst dzisiaj przepisałem ręcznie i mam nadzieję, że go ktoś wylicytuje. A jeśli nie, to zrobię to ja – śmieje się Jacek Cygan, poeta i autor tekstów. Na szczęście czynić tego nie musiał. Niedługo później owa nadzieja uległa przemianie w złotówki. A konkretnie w całe ich dwa tysiące. Szybko i drogo schodziły też inne fanty, choćby rysunek Artura Barcisia czy grafiki Marka Dąbrowskiego. A wszystko to okraszone pięknymi dźwiękami w wykonaniu lokalnych artystów, gości z Ukrainy, ale i gwiazd polskiej estrady. Na ratuszowej scenie, wspierany na saksofonie przez córkę Emilię, wystąpił też legendarny wykonawca z nurtu piosenki turystycznej, Jerzy Filar.

Zdaniem Jacka Cygana, jego przyjaciela, muzyka to często klucz do otwarcia ludzkich serc i umysłów. Kilka dni wcześniej był tego świadkiem na swoim koncercie w Cieszynie, gdzie zaprosił ukraińską artystkę, od wybuchu wojny żyjącą w Polsce z dwójką małych dzieci. Jej mąż, również muzyk, walczy teraz na froncie. – Grała na bandurze i śpiewała moją „Dumkę na dwa serca”. I proszę sobie wyobrazić, że publiczność zaczęła ją z nią śpiewać. Niektórzy ludzie, ponieważ znali tę piosenkę, no to śpiewali ją bardzo dobrze. Robił to prawie cały teatr. Ale niektórzy mieli łzy w oczach i normalnie płakali ze wzruszenia. Bo im się ta „Dumka na dwa serca”, która ma przecież w sobie elementy ukraińskie, połączyła z postacią tej występującej artystki – uważa Jacek Cygan. – Dopiero takie dotykanie prawdziwych ludzi uświadamia skalę tego nieszczęścia. Ale dzisiaj pamiętajmy, że możemy pomóc także przez radość, śmiech oraz muzykę. I to jest bardzo ważne, bo muzyka to jest miłość, a nie nienawiść.

Organizowanie koncertów charytatywnych to dla Mirosława Petrygi tylko jedna z form pomagania sąsiadom ze wschodu. Od wielu miesięcy prowadzi on bowiem w domu nieformalny punkt gromadzenia i dystrybucji odzieży zimowej dla ukraińskich żołnierzy. Dlatego jak mało kto wie, ile dla nich oraz ich rodaków znaczy polskie wsparcie. I w sferze mentalnej, i tej czysto praktycznej. – Za każdym razem podkreślają oni jedno: my nie możemy powiedzieć „Słuchajcie, dziękujemy wam”, ale zawsze jest prośba do mnie: „Koniecznie powiedz ludziom, że my doceniamy, my widzimy, my czujemy waszą pomoc i jesteśmy za nią wdzięczni. Ona nam bardzo, bardzo pomaga”. A co do wsparcia materialnego, wiadomo, na froncie jest zima, tak więc w tej chwili sto procent naszych starań idzie w kierunku zorganizowania zakupów różnego typu odzieży zimowej i przekazywania jej na linię frontu – mówi pan Mirosław.

Jedno jest pewne: o morale oraz wolę walki ukraińskich obrońców można, jego zdaniem, być spokojnym. – Pomimo tak potwornie ciężkich warunków, pomimo zbrodniczych napaści – bo właściwie ruska agresja jest skoncentrowana na bombardowaniu głównie obiektów cywilnych, duch jest wciąż wysoki. A ludzie modlą się tam nie za pokój, ale za zwycięstwo – zaznacza Mirosław Petryga. Z wielu względów naprawdę warto jest bohaterskim Ukraińcom w nim dopomóc.

Poprzedni artykułKartka z poślizgiem
Następny artykułBudżet na zamówienie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.