Głównym daniem, jakie przez kilka długich godzin pichcili uczestnicy czerwcowej sesji Rady Miasta Legionowo, było absolutorium dla prezydenta za wykonanie ubiegłorocznego budżetu. Zanim jednak w końcu je podano, na stole pojawiły się też zaserwowane przez lokalną opozycję stare, odgrzewane kotlety. Mimo to czerwcowa uczta, choć momentami ciężkostrawna, była bogata w składniki przydatne mieszkańcom do lepszego zrozumienia teraźniejszości oraz przyszłości ich miasta.

Zasadniczą część swego ostatniego przed wakacjami posiedzenia legionowscy radni zaczęli od debaty nad raportem o stanie gminy za ubiegły rok. Wstępem do dyskusji zajął się sam prezydent, przedstawiając ogólną, wykraczającą poza przyjęte ramy czasowe opinię o aktualnej kondycji Legionowa. – Myślę, że możemy być absolutnie dumni z tego, co w ostatnich latach udało nam się zbudować. I że ta infrastruktura techniczna w naszym mieście jest na europejskim poziomie. Kiedy 20 lat temu rozpoczynałem swoją misję, pewnie siedemdziesiąt parę procent miasta Legionowo nie miało kanalizacji, nie miało wodociągów, nie miało dróg. Nie mieliśmy też ratusza, dworca, sali widowiskowej, hali sportowej itd. Przez ten czas tę całą infrastrukturę udało nam się wyremontować lub wybudować – przypomniał Roman Smogorzewski. Zwrócił ponadto uwagę na rozwinięty system komunikacyjny, z darmowymi liniami dowozowymi, Wspólnymi Biletem i Kartą Legionowianina, a także parkingami przy każdej z trzech stacji kolejowych. Podkreślił też świetny stan lokalnej bazy oświatowej i sportowej. – W ostatnich latach wybudowaliśmy nowe przedszkola, rozbudowaliśmy szkoły podstawowe nr 1, nr 2 i nr 4. A wszystkie placówki są na bieżąco remontowane.

Rozjechana piramida

Jako główny problem miasta Roman Smogorzewski wskazał demografię. A konkretnie mocno w Legionowie zaburzoną tak zwaną piramidę ludnościową. – Wynika to z historii naszego miasta. Kiedy powstała w Legionowie fabryka domów, miasteczko miało dwadzieścia parę tysięcy mieszkańców, ale między 1975 a 1985 rokiem przybyło mu drugie tyle. I to w tej zupełnie „rozjechanej” piramidzie widać. (…) Dominują dwie grupy wiekowe: osoby 60+ oraz ich dzieci, a więc ludzie około czterdziestki. I to nie jest dobre. W Legionowie widać też to, co w całym kraju, czyli mamy coraz mniej dzieci i młodzieży – powiedział prezydent. W przyszłości może to oznaczać mniejsze wpływy do budżetu gminy, przy rosnących kosztach utrzymania istniejącej już infrastruktury. Konkluzja nie była więc optymistyczna. – Myślę, że przed nami bardzo trudne czasy i powinniśmy mieć świadomość tego, czym zarządzamy i jaka będzie nasza przyszłość. A niestety niesie ona ze sobą pewne zagrożenia.

Dostrzega je również przewodniczący rady miasta. – Kiedyś budowaliśmy domy rodzinne, a dziś nie buduje się domów rodzinnych. Charakter budownictwa się zmienia. To, co pan prezydent powiedział – ludzie uciekają. Rozmawiam z wieloma osobami i słyszę na przykład: syn się wyprowadził do Wieliszewa, a córka do Chotomowa. I w ten sposób ludzie od nas odchodzą. A my stajemy się centrum powiatu. To trzeba sobie jasno powiedzieć: Legionowo będzie centrum powiatu, skąd ludzie uciekają, bo z powodu ciasnoty będzie tu ciężko żyć. Ludzie z ościennych gmin będą tylko do nas przyjeżdżać i z tym się musimy pogodzić – wieszczył Ryszard Brański.

Po-wody do obaw

Z pewnymi kwestiami opozycyjni radni od lat godzić się jednak nie chcą. Co wybrzmiało też podczas dyskusji, kiedy kolejny raz pojawił się wątek „słynnego” dogęszczania. – To, co się dzieje, jeśli chodzi o zabudowę, to widać. I mamy teraz przykład miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego dla dzielnicy Bukowiec, gdzie ten wyłożony plan spowodował takie duże emocje i oburzenie mieszkańców, że on pozwala na to, żeby na tym terenie, gdzie do tej pory dominowały domy jednorodzinne, gdzie była spokojna, cicha okolica, coraz więcej buduje się tych przysłowiowych szeregowców. Mieszkańcy się tego boją – stwierdził Bogdan Kiełbasiński. Pojawiają się więc wśród radnych zakusy na opuszczenie przed inwestorami szlabanu. Zdaniem prezydenta sprawa jest jednak o wiele bardziej skomplikowana. – Ja jestem bardzo otwarty, tylko że ten kij ma dwa końce. Za chwilę okaże się, że państwo wpiszecie tam, że ojciec nie będzie mógł pobudować na swojej dużej działce domu dla córki, bo w takim ideologicznym zapędzie i propagandystycznej chęci żerowania na ludzkich fobiach zakażecie tam absolutnie wszystkiego. Ale chcę wyraźnie powiedzieć mieszkańcom Bukowca: najwięcej można było pobudować na planie sprzed tego czasu, kiedy ja byłem prezydentem – z 2001 roku. A wszystkie nowe plany pozwalają budować mniej.

Wytykając prezydentowi zaniechania, radny Kiełbasiński poruszył też kwestię podtopień. – Ja rozumiem, że są ulice, gdzie w ciągu godziny ta woda spłynie. Przejadą samochody i nie ma problemu. Ale są takie rejony miasta, gdzie ta woda zalewa posesje mieszkańcom i w tych miejscach powinniśmy znaleźć sposób na to, żeby takie odprowadzenie tej wody znaleźć. Nawet to takie najprostsze, odsączanie. Ale tego nie ma, a jeżeli jest, to niewystarczające – ocenił przedstawiciel klubu NMNS. Gdy tylko doszedł do głosu, tak sformułowany zarzut prezydent kategorycznie odrzucił. – W miejscach, które były szczególnie dolegliwe dla mieszkańców, udało się coś zrobić. Chociażby dworzec, który był zalewany – choć to nie nasze przejście, nie nasz majątek, ale nie zamykamy oczu, bo wiemy, jakie jest PKP – gdzie wydaliśmy ćwierć miliona złotych i wybudowaliśmy system, który powoduje, że przejście podziemne nie jest już zalewane. W ekstremalnych miejscach, gdzie rzeczywiście było problem: przy kościele czy przy ulicach Listopadowej i Traugutta, gdzie zalewana była szeregówka, wybudowaliśmy kanalizację. Ten problem był jeszcze kilkanaście lat temu zupełnie nierozwiązany, a dzisiaj mamy taki system, że wodę możemy i tłoczymy do Wisły. Kiedyś tłoczyliśmy tylko i wyłącznie do rowu, który był na terenach prywatnych, często zasypywanych. Nie jest też prawdą, że nie budujemy lokalnych systemów. Co roku powstaje kilkadziesiąt studni chłonnych, różnych drenaży i to powinien być system, który z paru względów jest korzystny. Jest korzystny ekologicznie, ponieważ klimat się ociepla, Europa trochę pustynnieje i woda, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, powinna zostawać tam, gdzie jest.

Tym bardziej, że spuszczanie tej legionowskiej do Wisły kosztuje miasto majątek. – Pisowski wynalazek, zwany Wodami Polskimi, spowodował, że za każdy metr sześcienny wody, odprowadzonej nawet do rowu, płacimy. Przed powstaniem tego genialnego wynalazku, który nam nic nie daje, tylko nas łupi, za zrzut wód z Legionowa płaciliśmy półtora tysiąca złotych, a teraz płacimy rocznie około pół miliona! Za nic. Żeby notable z PiS-u mieli dobre samochody i dobre pensje. W związku z tym nie rozwijamy dalej takiego systemu, który te wody odprowadza do Wisły, bo za to musimy płacić pisowski haracz – gorzko ironizował prezydent Smogorzewski.

Zarzuty z lamusa

W trakcie środowych obrad część radnych nie mogło oprzeć się wrażeniu, że od kilku lat słyszy te same zarzuty i kontrargumenty. – Ja wiem, po co to jest robione, wszyscy dobrze wiemy. Chodzi być może o osiągnięcie takiego efektu, jaki się udał siedem lat temu, kiedy część mieszkańców naszego kraju uwierzyła, że Polska jest w ruinie. Ale ja jestem przekonany, że akurat legionowianie są rozsądniejsi i lepiej przygotowani intelektualnie niż ludzie, którzy uwierzyli w takie rzeczy. I nie uwierzą w to, co państwo chcecie im przekazać – zwrócił się do opozycji Mirosław Pachulski, wiceprzewodniczący Rady Miasta Legionowo. A radny Sławomir Traczyk dodał: – Rozmawiamy czwarty rok o tym samym, ale później jako radni, na komisjach, na sesjach, natychmiast o tym zapominamy, bo poruszane są różne ważne tematy i zapominamy. Robimy taką „bieżączkę”: tu coś się dzieje, tu ktoś w gazecie przeczytał, tu jakaś tam dziura w płocie, dziura w jezdni i my na tym się koncentrujemy, a jakoś nie koncentrujemy się nad całością. (…) Pan prezydent przedstawia swoją wizję i może się ona podobać, może nie, ale my jako radni, w komisjach i indywidualnie później na sesjach, mam wrażenie, że nie przedstawiamy takiej wizji Legionowa.

W tej sprawie stanowisko szefa ratusza mogło być dla niektórych zaskakujące. – Z tymi wizjami to ja bym nie przesadzał. Legionowo w jakiejś formule, jak popatrzymy na mapę, jest projektem dosyć skończonym i zamkniętym. To nie jest zielone pole, na którym budujemy od nowa, na prawie magdeburskim czy innym, nowy twór. To jest dosyć mocno zurbanizowany teren i myślę, że to nie wizje prezydenta, nie wizje radnych powinniśmy realizować, tylko powinniśmy realizować wizje mieszkańców. I naszym zadaniem jest słuchać tych mieszkańców, wsłuchiwać się w ich bardzo różne, często sprzeczne głosy, i znajdować, często trudne, rozwiązania różnych problemów.

Komisja kontra RIO

Problemu nie stanowiło za to – przy 14 głosach za, 5 przeciw i 3 wstrzymujących – przegłosowanie wotum zaufania dla prezydenta. Pojawił się on jednak, gdy w następnym punkcie rada musiała pochylić się nad prezydenckim absolutorium. Głównie dlatego, że miejska komisja rewizyjna, po negatywnym zaopiniowaniu wykonania budżetu, wnioskowała o jego nieudzielenie. Mając 4 głosy za i 4 przeciw, przewodniczący Andrzej Kalinowski tak właśnie zinterpretował ten niecodzienny remis. Stanowiska komisji nie podzieliła jednak Regionalna Izba Obrachunkowa. – „Podkreślić należy, iż w przypadku wniosku o nieudzielenie absolutorium z tytułu wykonania budżetu, powinno się wskazać konkretne zarzuty obrazujące nieprawidłowości w wykonaniu uchwalonego przez organ stanowiący budżetu. Każdy zarzut postawiony organowi wykonawczemu powinien być precyzyjny oraz wskazywać naruszony przepis prawa. Przy ocenie realizacji wydatków konieczna jest analiza całokształtu wykonania budżetu, również w kontekście niezrealizowanych zadań, z rozważeniem, czy ich niewykonanie nastąpiło z winy prezydenta, czy na przeszkodzie stanęły czynniki obiektywne, w szczególności zdarzenia, których nie można było przewidzieć na etapie planowania” – przytoczył część dokumentu wiceprzewodniczący Pachulski.

Do przekonania wszystkich radnych odczytanie opinii RIO okazało się niewystarczające. – Prosiłbym o interpretację tego zapisu, który się pojawia na tej drugiej stronie: „(…) mając na uwadze powyższe ustalenia, skład orzekający wskazuje, iż komisja rewizyjna Rady Miasta Legionowo nie dokonała rozstrzygnięcia dotyczącego wniosku o udzielenie bądź nieudzielenie absolutorium dla Prezydenta Miasta Legionowo z tytułu wykonania budżetu, a zatem nie można nad nim procedować” – zaapelował do urzędowego prawnika radny Mirosław Grabowski. Odpowiedź Agnieszki Zielińskiej, radcy prawnego UM Legionowo, była następująca: – Stanowisko Regionalnej Izby Obrachunkowej zawarte jest w sentencji tego orzeczenia i mówi ona, że negatywnie opiniuje przedłożony wniosek komisji rewizyjnej. Uzasadnienie stanowi oczywiście integralną część uchwały, niemniej nie stanowi sentencji tego orzeczenia. W związku z tym jesteśmy tutaj zobligowani do uznania tego stanowiska, które było przedstawione przez komisję rewizyjną rady miasta za wniosek. Natomiast w uzasadnieniu RIO poddaje pod wątpliwość procedurę, w jakiej to stanowisko zostało podjęte. I tak należy to rozumieć.

Koniec końców większością głosów rada miasta odrzuciła wniosek o nieudzielenie prezydentowi Legionowa absolutorium. Po krótkiej przerwie przegłosowała natomiast projekt uchwały w sprawie jego udzielenia. I również w Legionowie tej samorządowej formalności stało się zadość.

Poprzedni artykułPodwójna nominacja
Następny artykułPomysł na bezpieczeństwo
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.