Dobrego samorządowego gospodarza zwykło się niekiedy oceniać po liczbie i rozmachu prowadzonych przez niego inwestycji. Z tym większą zatem goryczą lokalni włodarze muszą teraz patrzeć na ich gwałtownie rosnące koszty, a często też ograniczać pierwotne plany w tym zakresie. Cenowy ból głowy mają również, do czego ostatnio przyznał się radnym starosta, sternicy legionowskiego powiatu.

Rozpoczynając od kwestii inwestycyjnych, swój najświeższy raport Sylwester Sokolnicki składał radnym raczej w minorowym nastroju. – Jeszcze w lutym wydawało się, że idziemy ku przyszłości z nadzieją, to znaczy kończy się pandemia, a przynajmniej jej kolejny etap, idzie wiosna. Dzisiejsza sesja i fakt, że mamy ją na tej sali, to też dowód na to, że zmierzaliśmy czy też zmierzamy do normalności. Ale niestety wydarzenia na wschodniej granicy wszystkie te nasze oczekiwania mocno zburzyły – powiedział legionowski starosta podczas marcowej sesji Rady Powiatu Legionowskiego. Referując jej członkom bieżące sprawy urzędowe, od burzenia gładko jednak przeszedł do budowania. Dzięki temu zebrani usłyszeli co nieco o inwestycjach już przez powiat zakończonych i o tych, które dopiero przed nim. Najbardziej dumny Sylwester Sokolnicki był z dopięcia kluczowych formalności związanych z budową liceum w Stanisławowie Pierwszym. – Dosyć długo przygotowywaliśmy się do tej inwestycji. Decyzje podjęte były jeszcze w poprzedniej kadencji rady, a teraz można by powiedzieć, że mamy za sobą kolejny etap. Mówię to w warunkach dla Rzeczypospolitej trudnych, dlatego, że sami państwo wiecie, że rynek wykonawców, rynek inwestycyjny został w dużej mierze, przepraszam za słowo, zdruzgotany. Mieliśmy ogromne obawy, czy nasza procedura związana z wyborem wykonawcy zakończy się powodzeniem. A to dlatego, że na wieloletnie inwestycje praktycznie nie ma chętnych. Składanie ofert na okres dłuższy niż dwanaście miesięcy jest w tej chwili właściwie niemożliwe, gdyż ryzyko nietrafienia z ofertą jest ogromne.

Ogromne, o czym wiedzą też indywidualni inwestorzy, stają się również ceny na rynku usług i materiałów budowlanych. W przypadku wycenionego na nieco ponad 19 mln zł obiektu liceum kluczowa dla starostwa była też kwestia upływającego czasu. – Niepokoiło nas to, że mając dofinansowanie z Polskiego Ładu – ogromne pieniądze, bo aż 17 milionów złotych, baliśmy się takiej sytuacji, że w ciągu sześciu miesięcy nie uda nam się wybrać wykonawcy. Oczywiście było trochę emocji, lecz teraz mogę państwu powiedzieć, że mamy podpisaną umowę. Oczywiście to jeszcze nie jest do końca sukces. Sukces byłby wtedy, gdybyśmy mogli się spotkać w gminie Nieporęt i przecinać wstęgę, otwierając ten budynek. Ale wyrażamy nadzieję, że wszystko zakończy się pomyślnie – zaznaczył starosta Sokolnicki.

Mniej pewna jest natomiast świetlana przyszłość inwestycji drogowych. Bo nawet jeśli ruszą zgodnie z planem, pochłoną astronomiczne sumy. Przeznaczając więc, jak stwierdził starosta, rekordową kwotę na inwestycje, przez inflację starostwo wykona ich znacznie mniej. Zwłaszcza że jej skutków nie uwzględniały też napisane wcześniej przez powiat wnioski o dofinansowanie zadań ze środków zewnętrznych. – Czeka nas wielka niewiadoma. Jeśli chodzi o budowę dróg, to ceny wzrosły diametralnie. Jeżeli przypomnimy sobie ulicę Wolską w gminie Nieporęt, biegnącą w terenie bardzo zurbanizowanym, tam na obejmującą bardzo szeroki zakres zadań inwestycję wydaliśmy niecałe 5 milionów. Na drogę 1817, blisko czterokilometrowy odcinek, też wydaliśmy 4,6 miliona złotych. Tak więc na tych dwóch inwestycjach jeden kilometr kosztował średnio 1,2 – 1,4 miliona złotych. Natomiast ostatnio otworzyliśmy przetarg na drogę 1801, na którą mamy, jak państwo pamiętacie, 5 milionów złotych z Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, to koszt jednego kilometra wyszedł ponad 3 miliony złotych. Oczywiście przetarg został unieważniony i zastanawiamy się, jak z tego pata wyjść – przyznał gospodarz powiatu. Cóż, bez względu na rozwiązanie tej zagadki, jedno wydaje się pewne: droga do nowej drogi (i każdej kolejnej) będzie… droga.

Poprzedni artykułZłamał zakaz, trafił za kratki
Następny artykułPowrót do ratusza
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.