Krympujących wspomnień czar

Gdzie Rzym, to Polacy kojarzyli od dawna: najpierw za sprawą Mickiewiczowskiej ballady z diabelską karczmą w tle, później zaś dzięki papieżowi, który odmienił oblicze ziemi. Tej ziemi. Gorzej było z orientacją, gdzie Krym. Zatarła się wszak wiedza o jałtańskim knuciu wujka Józka, o krymskich Tatarach również. Kilka złych lat temu sytuacja uległa jednak zmianie. Też poniekąd dzięki czarciemu nasieniu, które wedle dużej części wolnego świata stało za poczęciem Władimira P. Tak czy owak, dla mnie ów półwysep stał się ważny już dawno. I to ja straciłem go na długo przed Ukraińcami…

Wszystko zaczęło się ponad trzy dekady nazad, za czasów, gdy polscy budowlańcy jeździli do Kraju Rad, by stroić tam priekrasne zawody. Czytaj: stawiać fabryki. Jednym z nich był mój (r)uroczy wuj-hydraulik, znany z czci, na jaką godził i jaką chętnie oddawał poznanym paniom. W kraju, i jak dowiódł w trakcie radzieckich saksów, za granicą. Jedna z nich, bodaj Irina, musiała chyba wyjątkowo cenić jego wirtuozerskie popisy kluczem francuskim, gdyż ich mieżdunarodnaja drużba trwała jeszcze długo po zakończeniu kontraktu. Aby nie rdzewiała, kochankowie często się widywali. On śmigał na Krym, Irka z kolei nawiedzała obszerne wujkowe M-6. Dzięki dużemu metrażowi nawet nie za bardzo wchodząc w drogę jego małżonce.

I tu w tej historii pojawiam się ja, prawie dwudziestoletni kuzyn, któremu krewny chciał pokazać słoneczną stronę życia, zabierając go do nowej cioci i jej „doćki” – córy ponoć wystrzałowej niczym salwa z „Aurory”. Nad propozycją zastanawiałem się jakąś sekundę. Od razu zrobiłem skarbonce świniobicie, kupiłem z pół kilo rubli, a za resztę zetów kilka par podrabianych dżinsów. Dzięki tym posunięciom swe krymskie penetracje mógłbym czynić w dostatku, zaś wyjazd i tak by mi się zwrócił. Fantastyczna perspektywa! Nic dziwnego, że nie mogłem usiedzieć na walizce, tak paliła mnie w zadek. Niestety, jakiś czas później to właśnie w niego kopnął mnie zły los. Ponieważ akurat walił się ZSRR, runęła także szansa na ekskursję. Jakże ja wtedy płakałem po Sowieckim Sojuzie, jakże nieutulony był mój żal! Teraz, po ruskim napadzie, powrócił on znowu. Powrócił w wieku, kiedy Krym to sobie mogę najwyżej kupić. Na zmarszczki.

Poprzedni artykułDo-wody na zdrowie
Następny artykułGorąco wokół ogrzewania
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.