Koncert zapożyczeń

Już wkrótce, w cieniu stojącego w kącie, wypacykowanego chojaka będziemy życzyli sobie wszystkiego najlepszego. Jednym wyświechtanym zwrotem większość z nas obleci wigilijny obrządek, zwilżając usta soczystymi buziakami z ciocią Wiesią czy stryjkiem Heńkiem. Co bardziej ambitni swe pragnienia wyrażą precyzyjniej i – nawiązując do świątecznych symboli – zamówią dla życzeniobiorców dużo sianka, no i żeby byli zdrowi jak ryba! Choć niekoniecznie chiński, wylansowany za PRL-u karp… Na ironię zakrawa jeno fakt, że wielu kultywatorów chrześcijańskiej tradycji uczyni to ze szczerą, płynącą z głębi serc nadzieją, iż wymienione przezeń towary nigdy nie zostaną adresatom doręczone. Tę dość powszechną obłudę wypada oczywiście potępić. To, że opatrzność jest powściągliwa w robieniu ludzkości dobrze, wychodzi jej jednak na dobre.

Do czego może doprowadzić masowe rozdawnictwo szczęścia, zgrabnie pokazali jankesi w filmowym dziele „Bruce Wszechmogący”. Nie wnikając w szczegóły, zdarzyło się tam otóż coś takiego: jednego dnia każdy, kto zagrał w pewnej grze liczbowej, pewną miał też wygraną. Jasne, tytułowy Bruce chciał dla kuponiarzy jak najlepiej. Chciał, lecz nie do końca ten prezent przemyślał. Bo co się stało, gdy skacowani całonocną radością wybrańcy bogini Fortuny ruszyli do kolektur? Wyszło na jaw, że wobec tak powszechnej jej łaskawości, za ichniejszą „szóstkę” każdy otrzyma po kilka dolców. No więc się wyrolowani milionerzy wkurzyli. Fucktycznie, ich fart był grubymi nićmi shity.

Weźmy teraz drugie z nieśmiertelnych, nomen omen, życzeń – życie w zdrowiu. Przecież gdyby rzeczywiście dopisywało ono absolutnie każdemu, skończyłyby się zapisy do lekarzy, ci zaś nie wypisywaliby recept. W efekcie ich fach trzeba by spisać na straty. A wraz z nim przychodnie, szpitale, apteki i koncerny farmaceutyczne. Później zadyszki dostałyby pozbawione reklam ich „leków” media, organizacje dobroczynne zaliczyłyby zator finansowych tętnic, a krajowe budżety – niepoVATowane straty. Najbardziej to zdrowie byłoby jednak niezdrowe dla relacji między ludźmi. Bo i o czym, po zniknięciu chorób, mieliby oni rozmawiać? Również przy wigilijnym stole.

Poprzedni artykułOkazja uczyniła złodzieja
Następny artykułSzukał schronienia
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.