To zdarzenie mieszkańcy osiedla Sobieskiego zapamiętają na długo. Zwłaszcza ci z budynku nr 115, w którym dziesiątego maja niespodziewanie pojawił się ogień. Na domiar złego tam, gdzie – przynajmniej w teorii – pojawić się nie miał prawa. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział, że może chodzić o, wprawdzie nieumyślne, ale jednak – podpalenie.

Zaalarmowany o pożarze dyspozytor powiatowej komendy zadysponował do walki z żywiołem aż pięć strażackich zastępów – z JRG Legionowo, a także ochotników z Legionowa i Jabłonny. W tak gęsto zabudowanym terenie z ogniem nie ma żartów. – Pożar rozpoczął się na balkonie na pierwszym piętrze. Oprócz niego ogień objął jednak także okna do dużego pokoju, a płomienie przedostały się też do mieszkania, powodując straty w wyposażeniu oraz duże zadymienie lokalu oraz klatki schodowej – relacjonuje Agnieszka Borkowska, wiceprezes zarządu Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej w Legionowie.

W momencie feralnego zdarzenia w mieszkaniu nie przebywał żaden z domowników. Straty materialne są jednak znaczne, bo na skutek działania ognia, dymu oraz wody lokal wymaga poważnego remontu. I chociaż był ubezpieczony, dla jego właścicieli to marna pociecha. Ale najbardziej szokujące wydaje się domniemane źródło całego nieszczęścia. – W rozmowie ze strażakami i z właścicielami lokalu ustalono, że przyczyną pożaru był prawdopodobnie niedopałek papierosa. Któryś z sąsiadów, paląc na swoim balkonie, wyrzucił niedogaszonego papierosa i niestety zajęły się od niego rzeczy, które były na balkonie znajdującym się poniżej.

Na pierwszy, nomen omen, ogień poszła znajdująca się tam trawa z tworzywa sztucznego, czyli popularna wśród mieszkańców zielona izolacja od terakotowych płytek. Strażaków to nie zdziwiło, bo rozpędzony niedopałek zaczyna w powietrzu mocno się żarzyć i w kontakcie z plastikiem rzeczywiście był w stanie błyskawicznie zainicjować pożar. A znajdujące się na balkonie szpargały tylko pomogły mu się rozwinąć. – Mamy taką manię zbierania różnych przedmiotów, a my, pracownicy spółdzielni, widzimy, że jest ich coraz więcej. Zalegają one na balkonach, na klatkach schodowych, w piwnicach i w korytarzach piwnicznych. To wszystko też powoduje, że dotarcie do źródła ognia, przedostanie się przez te śmieci zabiera więcej czasu. A wiadomo: żeby uratować czyjeś życie albo mienie, to ten czas i szybka reakcja są bezcenne – mówi Agnieszka Borkowska.

W przypadku opisywanego pożaru umożliwiła ona, dzięki sprawnej interwencji strażaków, uchronienie budynku od większych zniszczeń. Ale i usunięcie tych, które już spowodował w nim ogień, będzie kosztować spółdzielnię sporo pieniędzy i zachodu. – Klatka jest zadymiona, do umycia. Natomiast okopcony został pion balkonów, od pierwszego do trzeciego piętra. Na balkonie, gdzie wybuchł pożar, doszczętnie spłonęło ocieplenie, więc trzeba będzie je odbudować, no i do samej góry te balkony odnowić. Zalane też zostało znajdujące się poniżej mieszkanie, zniszczeniu uległy rośliny w ogródku – to wszystko trzeba będzie odremontować. Czekamy teraz na wycenę wykonawcy, no i będziemy to zgłaszać do ubezpieczyciela.

Jak można przypuszczać, domniemanemu sprawcy całego zamieszania – w odróżnieniu od jego sąsiadów z niższych kondygnacji – ujdzie ono na sucho. Znając zagrożenie związane z tlącym się niedopałkiem, warto jednak, aby każdy miłośnik puszczania dymka na balkonie właściwie obchodził się z tym, co po wypaleniu papierosa zostaje mu w dłoni. – Myślę, że tanim kosztem można sobie zrobić na balkonie taką popielniczkę – słoik z wodą bądź doniczkę z piaskiem. Bo przez tego rodzaju nieuwagę narażamy, po pierwsze, sąsiadów, a po drugie, otoczenie budynków wygląda nieestetycznie, bo jak chodzimy po osiedlach, to widzimy, że pod balkonami jest bardzo dużo niedopałków papierosów – zauważa przedstawicielka SMLW. To zaś, jak wiadomo, ani bezpieczeństwu, ani sąsiedzkim kontaktom nie sprzyja. I tak zwane kiepy potrafią rozpalić niejeden konflikt. A czasem również, jak w opisywanym zdarzeniu, o wiele więcej.

Poprzedni artykułPod rękę z nowoczesnością
Następny artykułZastrzyk informatyki
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.