Prezentacja najnowszego programu senioralnego zespołu Na Luzie miała nastąpić dość dawno temu. Ze względów sanitarnych tak się jednak nie stało. Z tym większą więc energią kilkudziesięciu członków grupy wyległo w minioną niedzielę (8 maja) na scenę, aby w sali widowiskowej legionowskiego ratusza nadrobić pandemiczne zaległości. Wyszło im to jak zwykle śpiewająco!

Także i tym razem, co na występach lokalnych „luzaków” stało się pewnego rodzaju normą, reprezentacyjna miejska sala była szczelnie wypełniona publicznością. Swoim zwyczajem wśród dojrzałych w większości widzów znalazł się też powitany spontanicznymi oklaskami prezydent Legionowa. Zapewne nieświadomy tego, co raptem za kilkanaście minut, w trakcie opatrzonego z lekka fatalistycznym tytułem show go czeka… – Dzisiejsza premiera to wydarzenie, na które oczekiwaliśmy przez całą pandemię, bo miała się ona odbyć już rok temu. Tytuł naszego przedstawienia to „Que sera sera”, czyli „co będzie, to będzie”. Myślę, że jest on bardzo adekwatny do dzisiejszych czasów, gdy w zasadzie nie bardzo wiemy, co się będzie działo, co nas spotka. W spektaklu zaprezentowane zostaną największe krajowe i światowe przeboje, z polskimi tekstami. Będą piosenki indywidualne, duety, zespołowe, będą skecze. Taka tematyka, którą myśmy zawsze lubili, czyli uczucia i relacje męsko-damskie. Chcemy, żeby widzowie się dobrze bawili i mam nadzieję, ponieważ piosenki będą naprawdę znane, że publiczność również będzie je śpiewała i bawiła się razem z nami – mówi Małgorzata Luzak, założycielka grupy Na Luzie. – Piosenki są zarówno grupowe, jak i solowe, w związku z tym jest bardzo duża różnorodność. Tak więc musimy pracować i z solistami, i z zespołami, a piosenki grupowe staramy się już śpiewać z podziałem na głosy, żeby to było ciekawsze. Repertuar jest tak ułożony, żeby tematycznie wszystko było ze sobą związane – dodaje Marek Pawłowicz, kierownik muzyczny zespołu.

Pomysł na scenariusz blisko dwugodzinnego widowiska jak zwykle okazał się trafiony. Dzięki temu widzowie zostali poczęstowani smacznym koktajlem złożonym z muzycznych hitów i zabawnej satyry, ozdobionych stylowymi, kolorowymi kostiumami członków grupy. – Przybyły nam dwie osoby, tak więc zespół liczy w tej chwili 27 osób. A zatem jest to duży zespół i nawet już ogłosiliśmy, że nie będziemy robić naboru pań. Ale za to panów chętnie jeszcze przyjmiemy, bo jest ich mniej. Zaczęliśmy z jednym, a teraz mamy ich aż siedmiu, więc to już jest sukces – uważa Małgorzata Luzak.

Sukcesem jest również nieustanny wzrost umiejętności rozśpiewanych seniorów. Przez kilka lat poznali oni wiele tajników artystycznego fachu, a co najważniejsze – nadal chcą się go uczyć. Dobrze wiedzą, że stając się solidnym scenicznym rzemieślnikiem, każdy występ łatwiej wówczas rozpocząć… na luzie. – Największym wyzwaniem było nauczenie zespołu dyscypliny rytmicznej. Ja podkłady do utworów nagrywam sam, a utwór – kiedy już jest odtwarzany – nie będzie czekał. Na początku był to duży problem, ale w tej chwili właściwie zniknął – ocenia Marek Pawłowicz. – Pracuję z zespołem osiem lat, a istnieje on już dziewięć. Pierwszy program był beze mnie, z udziałem pana, który na żywo akompaniował artystom na akordeonie. Dla nich to było o tyle ułatwienie, że mógł on tak zagrać, jak ktoś zaśpiewał. Jeśli trzeba było poczekać, to poczekał. A ja przeskoczyłem w kolejnym programie do zupełnie innego wymiaru, bo zacząłem nagrywać utwory na płyty. Poza tym te podkłady są teraz bogatsze, bo jeden instrument nie odda tego, co utwór zaaranżowany w ten sposób, jakby grał cały zespół. Tak więc problemy rytmiczne były, ale to się stopniowo prostowało i w tej chwili zespół całkiem sprawnie sobie z tym radzi.

Dokładnie to samo można powiedzieć o teatralnej stronie jego spektakli. Także w tej dziedzinie postępy legionowskich artystów zasługują na oklaski. – Koleżanka od teatru, pani Ilona Kucińska, zajmuje się sprawami dykcji, więc robimy różnego rodzaju ćwiczenia. I to działa. Ja z kolei robię ćwiczenia wokalne, intonacyjne, żeby było czysto, no i wspomniane już ćwiczenia rytmiczne. Nawet niektóre wprawki trenujemy z jakimś zachowanym, konkretnym rytmem, aby się go trzymać i przyzwyczajać do tego, że nie można poza niego wychodzić – dodaje legionowski tenor. Jeśli już ktoś musiał w niedzielę gdzieś wyjść, zrobił to Roman Smogorzewski, wychodząc na chwilę z roli biernego widza. Cóż, porwany przez jedną z artystek do tańca przy tytułowym utworze spektaklu, nie miał innego wyboru…

Podczas gdy na widzów niespodzianki spadały wprost ze sceny, o jedną dla członków zespołu postarała się jego założycielka. Dzięki temu każdy senior otrzymał okazałą pamiątkową fotoksiążkę, która przypomni mu jego wokalno-aktorskie popisy. No a przy okazji zachęci do wytężonej pracy nad kolejnymi piosenkami i skeczami. – Już planujemy przedstawienie, które wystawimy, mam nadzieję, w październiku albo w listopadzie. Jego tytuł brzmi „Bo do tańca trzeba dwojga” i wszystko tam będzie w klimacie tanga. Duże emocje, wrażenia, myślę, że też będzie to bardzo ciekawe przedstawienie, zwłaszcza że mamy zamiar zakończyć je bardzo nietypowo – zapowiada pani Małgorzata. Jak? Ten sekret zespół Na Luzie zdradzi publiczności, gdy przyjdzie na to czas. A póki co, w niedzielę, dziarsko wykonując słynny przebój „Sun of Jamaica”, zachęcił wszystkich mieszkańców do cieszenia się nadchodzącym latem.

Poprzedni artykułTężnia już zaprasza
Następny artykułKolej-ne spotkanie
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.