Żoł(d)nierzu, czy ci nie żal?

Co do tego, jaki jest najstarszy zawód świata, ludzie są generalnie zgodni (a jeśli mają rację, wychodzi na to, że do roboty pierwsze w dziejach świata poszły panie). Da się też zapewne dojść do porozumienia w kwestii fachu najbardziej potrzebnego – tu przykładowo prym wiedliby piekarze. Ale co wobec tego z profesją całkiem ziemianom zbędną? No cóż, trochę by się ich znalazło. Ja pozwolę sobie dorzucić granatów do ognia, proponując kandydaturę jednej grupy zawodowej – żołnierzy.

Już słyszę krzyki oburzenia: „Jak to, a kto by nas wtedy bronił?!”. Bo i owszem, ci dający odpór wrogowi na pozór są przecież wporzo. Sęk w tym, że gdyby nie istnieli żołnierze-agresorzy, obrońcy też nie musieliby wąchać prochu. A nasz rozumny gatunek żyłby sobie długo, bogato i szczęśliwie. Gdyby rzeczywiście był taki rozumny… Powie ktoś: „Dobra, dobra, wojsko przydaje się też w czasie pokoju”. Niby racja. Tyle tylko, że do natarć na skutki klęsk żywiołowych czy budowania szkół (patrz: kościuszkowcy i Piaski) lub mostów rzadko przydają się te różne, kupowane każdej armii wystrzałowe cudeńka. To samo w razie potrzeby mogliby wszak robić trzymani w odwodzie cywile. To samo i o wiele taniej. Wojowanie bowiem kosztuje, bez względu na to, czy wysyła się dywizje do prawdziwego boju, czy jedynie dla postrachu trzyma się je w koszarach. Nawiasem pisząc, trudno orzec, co jest dla żołdaka lepsze. Gdy pomyślę o tych setkach tysięcy, milionach „zupaków”, których za PRL-u szkolono do walki z wyimaginowanym wrogiem tudzież atakującą na kompanii nudą, aż kusi mnie zapytać: żołnierzu, czy ci nie żal? Choć znając ich osobiście z parę plutonów, dobrze znam odpowiedź.

Żołnierski żywot jest przechlapany jeszcze z innego powodu: trzeba wykonywać rozkazy. Fakt, nie nosząc munduru, również w zwyczajnej robocie słucha ich prawie każdy. Lecz kiedy cywilny szef przegnie pałę, podwładny w jednej chwili może rzucić robotę. A żołnierz co? Najwyżej podłoży minę do złej gry i rzuci pod nosem kilka żołnierskich słów. Będąc w decyzyjnej niewoli, rozbrajającą szczerość musi zakrzyczeć gromkim: tak jest!

Poprzedni artykułKopnął w paragrafy
Następny artykułPożądanie bez granic
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.