Po zwycięskim rozpoczęciu rozgrywek Ligi Centralnej w meczu wyjazdowym, legionowski KPR zadebiutował w sobotni wieczór (24 września) we własnej hali. I przekonującym zwycięstwem nad ekipą ORLEN Upstream SRS Przemyśl dał do zrozumienia, że również w tym roku zamierza walczyć o końcowy sukces w tych rozgrywkach.

Legionowscy kibice, ciekawi nowego, odświeżonego oblicza swego zespołu, pojawili się w sile kilkuset (w tym wielu jeszcze nastoletnich) gardeł, aby wesprzeć go dopingiem. Pozytywnej oliwy do ognia dodała jeszcze huczna i widowiskowa prezentacja drużyny gospodarzy, w asyście jak zawsze efektownych dziewczyn z Warsaw Cheerleaders. A chwilę później wyposażeni w klubowe gadżety do robienia hałasu widzowie mogli zacząć ekscytować się meczem.

Pierwszą akcję, zakończoną celnym strzałem na bramkę, wykonali gospodarze. W rewanżu, po rzucie karnym, wyrównał Krzysztof Tylutki. Chwilę później przez obronę gości przedarł się Krystian Wołowiec i zrobiło się 2:1. Obie ekipy zaczęły sobotni bój z dużym animuszem. Było widać, że gracze z Przemyśla nie zamierzają padać przed KPR-em na kolana. Zdecydowani w ataku, w pierwszej fazie spotkania szybko kończyli akcje, sprawnie przedzierając się przez defensywę miejscowych. Sprawnie, lecz nie bezbłędnie. Dzięki temu cierpliwy i konsekwentny KPR objął w 10 minucie prowadzenie 8:5. Co jeszcze podniosło i tak już gorącą atmosferę na trybunach. Dobrze spisywali się legionowianie w polu, coraz częściej wspierali ich też w bramce Tomasz Szałkucki, a później świetnie tego dnia dysponowany Kacper Zacharski. Co prawda w 14 minucie Krzysztof Tylutki przestrzelił karnego, ale kilkanaście sekund po tym „poprawił” z akcji Wołowiec i było już 11:7. Kiedy KPR rozgrywał kolejny atak, trener Michał Prątnicki wziął pierwszy w tym meczu czas. Było warto, bo po wznowieniu gry jego drużyna zaliczyła następne trafienie.

Jak było do przewidzenia, po początkowych szturmach na każdą z bramek z biegiem upływających minut tempo gry trochę spadło. Nie spadała jednak na szczęście skuteczność gospodarzy, dlatego w 19 minucie, przy stanie 13:8, trener gości poprosił o pierwszą przerwę. Nie wiadomo, co powiedział swoim podopiecznym, ale niedługo po niej KPR stracił dwa gole z rzędu, a na dodatek z parkietu wyleciał Adam Laskowski. I po kolejnym, trafieniu „nafciarzy” z Przemyśla zrobiło się tylko 13:11. A za chwilę było już 13:12… I teraz trener Prątnicki brał czas w zupełnie innym nastroju. Strzelecki impas przełamał w 23 minucie Michał Klapka, wciąż jednak Orlen trzymał się blisko, będąc o krok od wyrównania. Nie trwało to jednak długo. W 26 minucie KPR znów wypracował sobie trzybramkową przewagę (16:13) i był tuż, tuż od jej powiększenia. A po udanej paradzie Kacpra Zacharskiego, który obroną ręką wyszedł z sytuacji sam na sam, dopiął celu. Po piorunująco skutecznym finiszu szczypiorniści KPR-u schodzili na przerwę w doskonałych nastrojach, prowadząc 18:13. Obserwujący mecz z trybun Marcin Smolarczyk, niedawny szkoleniowiec miejscowych, mógł mieć powody do zadowolenia.

Strzelanie w drugiej połowie, wykorzystując stratę piłki przez gospodarzy, zaczął Orlen Upstream. Na pierwsze trafienie KPR-u kibice musieli czekać całe trzy minuty, ale z kolejnym ich ulubieńcy zwlekali już o wiele krócej. Dzięki temu wciąż dzieliła ich od przyjezdnych bezpieczna odległość pięciu „oczek”. A od 36 minuty już sześciu. Dzięki temu czas grał na korzyść legionowian, którzy możliwie szybko – i w polu, i między słupkami – starali się pozbawić rywali złudzeń co do wywiezienia z Mazowsza choćby punktu. W 41 minucie KPR był chyba tego całkiem bliski, ponieważ wygrywał już 24:16. Do końca rywalizacji było jednak bardzo długo, więc doświadczeni gracze z IŁ Capital Areny starali się nie zdejmować nogi z gazu. Zwłaszcza że przemyślanie nadal kąsali ich bramkę skutecznymi strzałami.

Kilka akcji później, przy stanie 25:18, goście powędrowali na kolejną przerwę, chcąc bowiem coś jeszcze tego dnia ugrać, musieli zacząć pogoń. I chociaż ruszyli do niej całkiem składnie, po dwóch kontrach KPR-u (27:19) i paradzie Kacpra Zacharskiego musieli zaczynać od początku. Na to zaś za mało już mieli czasu, sił, no i – przynajmniej tego dnia – umiejętności. Mimo to, kiedy w 52 minucie na dwie minuty opuścił boisko Tomasz Kasprzak, a trener Prątnicki głośno wyrażał niezadowolenie z tej decyzji, przez moment zrobiło się nerwowo. Stąd po chwili, przy siedmiobramkowym prowadzeniu jego drużyny (28:21), zaprosił zawodników na rozmowę. Wiadomo, lepiej dmuchać na zimne. Szczególnie gdy na boisku jest gorąco… Ale w sobotni wieczór nic złego KPR-owi stać się już nie mogło. W ostatnich sekundach dobił rywala dwoma celnymi rzutami do pustej bramki, dzięki czemu na inaugurację sezonu we własnej hali wygrał z Orlenem Upstream SRS Przemyśl 32:25. I po dwóch kolejkach został liderem Ligi Centralnej.

KPR Legionowo – ORLEN Upstream SRS Przemyśl 32:25 (18:13)

Bramki dla KPR-u zdobyli: Wołowiec – 9, Ciok i Klapka – po 5, Laskowski – 4, Brzeziński – 3, Chabior – 2, Lewandowski, Tylutki, Śliwiński i Zacharski – po 1.

Poprzedni artykułWizyta rady sprzed dekady
Następny artykułWarsztatowe pichcenie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 52-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od blisko dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.