Odkąd w 2015 roku na miejskich ulicach zaczął pojawiać się ten wspaniały pochód, mieszkańcy zawsze chętnie do niego dołączali. Nawet wówczas, gdy temperatura spadała kilkanaście stopni poniżej zera. Trudno się zatem dziwić, że także w ubiegły czwartek (6 stycznia) nie zniechęciła ich chłodna aura i tłumnie wzięli udział w Legionowskim Orszaku Trzech Króli.

Wielu uczestników uczyniło to tym chętniej, że przed rokiem całe wydarzenie zastopowała pandemia. W końcu jednak nawet ona musiała ulec sile tradycji oraz wiary. – Wspólnie z parafiami zdecydowaliśmy się na reaktywację orszaku, bo taka jest potrzeba społeczna. Chodzi o to, żeby wyjść z domu, żeby spotkać się z ludźmi, już po tych wszystkich lockdownach, żeby pośpiewać kolędy. A ci, którzy tego potrzebują, żeby mogli się pomodlić i pokazać, że są osobami wierzącymi. Naszym zadaniem jest wesprzeć tego typu inicjatywy i wspólnie z mieszkańcami tutaj być – mówi Piotr Zadrożny, zastępca prezydenta Legionowa.

Miejscem sformowania legionowskiego orszaku stał się Mój Rynek, czyli zmodernizowany, przystosowany również do takich celów fragment miejskiego targowiska. Mieszkańców powitali tam gorąco prezes zarządzającej placem spółki KZB Irena Bogucka oraz prezydent Roman Smogorzewski. – Cieszę się, że możemy się dzisiaj spotkać. Myślę, że wszyscy mamy taką wielką potrzebę wspólnotowego, a nie tylko przed telewizorem przeżywania także tego Święta Objawienia Pańskiego, popularnie zwanego Świętem Trzech Króli. Dobrze, że możemy się tutaj wspólnie spotkać, cieszyć się naszą obecnością i manifestować swoją głęboką wiarę w Jezusa Chrystusa, w nasze chrześcijaństwo i nasze poczucie wspólnoty miejskiej oraz wspólnot parafialnych – powiedział do zebranych gospodarz miasta.

Za widoczny dowód owej wspólnoty mogła służyć choćby imponująca, kilkusetosobowa frekwencja. Pod jej wrażeniem był między innymi zaproszony na uroczystość kapłan z parafii św. Jana Kantego. – Jestem od niedawna w Legionowie, ale jestem bardzo zbudowany tą społecznością. Orszak trzech króli to piękna inicjatywa, która w Polsce cieszy się coraz większą popularnością. Tutaj, jak słyszę, już od wielu lat. To wielka radość, bo przypomina nam o takiej życiowej pielgrzymce, podczas której wszyscy zmierzamy na to spotkanie z naszym Bogiem Jezusem Chrystusem, z naszym zbawicielem – przypominał ks. Jan Łaski, wikary w parafii pw. św. Jana Kantego.

To wprawdzie nieuchronna, lecz jednak bliższa lub dalsza przyszłość. A póki co, po wysłuchaniu wzruszających kolęd w wykonaniu młodych podopiecznych Pracowni Śpiewu Estradowego Angel’s Voice, uczestnicy legionowskiego orszaku ruszyli w drogę. Jej celem był kościół parafii św. Jana Kantego. Organizatorzy jak zwykle zadbali o to, aby całe wydarzenie możliwie wiernie odwzorowywało kultywowany od tysiącleci jasełkowy zwyczaj. Wszystko odbyło się więc, nomen omen, po królewsku. – Oczywiście każdy orszak trzech króli ma swoje tradycyjne elementy, które powinny w nim zaistnieć, więc także w tym roku nie odkrywamy tutaj Ameryki. Nie zmieniamy tej pięknej biblijnej historii, tylko opowiadamy o tym, jak to wszystko się kiedyś wydarzyło, a towarzyszy temu piękna piękna i śpiew legionowskich artystów – dodaje Piotr Zadrożny.

Z kolei inni młodzi ludzie wcielili się w znane niemal na całym świecie postacie Kacpra, Melchiora i Baltazara. Przy czym nie poprzestali tylko na stylowych strojach, lecz dziarsko odegrali uwspółcześnione, lekko humorystyczne scenki rodzajowe. Zaprezentowali je podczas krótkich postojów przy miejskim ratuszu, Błękitnym Centrum oraz przed główną siedzibą poczty. A skoro uwspółcześnione, nikt się zanadto nie dziwił, że do swych zabawnych dialogów monarchowie, niczym teatralnych suflerów, używali telefonów komórkowych… Najważniejsze, że tak jak ongiś betlejemska gwiazda, ich oraz cały orszak doprowadziły one w końcu do świątyni przy ulicy Schabowskiego, gdzie odbyła się uroczysta msza święta. I tak oto kolejnej legionowskiej tradycji świątecznej znów… korona z głowy nie spadła.

Poprzedni artykułPuls z plusem
Następny artykułWójt pyta o wały
Trudno powiedzieć, czy to wpływ zodiakalnego Koziorożca, ale lubi czasem nabić kogoś na medialne rogi. Starając się przy tym, a to coraz rzadsze zjawisko, nie nabijać w butelkę czytelników. 53-letni chłopiec starannie skrywający swe emocje. Głównie pozytywne. Posiadacz wielu cech, które dyskwalifikują go jako wzór dziennikarza. Mimo to od dwóch dekad dzielnie trwa na legionowskim posterunku.