Ten sobotni poranek mieszkańcy bloku przy Akademijnej 19 na jabłonowskim Przylesiu będą wspominać jeszcze długo. Najpierw za sprawą strażackich syren, które obudziły ich około szóstej nad ranem. Później zaś z powodu skutków zdarzenia, które postawiło na nogi służby ratownicze, a kilkudziesięciu sąsiadów wyrwało z łóżek.

Wszystko z powodu ognia, który pojawił się na drugim piętrze budynku. Mimo podjętej błyskawicznie akcji gaśniczej uratować dało się niewiele. – Doszczętnie spłonęły mieszkanie oraz klatka schodowa. Z nieoficjalnych jeszcze informacji od straży pożarnej i policji wynika, że prawdopodobna przyczyna pożaru to zaprószenie ognia. Wiemy, że w lokalu nie było prądu i aby sobie trochę poświecić, właściciel lokalu prawdopodobnie używał otwartego ognia – relacjonowała niedługo po akcji gaśniczej Agnieszka Borkowska, wiceprezes SMLW w Legionowie.

Interweniujący strażacy, po wyłamaniu drzwi do lokalu, znaleźli w nim nieprzytomną, poparzoną kobietę. Natychmiast została ona ewakuowana i przewieziona do szpitala, gdzie – zapewne na skutek odniesionych obrażeń – zmarła. Skutki szalejącego ognia okazały się tragiczne także dla objętego nim fragmentu bloku. – Klatka jest do generalnego remontu, którego koszty będą ogromne. Dobrze, że wspólnota ma ubezpieczony majątek. Na razie szacujemy straty. Wykonaliśmy już oględziny z inspektorami nadzoru. Ponieważ ogień wybuchł na ostatniej kondygnacji, sprawdziliśmy poszycie dachu, ściany i całą konstrukcję. Ze wstępnych ustaleń nie wynika, żeby skutki pożaru zagrażały bezpieczeństwu budynku – uspokaja przedstawicielka administrującej nim spółdzielni. Niemniej jednak spora jego część jest w katastrofalnym stanie. W wyniku działania wysokiej temperatury ze ścian i sufitu pospadały tynki, ucierpiała też m.in. instalacja elektryczna. Kilka dni po zdarzeniu dopiero wyłaniał się pełen obraz strat. – Na razie zgłosiły się dwie osoby. Jedna, z pierwszego piętra, poinformowała, że ma jakiś zaciek. W pożarze na pewno ucierpiały bezpośrednie lokale, przede wszystkim ich drzwi. Widać też popękane ściany, na nich – zapewne od gorąca – jakieś wykwity. Jeżeli ktoś zauważy w swoim lokalu inne skutki tego zdarzenia, najlepiej zgłosić to do administracji. W takich sytuacjach będziemy robić oględziny.

Jedno jest pewne: usuwanie skutków sobotniego pożaru będzie i długie, i kosztowne. Należy więc zadbać o to, aby podobne sytuacje już się na Przylesiu nie powtarzały. – Jeżeli musimy używać jakichś świeczek, otwartego ognia, proszę sprawdzać, czy został on zgaszony. Od sąsiadów wiemy również, że w niektórych lokalach używane są kuchenki gazowe. Zgodnie z regulaminem budynku jest to zabronione i każdy, kto otrzymywał lokal, od razu się o tym dowiedział. Aż nie chce mi się myśleć, co by było, gdyby w tym pożarze wybuchła jeszcze butla z gazem… Prosimy więc nie używać tego typu rzeczy – apeluje Agnieszka Borkowska. Nie używać dla dobra własnego, sąsiadów i całego budynku. Bo z ogniem, jak pokazało zdarzenie na osiedlu Przylesie, naprawdę nie ma żartów.

Poprzedni artykułDoping dla siłaczy
Następny artykułSzumi dokoła… Serock
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.